Fear the Walking Dead: sezon 3, odcinek 12 – recenzja
Fear the Walking Dead można krytykować za nieudolność historii czy postaci, ale kiedy akcja nabiera tempa, to trudno oderwać wzrok od ekranu. Najnowszy odcinek nie tylko emocjonował ze względu na dramatyczne wydarzenia rozgrywające się na ranczu, ale również zaskoczył niespodziewaną śmiercią jednego z bohaterów.
Fear the Walking Dead można krytykować za nieudolność historii czy postaci, ale kiedy akcja nabiera tempa, to trudno oderwać wzrok od ekranu. Najnowszy odcinek nie tylko emocjonował ze względu na dramatyczne wydarzenia rozgrywające się na ranczu, ale również zaskoczył niespodziewaną śmiercią jednego z bohaterów.
W odróżnieniu do The Walking Dead, w Fear the Walking Dead wydarzenia rozgrywają się zawsze znacznie szybciej, bez czarowania się przez kilka odcinków, od razu przechodzą do sedna sprawy. Najnowszy odcinek tym razem skupił się na ranczu, gdzie napięte nastroje przeobraziły się w trwogę, a potężna chmara zainfekowanych zaatakowała jego mieszkańców. Bardzo to przypominało sytuację, w której mieszkańcy Alexandrii w szósty sezonie The Walking Dead starali się odciągnąć hordę szwendaczy, budując ścianę z blachy i też nie za dobrze się to dla nich skończyło. Bardzo możliwe, że twórcy zaczerpnęli też pomysł z komiksu, co już im się wcześniej zdarzało (choćby motyw z radiem). Rzeka zombie robiła wrażenie i podkręciła poziom emocji, których w tym epizodzie nie brakowało.
Jednak początek nie zapowiadał żadnych dramatycznych wydarzeń. Obserwując poczynania Troya na wygnaniu, mogło się rzucić w oczy, że żaden zainfekowany go nie zaatakował, co wydawało się podejrzane. Jego włamanie do domu Nicka też nie wywołało większego niepokoju, choć dziwi, z jaką łatwością udało mu się to osiągnąć i przemierzyć tak szybko długie dystanse. To całe przyspieszanie akcji, aby jak najszybciej przejść do kulminacyjnego punktu, powoduje mieszane odczucia, ponieważ trudno się połapać, ile czasu minęło. Znowu też niektóre dialogi między bohaterami wołają o pomstę do nieba, a przodują w tym Alicia i Jake. Oczywiście ważne jest to, aby ustalić ich wzajemne uczucia, ale chciałoby się zobaczyć prawdziwe emocje malujące się na twarzach aktorów. W efekcie wygląda to tak jakby tylko odczytywali swoje kwestie, aby mieć to już za sobą.
Z kolei druga część odcinka obfitowała w naprawdę ciekawy rozwój wypadków. Oglądaliśmy jak Jake postanowił zająć się swoim bratem, po tym jak zobaczył, że to on stoi za zbliżającym się atakiem zainfekowanych na ranczo. O ile Troy to całkiem interesująca postać ze względu na psychopatyczny charakter, to jego brat tylko momentami potrafił skupić na sobie uwagę. Dlatego też ich pojedynek nie wywoływał dreszczyku emocji, nie czuło się napięcia, że Jake zaraz naciśnie na spust. Na szczęście scena odcinania ręki mroziła krew w żyłach swoją makabrycznością. I co ciekawe wyglądała niemal identycznie, jak pewna przełomowa sytuacja z komiksu, gdzie ten motyw się pojawił. Z tą różnicą, że Jake umarł i przebiegło to w zupełnie niezauważalny sposób, co jest trochę niezrozumiałe. Skoncentrowano się na jego przemianie i dobijaniu przez Troya, co akurat dobrze zafunkcjonowało wraz z przeplatającymi się dramatycznymi obrazkami z rancza. Miało to swój klimat przy tej niepokojącej muzyce w tle.
Natomiast na terenie rancza w tym czasie trwała walka o przetrwanie. Zainfekowani przedarli się przez lichą ścianę stworzoną z kamperów. Nawet przy świetle dziennym wyglądało to upiornie. Jednak chyba najbardziej w pamięć zapadała scena, kiedy Coop próbował się zastrzelić, ale zabrakło mu nabojów, więc Alicia go dobiła, zapobiegając jego przemianie. To było poruszające i trudne do oglądania, bo przecież to wciąż młoda dziewczyna, a znowu musiała podjąć dojrzałą, żeby nie powiedzieć, męską decyzję. Staje się twardzielką jak Madison. Ta zmiana działa na korzyść tej postaci w odróżnieniu do Nicka, który postępuje nielogicznie ciągle ratując Troya z opresji i zrzucając na niego całą winę. A sam też nic nie zrobił, aby odciągnąć hordę szwendaczy choćby klaksonem w samochodzie.
Mimo kilku zastrzeżeń, co do odcinka, że można było niektóre sceny nakręcić i zagrać lepiej, to końcówka naprawdę pasjonowała. Nie obyło się bez dramatów, emocji, niespodziewanych śmierci i brutalnych zdarzeń. Pomysł na atak rancza przez hordę zainfekowanych był strzałem w dziesiątkę. Warto też zauważyć, że w pewnym momencie padło przekleństwo z ust Nicka. Jest to o tyle ważne wydarzenie, że może doczekamy się tego w The Walking Dead, aby serialowy Negan jeszcze bardziej przypominał tego z komiksu, którego charakteryzuje ostry i pełen wulgaryzmów język. W każdym razie na ranczu znowu zrobiło się wyjątkowo ciekawie i aż chce się czekać na kolejny epizod, aby zobaczyć jak cała sytuacja się dalej rozwinie. A możemy być pewni, że to jeszcze nie koniec mocnych wrażeń!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1973, kończy 51 lat