Madam Secretary: sezon 2, odcinek 13 – recenzja
Na razie nie ma na horyzoncie nowego przewodniego wątku sezonu, ale to nie oznacza, ze Madam Secretary straciła na wartości. Nadal jest fajnie, ale wydaje się, że mogłoby być lepiej.
Na razie nie ma na horyzoncie nowego przewodniego wątku sezonu, ale to nie oznacza, ze Madam Secretary straciła na wartości. Nadal jest fajnie, ale wydaje się, że mogłoby być lepiej.
Po zakończeniu rosyjskiego wątku twórcy Madam Secretary dają odpocząć widzom od pełnych napięcia, niepewności i zwrotów akcji historii. Świetnie rozpisana fabuła inspirowana prawdziwymi wydarzeniami znakomicie napędzała pierwszą połowę sezonu, pokazując, że ten serial może być czymś o wiele lepszym. Na razie dostajemy rozwój wątków obyczajowych, które do tej pory znajdowały się na dalszym planie z powodu nacisku na politykę. Jest to dobre rozwiązanie na jakiś czas, jednak aby serial nie wrócił do zaledwie niezłego, ale częściej przeciętnego poziomu pierwszego sezonu, twórcy muszą wprowadzić jakąś większą intrygę, która przykuje do ekranu.
Historia oparta tylko i wyłącznie na życiu rodzinnym McCordów w obliczu tragedii jest dobrym pretekstem, by pozwolić widzom złapać oddech, pokazać bohaterów w innych sytuacjach, często bardzo emocjonalnych, a zarazem przedstawić rodzinkę Elizabeth i Henry'ego, która napędza tę fabułę. Właściwie można rzec, że jest to odcinek o Henrym, bo on tutaj jest w centrum i dostaje najwięcej czasu ekranowego. Role się odwracają. Elizabeth teraz ma rolę współmałżonki, która stoi obok i wspiera. Ciekawe i pozwalające spojrzeć na tę relację z innej perspektywy.
Problemy rodzinne w klanie McCordów w dużej mierze są przekonujące i odpowiadają prawdziwym emocjom, jakie taka sytuacja może wywołać. Nie do końca działa cały konflikt z siostrą Henry'ego, Maureen, która grana jest przez Kate Burton. Problem stanowi sama aktorka, która jest w ostatnich latach bardzo kojarzona z rolą fanatycznej wiceprezydent ze Scandal. Tutaj gra prawie tę samą rolę, a to nie pozwala uwierzyć w tę postać i jej wiarygodność. Brakuje przekonującego pierwiastka, a momentami jej zachowanie popada w skrajność, przez co uwierzenie w tę postać staje się coraz trudniejsze, szczególnie że szybko wkrada się przewidywalność i wiemy, że całość zakończy się happy endem.
Odcinek jednak ma też wiele dobrych momentów, szczególnie tych bardzo emocjonalnych, w których z dobrej strony pokazuje się Tim Daly w roli Henry'ego. Za przykład można wziąć kłótnie z rodziną czy przemowę podczas mszy świętej. Wówczas pojawiają się emocje, które w tym odcinku powinny być i które pokazują Henry'ego jako zwyczajnego człowieka - nie agenta, nie męża sekretarz, tylko cierpiącego syna, który stracił ojca. Nawet solidnie zostają poruszone relacje ojciec-syn, oferując odpowiedni, dający do myślenia morał.
Polityka stoi tutaj w tle i nie jest jedynie swoistym zapychaczem wprowadzonym dla formalności. Ogląda się to porządnie, ale na razie brakuje czegoś interesującego, co musi zostać wprowadzone, by napędzić resztę sezonu. Madam Secretary zalicza niezły odcinek, z emocjami i dobrze pokazanymi wątkami obyczajowy. Coś takiego było potrzebne temu serialowi.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat