Legion: sezon 3, odcinek 5 - recenzja
Legion wchodzi w decydującą fazę. Świadczą o tym zarówno dramatyczne wydarzenia z odcinka, jak i mocny cliffhanger z jego finału. Czy jednak wciąż jest to rozrywka na najwyższym poziomie? Oceniam.
Legion wchodzi w decydującą fazę. Świadczą o tym zarówno dramatyczne wydarzenia z odcinka, jak i mocny cliffhanger z jego finału. Czy jednak wciąż jest to rozrywka na najwyższym poziomie? Oceniam.
Legion nie jest pierwszym filmowo-serialowym tworem, który czerpie garściami z dobrodziejstw surrealizmu i przy każdej możliwej okazji bawi się formą i treścią. Produkcja Noaha Hawleya wyróżnia się jednak tym, że nawet na moment nie wpada w koleiny nudy i artystycznej inercji. Jednym słowem, pomysły twórców nigdy się nie kończą. Każda scena w odcinku jest robiona tak, aby wycisnąć z niej jak najwięcej dziwności i osobliwości. Ostatnia odsłona serialu zmierza do końca, a ze świeczką szukać epizodów, które pod tym względem odstawałyby od reszty. Twórcy wykorzystują oprawę audiowizualną, nawiązania do popkultury i wszelkiego rodzaju symbolizmy do budowania estetyki. W większości przypadków trafiają w dziesiątkę. Nic tu nie jest przerysowane, pozbawione gustu czy dobrego smaku. Jeśli Legion utrzyma taką konwencję do ostatnich minut, będziemy mówić o tej produkcji, jako o jednej z najlepszych w historii telewizji. Rzadko się przecież zdarza, że serial do samego końca nie obniża lotów, trzymając się wcześniej wypracowanego stylu.
Powyższe dotyczy oczywiście również omawianego epizodu. Festiwal niesamowitości i osobliwości trwa w najlepsze i wciąż nie ma czasu na nudę. Gdy fabuła chwilowo zwalnia, na pierwszym planie pojawia się muzyka. Po raz kolejny produkcja w ciekawy sposób konwertuje popularne piosenki na potrzeby opowieści. To następna cecha charakterystyczna serialu. W czterdziestominutowym odcinku twórcy znajdują wystarczającą ilość czasu i przestrzeni, żeby zafundować nam pozbawione dialogów długie sceny, w których muzyka jest doskonale zgrana z oprawą wizualną. Coś wspaniałego.
A jak się ma sama opowieść? W piątym epizodzie dzieje się wiele istotnych rzeczy, szczególnie jeśli chodzi o naszego protagonistę/antagonistę. Ci, którzy wcześniej mieli wątpliwości co do moralności Davida i nie mogli zdecydować się, po której stronie stoi, dzisiaj dostali jasny przekaz, że nie jest dobrze z Hallerem. W najnowszym epizodzie ujrzeliśmy narodziny Legionu – tytułowego bohatera całej opowieści. W głowie Davida jest Ich wielu i każdy z Nich wydaje się szalony. Chaos w umyśle nie usprawiedliwia jednak czynów Hallera. W decydujących momentach to on sprawuje kontrolę nad swoimi mocami i to on jest odpowiedzialny za otaczającą go śmierć.
David stawia kreskę na obecnej linii czasowej. Zamierza zmienić przeszłość, tak żeby nie było już zła. W związku z tym, wszystko, co dzieje się w teraźniejszości, nie ma najmniejszego znaczenia. Wynikiem tego, nasz bohater zabija kolejne postacie. Wszyscy jego przyjaciele są zagrożeni. Finalnie życie traci nawet Syd, jednak David nie przejmuje się tym. Zaraz teraźniejszość przestanie istnieć, a w nowej rzeczywistości wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Myślenie szaleńca czy czysty pragmatyzm? Twórcy Legionu po raz kolejny kwestionują moralność swoich bohaterów. W świetle toczących się wydarzeń, dobro i zło przestaje odgrywać jakąkolwiek rolę. Rzeczywistość, w której żyjemy, za moment zniknie w niebycie, więc wszystko nam wolno. Możemy pozwolić sobie na najgorsze zachowania, bo już za chwilę świat zacznie się od początku.
Cóż za wspaniały punkt wyjścia dla psychologiczno-filozoficznych rozważań, a przecież Legion jest tylko eklektyczną produkcją rozrywkową. Gdy spojrzymy jednak głębiej, dojrzymy multum złożonych nawiązań. Abstrahując już od postaci Davida, która z jednoznacznością niewiele ma wspólnego, to wciąż intryguje Shadow King i jego ojcowski stosunek do Hallera. Czy jest tutaj pewnego rodzaju miłość? Czemu Farukowi tak bardzo zależy na Davidzie? Czyżby pasożyt stał się niepostrzeżenie nosicielem, który nie może żyć bez swojej dawnej ofiary? Większość z postaci jest uwikłanych emocjonalnie w toczące się wydarzenia. Nawet jeśli stanowią one jedynie epizod, ich los nas porusza. Walczący z własnymi demonami Clark, zawiedziona swoim bogiem Lenny czy w końcu, poświęcająca życie Syd – każdy z nich na przestrzeni odcinków dostał wystarczającą ilość czasu na podbudowę psychologiczną. Dzięki temu ich śmierć nie pozostawia nas obojętnymi.
W najnowszym odcinku David Haller zrobił znaczący krok w kierunku swojego komiksowego odpowiednika. Bohater upodobnił się nieco do szalonego mutanta, znanego z kart zeszytów Marvela. Na tym etapie opowieści David jest bardziej złożony niż w poprzednich sezonach, co czyni go dużo ciekawszym, niż był do tej pory. Cliffhanger z finału odcinka sugeruje, że porzucamy teraźniejszość i rozpoczynamy odyseję po czasie. Czy tak będzie wyglądał serial do finałowych minut? W Legionie wszystko jest możliwe.
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat