Na łamach naEKRANIE.pl nad „Arrow” znęcamy się bez przerwy od połowy 3. sezonu. To właśnie wtedy produkcja CW mocno spuściła z tonu. Z dołka nie potrafiła wyjść do końca 3. serii, a w 4. sezonie nie widać zmian na lepsze. Wprost przeciwnie - serial wręcz zaskakuje brakiem pomysłowości scenarzystów (nijaki „łotr tygodnia”), powielaniem wątków, jakie pojawiały się już wielokrotnie (konflikt Olivera z kapitanem Lance'em, wybory na nowego burmistrza) i opieraniem fabuły na tych samych postaciach. Mało tego, za chwilę do "Arrow" powróci bohaterka, którą uśmiercono równo rok temu. Serial w 4. sezonie na chwilę obecną nie reprezentuje sobą nowej jakości, chyba że tak należy traktować zmianę nazwy bohatera na Green Arrow, co zresztą w typowy dla siebie sposób wyśmiał kapitan Lance. Zdaję sobie sprawę, że wątek burmistrza Star City i angażu w wybory Olivera Queena jest wyciągnięty z komiksów, ale być może właśnie to jest ten moment, by twórcy odstąpili na moment od pierwowzoru i fabułę oparli na czymś, czego jeszcze w tym serialu nie widzieliśmy. Bohaterowie w dialogach sami podkreślają, że burmistrzowie Starling City nie mieli łatwo (praktycznie w każdym sezonie uśmiercano po jednym), a atak na nową kandydatkę niemal natychmiast po ogłoszeniu nominacji to nowy rekord. W takim razie po co znów pakować do „Arrow” wątek polityczny?

[video-browser playlist="754460" suggest=""]

Pamiętacie 1. czy 2. sezon „Arrow”, w których bohaterowie mierzyli się ze znanymi łotrami z uniwersum DC Comics? Porównajcie sobie tamte jednowątkowe odcinki z tym, co oglądamy dziś. Oliver i jego team muszą zmagać się z totalnymi no name’ami bez charyzmy, charakteru i jasnego motywu działania. Cóż z tego, że steruje nimi Damien Darhk, skoro na dzień dzisiejszy postać ta wydaje się przerysowana jeszcze bardziej niż Ra’s Al Ghul z 3. serii? Patrząc na Darhka, wypada żałować, że twórcy tak łatwo pozbyli się z serialu Slade’a Wilsona. Dziś widać, jak wielki był to błąd. W 4. sezonie nudne robią się też przepychanki między kapitanem Lance'em i Oliverem Queenem. Oglądamy je od dłuższego czasu i uważam, że jeśli ktoś w tym serialu zasługuje na ostateczną śmierć, to właśnie Lance. Może to on leży w grobie, który widzieliśmy w premierze 4. serii? A co do grobów… Nie przypuszczałem, że Jama Łazarza posiada aż takie moce, że jest w stanie wskrzesić kogoś, kto jest martwy nawet przez rok, a właśnie tyle czasu mija od śmierci Sary. Zakładam, że wizyta Laurel i Thei w Nanda Parbat, powrót Malcolma Merlyna i zapewne pojawienie się Johna Constantine’a nieco wzmocnią fabularnie „Arrow” w kolejnych odcinkach. Najbardziej rozczarowuje mnie fakt, że twórcy „Arrow” nie potrafią wprowadzić do serialu nowych bohaterów. Z wielką łatwością udaje się to w „The Flash”, ale nie tutaj. W tej chwili trudno powiedzieć coś więcej na temat nowego podopiecznego Felicity, ale jej wątek już bez Raya Palmera u boku również nie był najwyższych lotów. A może największym problemem „Arrow” jest fakt, że niemal każdy w tym serialu został superbohaterem? Kostium ubrała Thea, Laurel, a Diggle dostał hełm. Gdzieś w tym wszystkim brakuje normalności i postaci, które swoją obecnością potrafią wprowadzić do serialu świeżość. Nie znajdujemy jej nawet w retrospekcjach, bo Oliver powrócił do biegania po lesie (chyba najtańszej formy zdjęciowej z perspektywy producentów) i szpiegowania na dobrze znanym dla siebie terytorium. Czytaj również: Jaką rolę w 4. sezonie „Arrow” odegra Malcolm Merlyn?Arrow” w 4. sezonie zawodzi z prostego powodu – powiela schematy, które widzieliśmy już wielokrotnie. Szkoda, bo nowa seria to okazja do nowego otwarcia i odkrycia serialu na nowo. Tego w produkcji o Oliverze Queenie niestety nie uświadczyliśmy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj