Baśnie #18: Maluchy w Krainie Zabawek – recenzja
Data premiery w Polsce: 17 sierpnia 2016Miłośnicy serii Baśnie, którzy zgrzytali zębami przy kilku ostatnich słabszych tomach, będą zadowoleni, że dotrwali do osiemnastego albumu – Maluchy w Krainie Zabawek to powrót do wysokiej formy, unikatowego klimatu i opowieści mieszających bajkowość z krwawym horrorem.
Miłośnicy serii Baśnie, którzy zgrzytali zębami przy kilku ostatnich słabszych tomach, będą zadowoleni, że dotrwali do osiemnastego albumu – Maluchy w Krainie Zabawek to powrót do wysokiej formy, unikatowego klimatu i opowieści mieszających bajkowość z krwawym horrorem.
Trochę można narzekać, że po rozprawieniu się z Adwersarzem Bill Willingham nie był w stanie/nie chciał już skierować Baśni na jeden określony tor, zamiast tego klucząc, rozbijając fabułę na mniejsze historie, a takiego Pana Mrocznego w sumie traktując po macoszemu i szybko skreślając. Można narzekać, że nowy wątek dzieci Śnieżki i Bigby’ego rozwija się powoli i na chwilę obecną jest średnio interesujący. Można, i się narzekało – bo choćby poprzedni tom, Fables Vol. 17: Inherit the Wind, był jednym ze słabszych w całym cyklu.
Tym większym zaskoczeniem są jednak Fables, Vol. 18: Cubs in Toyland, 18. odsłona serii, a zarazem jedna z lepszych fabuł w jej historii. Znowu skupiamy się na pociechach Śnieżki, tym razem jednak dwójka z nich wychodzi na pierwszy plan i przeżywa własną przygodę. Oczywiście, to Baśnie, więc słowo „przygoda” należy czytać jako „koszmar”, a „przeżywa” jako „krwi poleje się dużo, niektórzy zginą”; bo w tym tomie wraca tak uwielbiany przez czytelników mroczny klimat, wraca mieszanie baśniowości i bajkowości z makabrą – Willingham znowu przypomina nam, że pisze dla dorosłych, co objawia się jednak nie tylko przemocą, ale też atmosferą i przekazem opowieści. Tu nie żyje się długo i szczęśliwie.
Wspaniały jest już sam pomysł na Krainę Zabawek, czyli świat, do którego trafiają zepsute zabawki. Pustkowie, po którym kuśtykają na połamanych drewnianych nóżkach, pełne oderwanych plastikowych kończyn i walającego się wszędzie, niczym wnętrzności, pluszu. A pomysł Willinghama na to, dlaczego te zabawki tam trafiają – nic nie zdradzę, ale przyznam, że w momencie ujawnienia tajemnicy Krainy Zabawek przeszedł mnie dreszcz. Jeżeli chodzi o kreację tego niezwykłego świata, twórca Baśni wzniósł się na swoje wyżyny. Przy okazji też w warstwie fabularnej potrafi zaskoczyć, nieco zszokować i pokazuje, że odwagi ma nie mniej, niż George R.R. Martin.
I za to Baśnie się kocha – za dorosłe podejście do nie-dorosłych postaci i historii, za wejście pod powierzchnię bajek i historyjek dla dzieci i odnalezienie drugiego dna, prawdziwego znaczenia tych opowieści (w tym tomie – opowieści o powinności króla i królowej). Gdy Bill Willingham jest formie, a wspiera go graficznie jak zawsze świetny Mark Buckingham, efekt bywa piorunujący.
Choć w Maluchach... wyzwanie Buckinghamowi rzucił Gene Ha, który zilustrował zamykającą ten album historię Gra w przeznaczenie, opisującą pewne wydarzenia z przeszłości Bigby'ego - momentami nawet mroczne, nieco bardziej malarskie rysunki Ha wydawały się lepiej pasować do klimatu Baśni, niż ilustracje głównego artysty cyklu.
Przed nami jeszcze cztery tomy serii.
Źródło: Fot. główne: Kadr z komiksu
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat