„Get on Up”: Narodziny gwiazdy – recenzja
Data premiery w Polsce: 16 listopada 2014Nowa produkcja Tate'a Taylora wynosi na szczyt nie tylko Jamesa Browna, ale także grającego go Chadwicka Bosemana. Oceniamy Get On Up.
Nowa produkcja Tate'a Taylora wynosi na szczyt nie tylko Jamesa Browna, ale także grającego go Chadwicka Bosemana. Oceniamy Get On Up.
Get On Up stanowi prawdopodobnie ostatni rozdział w trwającym od niedawna wzroście popularności filmów o ważnych czarnoskórych postaciach historycznych. Oglądaliśmy już biografię baseballisty Jackiego Robinsona (42), polityka Nelsona Mandeli (Mandela: Droga do wolności) i pracownika Białego Domu, Eugene’a Allena (Kamerdyner). Spory udział w tym ma Chadwick Boseman – zapamiętamy go nie tylko bowiem jako wspomnianego gracza MLB, ale również jako słynnego amerykańskiego wokalistę Jamesa Browna.
Wypada wyraźnie zaznaczyć, że Get On Up to przede wszystkim Chadwick Boseman. Już swoją błyskotliwą kreacją w 42 ściągnął na siebie uwagę producentów, ale tym razem nie zostawił wątpliwości, że aspiruje do najwyższej hollywoodzkiej ligi. Jego rola Jamesa Browna to jeden z tych występów, o których mówi się, że aktor nie gra bohatera, lecz staje się nim. Nie wiadomo, gdzie podziewał się do tej pory, bo choć jego wygląd może wskazywać inaczej, ma na karku już 38 lat. Niemniej tym filmem właśnie zdobył serca krytyków, a dzięki angażowi w Captain America: Civil War pozostaje czekać, aż zrobi to samo z publicznością na całym świecie.
[video-browser playlist="632690" suggest=""]
Boseman miał jednak gdzie się wykazać, bo biografia Jamesa Browna to doskonały materiał na film. Życie artysty było tak barwne jak jego pełen zaśpiewów i innych ozdobników głos. Trudne dzieciństwo, brak pieniędzy, dojście do sukcesu dzięki ciężkiej pracy i ogromnemu talentowi, problemy z używkami i prawem - jest o czym opowiadać. Reżyser zaś nie pozostawia żadnych luk, opowiadając całą historię od deski do deski i pozwalając śledzić krok po kroku karierę głównego bohatera. No, być może nie do końca krok po kroku, bo Taylor próbuje urozmaicić fabułę, przedstawiając ją w sposób nielinearny. Czemu próbuje w ogóle ją urozmaicić? Bo choć Get On Up ogląda się bez chwili znużenia, całość pozostaje jednak w dużej mierze przewidywalna i nie wychodzi poza schemat. Historia - nieważne, że nie pokazywana po kolei - jest właściwie odmierzona od linijki. Wystarczy jeszcze raz przyjrzeć się wspomnianemu chwilę wcześniej opisowi fabuły: trudne dzieciństwo, brak pieniędzy, dojście do sukcesu dzięki ciężkiej pracy i ogromnemu talentowi, problemy z używkami i prawem. Nic szczególnie zaskakującego.
Czytaj również: Premiery kinowe weekendu - 12-14 grudnia
Get On Up pod wieloma względami przypomina znacznie mniej energetyczne - pozbawione bowiem hitów prekursora gatunków soul i funk - Służące. Świetnie poprowadzona historia w odpowiednich momentach ekscytuje i wzrusza, choć reżyser ponownie nie podejmuje ryzyka. Niemniej zobaczyć Chadwicka Bosemana, zanim przywdzieje strój Czarnej Pantery, zwyczajnie należy.
Poznaj recenzenta
Dawid RydzekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat