Jak już wspominałem przy recenzowaniu poprzedniego odcinka Halo, nie jest to typowa łupanina science fiction. Jeśli miałbym do czegoś porównać tempo narracji, to byłoby to The Expanse. Znów więc mamy budowanie postaci i świata, nienachalne posuwanie historii do przodu. Jak na mój gust nieco za wolne jak na czwarty już odcinek i praktycznie połowę pierwszego sezonu, ale takie same też uczucia miałem względem przygód załogi Rocinante, a pokochałem tamten świat. Liczę więc, że tu będzie podobnie. Świetnie wypada dynamika między doktorem a resztą członków z oddziału Johna 117. Ta chłodna relacja między naukowcem a obiektami badań szybko nabiera rozpędu i pokazuje grupkę superżołnierzy w zupełnie nowym świetle. Chemię między nimi - wytworzoną przez lata wspólnego treningu, walki, istnienia w tym świecie - ciężko do czegokolwiek porównać. Jeszcze dochodzi kwestia samej ich relacji z Keyes. Wystarczyło okazać odrobinę empatii, by zobaczyć ludzką stronę tych maszyn do zabijania. Przy tej okazji świetnie pokazano reakcję Kai-125 na wyjęcie inhibitora emocji. Jednak najjaśniejszym punktem tego odcinka jest dla mnie budowanie postaci dr Halsey. Nie tylko zresztą przez nią samą, a przede wszystkim przez ludzi z jej otoczenia, którzy anegdotami na jej temat bądź nawet i samą reakcją na jej obecność dają znać, jaką jest osobą. A jest zwyczajnie zimna, wyrachowana, pozbawiona empatii, skupiona tylko na własnym celu, patrząca na innych z góry, często bezlitośnie eliminująca to, co nie pasuje do jej wizji idealnego świata. Naprawdę wielki plus za takie poprowadzenie tej postaci i wyciągnięcie z niej całego mroku, jakiego nie pokazano w grach, a przynajmniej nie aż tak.
fot. Paramount
Zdecydowanie słabiej wypada za to wątek Kwan i Sorena. Co prawda dzięki nim mamy kilka fajnych scen akcji, zasadniczo jedynych w tym odcinku, ale to wszystko. Niestety, ale nasza bohaterka przez swoją naiwność i ślepą wiarę w cel ma potencjał na stanie się wyjątkowo irytującą postacią, a takich tu nie potrzeba. Wolałbym już skupienie się bardziej na wątku Master Chiefa, mam więc nadzieję, że twórcy w dalszej części serialu albo zmarginalizują jej rolę, albo nadadzą jej sens, którego na razie nie mogę się doszukać. Podsumowując: dalej jest świetna zabawa, klimat i atmosfera. Halo jest chyba pierwszym serialem, który tak mocno odbiega od materiału źródłowego, a jednocześnie jest tak dobry. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj