„Oto, co się wydarzyło”, czyli kronika popkulturalna [03/12]
Komentujemy, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni w świecie seriali, filmów, gier, książek i szeroko pojętego showbiznesu.
Komentujemy, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni w świecie seriali, filmów, gier, książek i szeroko pojętego showbiznesu.
[image-browser playlist="605189" suggest=""]
W proteście przeciw ACTA kronika przez ostatnie tygodnie nie była publikowana. Dobrze, nie jest to niestety prawda, ale przecież brzmi to lepiej niż usprawiedliwianie się sesją… Sesja rozumiana w konwencji świata serialowego w ogóle łamie i odwraca wszystkie zasady. Nie ma to jak dawka soczystych, zdających treść egzaminu spoilerów, skutecznie niwelująca uczucie zaskoczenia w trakcie czytania pytań. W trakcie sesji też nie czeka się z niecierpliwością na jej kolejny odcinek - ba, im ich mniej i im są od siebie bardziej oddalone tym lepiej. Krótkie, typowe dla kablówek - albo lepiej, takie dla brytyjskich stacji - sezony to wręcz wybawienie. I jeszcze te wyniki oglądalności... z drżeniem rąk człowiek zagląda na stronę i patrzy, jak mu poszedł ostatni odcinek.
Wspomniany problem ACTA przez ten czas już zdążył ucichnąć i przestał być tematem na pierwszą stronę, ale wciąż ze świecą szukać wydania gazety, czy tygodnika bez choćby drobnej wzmianki o sprawie. Co się wydarzy, czy ACTA stanie się rzeczywistością i wejdzie w życie? Jeśli tak, czy rzeczywiście będzie to oznaczało koniec wolnego Internetu w Polsce? Na razie wstrzymałbym się ze ściąganiem i oglądaniem online wszystkiego co popadnie, bo już niejedna ustawa została uchwalona, a gorzej było potem z rzeczywistym jej działaniem. Pozostałbym zatem gdzieś pomiędzy umiarkowanym sceptycyzmem i pesymizmem, wyrażając delikatnie swój sprzeciw, gdy pytany o zdanie.
[image-browser playlist="605190" suggest=""]©2012 NBC
Odszedł czołowy nerd obecnej telewizji... i niestety trudno powiedzieć, że w wielkim stylu. Po pięciu latach pożegnaliśmy w końcu Chucka Bartowskiego i jego zespół. Było sporo odwołań do pilota, były powroty dawnych bohaterów, był charakterystyczny dla serialu kolejny fantastycznie kuriozalny występ muzyczny, ale i tak czegoś zabrakło. Nawet kilku rzeczy.
Sara, Sara, gdzie była ta Sara z poprzednich pięciu serii? Zabranie wspomnień jednej z dwóch najważniejszych postaci w serialu to bez wątpienia najbardziej niedorzeczny wątek tego sezonu telewizyjnego. Spokojnie bije nawet kuriozum z początku tego sezonu (tego samego zresztą serialu), jakim było umieszczenie Intersektu w głowie Morgana. Sprawa superkomputera w ogóle przestała robić jakiekolwiek wrażenie - jego motyw służył za rozwiązanie każdej możliwej w serialu zagadki. Bohaterowie walczą z Fulcrum, tajną komórką CIA, która przeszła na ciemną stronę mocy. Co jest celem Fulcrum? Odnalezienie osobnika, który jest w stanie wytrzymać upload Intersektu. W międzyczasie rozpoczynają się poszukiwania ojca Chucka, który - uwaga, niespodzianka - jest głównym twórcą Intersektu, to właśnie przez to porzucił rodzinę i żył w ukryciu. Po tym jak rozwikłana zostaje zagadka intencji Fulcrum, czas na nowego wroga - Krąg. Przy nim Fulcrum to w ogóle małe piwo, ono było tylko niewielką częścią tej złowieszczej organizacji. Krąg jest dużo bardziej zły (zły oczywiście w znaczeniu "evil", nie "bad") i jego plany mają zasięg właściwie już globalny. Albo przynajmniej tak nam się powtarza, bo wkrótce okazuje się, że Krąg również pracuje jedynie nad własnym Intersektem. Przywódca kolejnej organizacji przestępczej, Volkoff Industries, jest z natury bardzo przyjaznym człowiekiem, tyle że... jest również pierwszym Intersektem, który nie tyle dał mu specjalne umiejętności, co zmienił całkowicie jego osobowość. Z kolei ostatni wróg Chucka i spółki, Nicholas Quinn, były szpieg CIA, najgorszy z najgorszych, po prostu najczarniejszy czarny charakter, ciągle szuka i pragnie zdobyć - nie uwierzycie - Intersekt. Tak jakby nagle władza nad światem przestała być atrakcyjna.
Intersekt przestał być sekretem, przestał być czymś unikatowym. W ciągu pięciu sezonów suma ludzi z superkomputerem w głowie wzrosła z jednego kochanego Chucka do liczby dwucyfrowej, w tym dwukrotnie otrzymał go ktoś również ze stałej obsady serialu. Początkowo jego ładowanie trwało pół nocy i wymagało specjalnie przystosowanego do tego mózgu, pod koniec mógł go mieć każdy i to w ciągu kilku sekund. Sam Chuck usuwał i pobierał Intersekt częściej niż swego czasu tracił i odzyskiwał moce Clark Kent z Tajemnic Smallville.
I tak Chuck zakończył się w gruncie rzeczy przeciętnym odcinkiem z kilkoma zabawnymi scenami. Miał być wielki finał, podsumowanie serialu z epickim rozmachem, ale zabrakło pomysłów i - przede wszystkim - pieniędzy na coś lepszego. Co prawda przy symfonii Antonina Dvořáka (granej przez orkiestrę w ostatnim odcinku) nawet jedzenie śniadania wygląda właśnie "epicko", ale to nie ukryje wszystkich wad pożegnania z Chuckiem.
[image-browser playlist="605191" suggest=""]
©2012 NBC
Rekordowa widownia Super Bowl. Kiedy wydawało się, że czasy bicia rekordów oglądalności już przeminęły, ostatnimi czasy ta impreza co roku pokazuje nam, jak bardzo się myliliśmy. Zresztą nie ma się czemu dziwić, bo jest to show doprawdy fantastyczne i nie zepsuje go nawet fakt potykania się na schodach Madonny.
I czy takich reklam jak w trakcie Superbowl nie moglibyśmy dostawać częściej? Przecież to się aż chce oglądać!
[image-browser playlist="605192" suggest=""]©2012 ABC
ABC nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki - The River nie będzie następcą Zagubionych. Dla odmiany akcja toczy się zatem we wspaniałej, naturalnie dzikiej dżungli, a bohaterowie walczą o przetrwanie w obliczu szalejącego niewidzialnego potwora buszującego między drzewami. Do tego jedna z postaci nie mówi po angielsku, w dziczy nie brak tajemniczych szamańskich symboli, atmosfera jest gęsta i mroczna, a co jakiś czas oglądamy retrospekcje. Po prostu nijak to do czegoś porównać.
Jeśli ta oryginalność Was nie przekonuje, dodam, że jako producent wykonawczy podpisany jest sam Steven Spielberg. Już Falling Skies pokazało ile to znaczy.
Nic.
[image-browser playlist="605193" suggest=""]©2012 20th Century Fox
Nowa trylogia już jest na tyle stara, że doczekała się już pierwszej reedycji. George Lucas ma talent do wyciągania od ludzi pieniędzy i sprawiania, iż w sumie nie zdają sobie sprawy, że te pieniądze od nich wyciągnięto. Po raz kolejny zawitałem do kina na "Gwiezdne Wojny", które już widziałem nie raz, po raz kolejny na "Mroczne widmo", którego nie lubię i po raz kolejny był to film 3D, który byłby równie dobry w dwóch wymiarach.
Ale to w końcu "Gwiezdne Wojny" i nie pójść zwyczajnie nie wypada. Na następne epizody oczywiście też się wybiorę, tym razem mając skrytą nadzieję, że w reedycji uśmiercą postać Jar-Jara.
[image-browser playlist="605194" suggest=""]
©2012 NBC
Musicalowe szaleństwo przenosi się do telewizji. Glee w trzecim sezonie (mimo spadających wyników oglądalności) wraca do formy z pierwszej serii. Po tym jak w początkowych odcinkach postawiono na rozwój postaci i fabuły, teraz zaatakowano kilkoma odcinkami z fantastycznymi występami muzycznymi. Od hołdu dla "Grease" i oświadczyn w rytmach Rihanny, poprzez "jacksonowy" odcinek z genialnym wykonaniem "Smooth Criminal, aż po ostatni epizod z gościnnym występem Ricky'ego Martina i jego "Sexy and I Know It". Mimo że Ryan Murphy zapowiedział, że do serialu nie będzie zapraszał gwiazd i będzie chciał uniknąć odcinków "hołdujących", to trudno właściwie mieć do niego pretensje.
Zwłaszcza, że fanów muzyki może odebrać Glee nowa produkcja NBC - Smash. Fabularnie zbliżony bardziej do kinowych musicali, z czarującą Katherine McPhee w roli głównej i oryginalnymi piosenkami, serial zaczyna się naprawdę imponująco. Produkuje znów Steven Spielberg, aczkolwiek wartość tego faktu już znamy.
[image-browser playlist="605195" suggest=""]©2012 TVN/East News, fot. Piotr Mizerski
TVN7 tworzy pierwszy własny serial. I pewnie ostatni. Nie życzę źle "Regułom gry", ale znowu jest to samo, co przy większości polskich (a szczególnie tych z rodowodem z TVN-u) produkcji - bazowanie na hicie zza granicy, przeniesienie scenariusza w polskie realia oraz zatrudnienie pięknych i ładnych aktorów w rolach głównych. Podczas gdy w amerykańskiej wersji produkcji właściwie jedyną znaną osobą był David Spade, w rodzimej mamy ich cały szereg. Zakościelny, Wilczak, Kamińska - ja nie wątpię, że oni potrafią grać, ale może poszukajmy aktora do roli, a nie znanego nazwiska potrzebnego do promocji?
Znakomita większość aktorów z sitcomów zza oceanu przed dostaniem roli w serialu była praktycznie nikim. Nie trzeba tu od razu tworzyć nowych Przyjaciół i z sześciu aktorów wykreować sześć gwiazd, a z małego serialu sitcom wszech czasów, ale spróbować nie zaszkodzi.
Czytaj więcej: "Oto, co się wydarzyło", czyli kronika popkulturalna [02/12]
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat