Bates Motel: sezon 5, odcinek 9 – recenzja
Jak na odcinek przygotowujący do wielkiego finału epizod numer 9 można nazwać zaledwie dobrym. Brak było większych wzlotów, upadków, za to zawiązał się jeden wątek o bardzo widowiskowym potencjale.
Jak na odcinek przygotowujący do wielkiego finału epizod numer 9 można nazwać zaledwie dobrym. Brak było większych wzlotów, upadków, za to zawiązał się jeden wątek o bardzo widowiskowym potencjale.
Mowa o akcji szeryfa Romero, który wreszcie dopadł Normana Batesa. Udało mu się to bardzo sprawnie i bez większych problemów – grożenie bronią dawnym kolegom z komisariatu po raz kolejny utwierdza nas w przekonaniu, że były szeryf nie ma już nic do stracenia. Jego koniec wydaje się być bardzo bliski, a nawet jeśli ujdzie z życiem w odcinku finałowym, z pewnością trafi za kratki na długi, długi czas. Rozpacz Romero widać w każdym jego geście, a satysfakcja, z jaką ściskał gardło Normana była wręcz przerażająca. I choć początkowo mu kibicowałam, teraz, gdy z Normana uczyniono tego najbardziej poszkodowanego, nie wiem, po której stronie się opowiedzieć.
Przez cały czas trwania odcinka, Norman był obecny ciałem, ale nie duchem. Widmo jego matki całkowicie przejęło nad nim kontrolę, co jest zwyczajnie smutne. Oczywiście, jeśli chodzi o stronę aktorską, nie ma nad czym ubolewać – dzięki zabiegom montażowym, w których naprzemiennie możemy obserwować zarówno syna jak i matkę, mamy znacznie więcej Vera Farmiga, która według mnie jest najmocniejszą stroną tego serialu. Zarówno Norma, jak i jej widmo w wykonaniu aktorki potrafią zaskarbić sobie całą uwagę widza, nawet jeśli mowa o scenach nagrywanych wyłącznie w celi lub w pokoju przesłuchań (gdzie przecież nie ma pola do popisów aktorskich). I nie inaczej było tym razem.
Głównymi bohaterami bieżącego odcinka nie byli jednak Norman i jego matka, a Dylan i Emma. Kamera skupiała się głównie na nich i ich małżeństwie. Nie do końca rozumiem jednak postawę Emmy, która wyraźnie zaznacza, iż „nie wie, czy to przetrwają”. Jasna sprawa – szwagier zamordował jej matkę – ale nie wiem dlaczego miałby ucierpieć na tym jej związek z Dylanem, który (co dziwne) ostatnio razi mnie w serialu jakby mniej. Tak właściwie Emma pojawiła się w tym odcinku po raz pierwszy po długiej nieobecności. Co prawda widywaliśmy ją co jakiś czas z niemowlęciem w ramionach, ale nie mogliśmy obserwować jej działań w bieżącej fabule. Teraz, nie dość, że "porozmawiała" z Normą nad jej grobem, to jeszcze sentymentalnie pożegnała się ze swoją matką, rozsypując jej prochy nad urwiskiem. To dość ważne i duże sceny i nie bez powodu powierzono je właśnie Emmie jako postaci powracającej. Osobiście uważam jedna, że sam wątek z urną i żałobą był odrobinę naciągany, bo matka Emmy była epizodyczną postacią nie tylko w fabule, ale i w życiu dziewczyny. Ale można to podciągnąć pod szeroko rozumianą figurę matki, która – jakby nie patrzeć – jest w serialu najistotniejsza. Wyraźnie sygnalizuje to przykrą prawdę – Norman nigdy nie będzie w stanie w równie dobitny sposób pożegnać się ze swoją.
Emma, choć dopiero co się pojawiła, dokonała również czegoś, czego nikt wcześniej nie zrobił – zwróciła się do Normana wiedząc, że to wcale nie on. Był to naprawdę mocny moment i w tej krótkiej scenie widz mógł dopiero zdać sobie sprawę z tego, że ci dwoje byli kiedyś dobrymi przyjaciółmi. Przez minione sezony ten wątek został odłożony na półkę, jednak, jak widać, cały czas był obecny gdzieś w tle. Zastanawia mnie jaką rolę odegra Emma w odcinku finałowym – bo póki co to właśnie ona podjęła najefektowniejszą i najbardziej nietypową konfrontację z Normanem.
Odcinek numer 9 był przedostatnim odcinkiem sezonu, jak i całego serialu Bates Motel. Nie dało się jednak w żaden sposób tego faktu odczuć – wydaje mi się jakby zbyt wiele wątków pozostało jeszcze otwartymi. Jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób finałowa kulminacja zostanie nam zaprezentowana i mam nadzieję, że po tej chwili na oddech, jaką był bieżący odcinek, za tydzień wszyscy zostaniemy w pełni usatysfakcjonowani zaskakującą akcją.
Źródło: zdjęcie główne: A&E
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat