„Legenda Korry”: sezon 4, odcinek 12 i 13 (finał) – recenzja
Ostatni odcinek serialu "Legenda Korry" to coś niespotykanego w telewizji. Oto kończy się jeden z najlepszych seriali animowanych w historii, który wyznacza nowe standardy telewizji dla w założeniu młodszych widzów.
Ostatni odcinek serialu "Legenda Korry" to coś niespotykanego w telewizji. Oto kończy się jeden z najlepszych seriali animowanych w historii, który wyznacza nowe standardy telewizji dla w założeniu młodszych widzów.
"Legenda Korry " ("Legend of Korra") na zakończenie oferuje widzom kulminację epickich rozmiarów, na którą czekaliśmy cały sezon, i ani przez chwilę nic tutaj nie rozczarowuje. Oba odcinki prezentują ogromne tempo, a my obserwujemy wiele fenomenalnych scen akcji oraz dramatyzm, jakiego trudno doszukiwać się w wielu serialach bez względu na grupę docelową czy gatunek. To, co tutaj się dzieje, wciąga, zachwyca i wywołuje gigantyczne emocje.
Pomysł na to, by doprowadzić do konfrontacji w samym centrum miasta, jest trafny, bo to świetny pretekst do podniesienia stawki wydarzeń i zbudowania efektownej otoczki. Innymi słowy, serial dostaje wybuchowe zakończenie, jakiego mogliśmy oczekiwać. Starcie z Kuvirą pokazuje widzom przede wszystkim, jak przez 4 sezony Korra zmieniła się, dojrzała i stała się szczerze godna miana Awatara. Gdy przypomnę sobie niechętną, leniwą oraz buntowniczą dziewczynkę i porównam ją z charyzmatyczną, inspirującą kobietą z finału, to jestem zachwycony. To dowód na to, jak tworzyć bohaterów, jak ich prowadzić i jakie wyzwania oraz problemy stawiać przed nimi, by mogli dojrzewać. To jest pokaz tego, jak tworzyć telewizję - bez względu na to, czy animowaną, czy aktorską, bo twórcy sprawili, że widzowie mogli sympatyzować z bohaterką, a inni w pewnym względzie nawet się z nią identyfikować. Jak wiele seriali przez kilka sezonów ukazuje widzom takie dojrzewanie centralnej postaci, która często z odcinka na odcinek przechodzi ważną, kształtującą ją przemianę? Tutaj zrealizowano to perfekcyjnie.
Nie zapominajmy też o kolejnej zalecie, która została w finale podkreślona. Współczesna telewizja stara się coraz częściej nadawać role silnym kobietom, by dodać do kotła trochę równowagi, ale mimo wszystko tego typu elementy - także w serialach aktorskich - nie są jeszcze standardem. Dlatego rola "Legend Korry" w tej kwestii jest bezcenna. Mamy przecież centralną bohaterkę, która przeżyła piekło i stała się nieprawdopodobnie silną kobietą. Mamy także inne postacie żeńskie, które przewijały się przez te 4 sezony - na czele z Asami czy też Kuvirą w roli czarnego charakteru. Tutaj nie było dam w opałach, ale też nie były to postacie kompletnie zależne jedynie od swoich umiejętności. Zauważmy tę równowagę, bo jest ona szalenie ważna - choć Korra była silna i często rozwiązywała konflikty w pojedynkę, przeważnie otrzymywała pomoc ze strony kompanów płci męskiej. Mało jest seriali w telewizji, które miałyby tyle silnych przedstawicielek co "Legenda Korry ".
[video-browser playlist="644048" suggest=""]
Pod względem prowadzenia akcji i tworzenia klimatu finał imponuje od pierwszej do ostatniej minuty. Bitwa z Kuvirą, dramatyzm i poszczególne decyzje bohaterów oraz zwroty akcji sprawiają, że odcinek ogląda się, siedząc na skraju fotela i zastanawiając się, jaki będzie kolejny krok bohaterki w sytuacji tak bardzo beznadziejnej. Twórcy wykazują się nieprawdopodobną budową emocji, napięcia opartego na warstwie czysto rozrywkowej. Często podczas seansu obawiałem się, że któryś z bohaterów zaraz zginie w dramatycznych okolicznościach.
Nic, co jest diabelnie widowiskowe, nie będzie działać, gdy nie ma w tym duszy. "Legenda Korry" ma nie tylko serce, ale i rozum, bo opowiada historię w perfekcyjnej równowadze, by nie zanudzić zarówno młodych, jak i dorosłych odbiorców, którzy wciągają się w ten serial w taki sam sposób. Kiedy przyglądam się finałowi, wydaje się, że cały luźny wątek Varricka i jego przyjaciółki jest właśnie takim czymś, co potrafi rozluźnić i może nawet być humorystycznym motywem, który bardziej trafi do młodych. Przez jakiś czas zastanawiałem się, czy Varrick zrobi ten ruch, a jak już - czy uda się tego dokonać z wyczuciem. I wyszło to po prostu idealnie. Emocje i śmiech w jednym.
"Legenda Korry" to najlepszy serial animowany obok "Awatara: Legend Aanga", a pod wieloma względami swoją dojrzałością i równowagą tematyczną nawet przebija poprzednika. Końcowe minuty są tego fantastycznym dowodem. Ta scena oferuje wiele satysfakcji i wydaje się najlepszym zakończeniem serialu, na jakie mogliśmy liczyć. Istotne przede wszystkim jest tutaj to, że twórcy podjęli krok, jakiego nikt nigdy w telewizji dla dzieci nie podjął, i pokazują, że można zrobić coś takiego z nieprawdopodobną subtelnością oraz mocą. Kto by się spodziewał, że Korra i Asami zostaną parą? Zauważmy, że ostatnia scena wyraźnie to sugeruje tylko dorosłym, bo młody odbiorca może tego nie odebrać w taki sposób. Nie jest to pokazane nachalnie i łopatologicznie. Ta subtelność stała się tutaj kluczem, a późniejsze potwierdzenie zamierzeń - dowodem na to, że zrobiono to najlepiej, jak tylko można było.
Czytaj również: Naprzód, „Power Rangers: Zagubiona Galaktyka”!
"Legenda Korry" to fenomenalna produkcja, której finał udowodnił nieprawdopodobną klasę twórców. Oto serial animowany dla dzieci, który wyznacza zupełnie nowe standardy tworzenia takiej telewizji. Nie zawsze musi być głupio i infantylnie, gdy podejdzie się do czegoś z sercem, odwagą i rozumem. Tak tworzy się historię telewizji - i nie tylko przez przełomowe ostatnie sekundy, ale poprzez całokształt. Zapewne długo nie powstanie serial animowany dla młodego odbiorcy, który zaprezentuje sobą coś więcej niż tylko ładny obrazek. Serial, który czegoś nauczy, zapadnie w pamięć, zachwyci dojrzałością i zbuduje nieprawdopodobne emocje - jak właśnie "Legenda Korry".
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat