Najjaśniejszy dzień - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 24 sierpnia 2022Najjaśniejszy dzień przychodzi po Najczarniejszej nocy - i znów daje nam dowód na to, jak wciągająca potrafi być wędrówka po kosmosie DC wyobrażonym w głowie Geoffa Johnsa.
Najjaśniejszy dzień przychodzi po Najczarniejszej nocy - i znów daje nam dowód na to, jak wciągająca potrafi być wędrówka po kosmosie DC wyobrażonym w głowie Geoffa Johnsa.
Była już Green Lantern. Najczarniejsza noc, teraz nadszedł Najjaśniejszy dzień. Kilkanaście dni temu w naszym kraju ukazał się komiks, który – co tu dużo mówić – może Was przytłoczyć. Nie dość, że historia ze scenariuszem Geoffa Johnsa i Petera J. Tomasiego w polskim wydaniu liczy sobie blisko 700 stron, to jeszcze mnogość wątków w tej opowieści przywodzi na myśl fabularny labirynt, w którym doprawdy trudno znaleźć drogę wyjścia. W żaden sposób nie zmienia to faktu, że Najjaśniejszy dzień to jeden z najważniejszych dla uniwersum DC komiksów w XXI wieku. W niezwykle przekonujący sposób spina on klamrą wątki zapoczątkowane w Najczarniejszej nocy, przenosząc samą historię na inny już poziom. Pojawia się tu w dodatku szansa na to, abyście na przebogaty wszechświat komiksowego giganta spojrzeli z nietypowej perspektywy; do głosu dochodzą postacie, które niekoniecznie muszą cieszyć się wielką popularnością wśród czytelników. Dzięki temu Johns z Tomasim są w stanie pokazać, jak wiele możliwości drzemie w wydawałoby się nieoczywistych zakamarkach postrzeganego holistycznie kosmosu DC.
Uznawana za esencję i fundament życia w uniwersum Biała Latarnia wcale nie powiedziała ostatniego słowa – to właśnie jej potęga sprawia, że 12 zmarłych postaci, superbohaterów i złoczyńców, powraca do życia. Aquaman, Marsjański Łowca, tandem Hawkgirl i Hawkman i pozostali wskrzeszeni muszą wykonać ściśle określone zadania. Sęk w tym, że niektóre z ich misji mogą raz na zawsze zmienić oblicze wszechświata i wpłynąć na losy innych bohaterów. Najważniejszym elementem tej układanki wydaje się być Boston Brand aka Deadman, były akrobata zamordowany w trakcie jednego ze swoich występów, który przez długi okres działał w sferze rozciągającej się pomiędzy życiem a śmiercią. Biała Latarnia przewidziała dla niego specjalną rolę w czasie nadchodzącej walki z okrutnym wrogiem. Istotne jest bowiem to, że całe ziemskie zło zaczyna uzyskiwać świadomość, doprowadzając do powstania Mrocznego Awatara. Czy jest szansa, aby go powstrzymać? Kim jest ostatni z obrońców naszej planety? I jaką rolę w tej historii odgrywają uprzednio zniszczone Czarne Latarnie?
Najjaśniejszy dzień sprawdza się nie tylko jako swoiste postscriptum do Najczarniejszej nocy. Jeszcze bardziej przekonuje mnie on do siebie jako rozwinięcie i zarazem domknięcie monumentalnej wizji, która zrodziła się kilkanaście lat temu w głowie Johnsa. Wspomagany w tym tomie przez Tomasiego scenarzysta po raz kolejny bierze sobie za cel wywrócenie uniwersum do góry nogami i z tego zadania wywiązuje się znakomicie. Kosmos Johnsa wrzeszczy i dudni, dramaty bohaterów rozgrywają się tu zaraz obok widowiskowych starć i walki o przeżycie. W tak wielowątkowej opowieści staranne uwypuklenie psychologicznego położenia protagonistów może wydawać się trudne, lecz autorzy potrafią umiejętnie połączyć dobrodziejstwa konwencji superbohaterskiej z mentalną wiwisekcją bohaterów. Widać to najlepiej na przykładzie Deadmana, który z racji swoich wcześniejszych dokonań niekoniecznie musiał pasować do crossoverowych fundamentów całej historii. Johns z Tomasim konsekwentnie realizują jednak swój pomysł na wrzucenie go w samo oko kosmicznego cyklonu. Taki obrót spraw może zaskakiwać, jeśli weźmiemy także pod uwagę, że Najjaśniejszy dzień warstwą fabularną porządkuje/scala/kodyfikuje targane licznymi zawieruchami uniwersum.
Za wchodzące w skład tego tomu zeszyty odpowiadała cała armia rysowników, wśród nich takie tuzy świata powieści graficznych jak Ivan Reis czy Patrick Gleason. Na pierwszy rzut oka w recenzowanym komiksie nie znajdziemy ilustracji, które mogłyby spotkać się z naszym zachwytem. Z drugiej jednak strony prace rysowników są niezwykle magnetyczne i doskonale odzwierciedlają sposób prowadzenia narracji przez scenarzystów, na co dowodem jest choćby sam podział kadrów w poszczególnych scenach. Podoba mi się również odważne i momentami zaskakująco brutalne ukazywanie śmierci niektórych postaci; niby nie ma tu przekraczania artystycznych granic, lecz sekwencje te potrafią zapadać w pamięć.
Nie będę ukrywał, że od lat czekałem na pojawienie się "Uniwersum Latarni" Johnsa w naszym kraju, dlatego osobiście cieszy mnie fakt, że polscy czytelnicy mają już okazję zapoznać się z jego najważniejszymi komponentami. Najjaśniejszy dzień nie jest co prawda tym jakościowo najlepszym, ale bez dwóch zdań staje się lekturą obowiązkową dla każdego szanującego się miłośnika DC. To w końcu umiejętnie wyważona mieszanka zaserwowanego z rozmachem monumentalnego crossoveru z jednoczesnym skupianiem się na tym, co najistotniejszym postaciom w duszach gra. Wizja Geoffa Johnsa przybrała gargantuiczne rozmiary, lecz zapoznawanie się z nią jest przyjemnością samą w sobie.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat