NBA 2K18: Rysa na koronie – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 19 września 20172K zdaje sobie sprawę, że w basketballu nie mają sobie równych, ale to, co zrobili z NBA 2K18, powinno odbić im się solidną czkawką.
2K zdaje sobie sprawę, że w basketballu nie mają sobie równych, ale to, co zrobili z NBA 2K18, powinno odbić im się solidną czkawką.
Rywalizacja pomiędzy EA i 2K Sports w kategorii gier z gatunku NBA nie ma większego sensu. Od lat prym wiedzie ta druga marka, a podrygi NBA Live nie dorastają serii od 2K do pięt. Wydawca zdaje sobie z tego sprawę i przy okazji kolejnych odsłon NBA 2K coraz śmielej i głębiej stara się sięgnąć do naszego portfela. Tak nie wolno, nie w przypadku gry, za którą trzeba zapłacić pełnoprawną cenę. Czy 2K wyciągnie z tego wnioski? Mam taką nadzieję, bo sama gra to znów najwyższa półka, ale działania wydawcy dołują NBA 2K18.
Zawsze online
NBA 2K18 stawia na kampanię „fabularną”, jeśli tak można to nazwać. Tryb kariery, w którym od zera przeistaczamy się w bohatera, to karkołomna droga, ale można pójść na duże skróty, wystarczy tylko otworzyć portfel. Ten prawdziwy, nie wirtualny. Do tego tematu jednak wrócę w dalszej części recenzji.
MyCareer to tak naprawdę wielki hub gracza, który musi być ciągle podłączony do sieci. Na początku wygląda to fajnie, bo chociaż sztampowe sytuacje, jakie spotyka nasz młody koszykarz, trącą myszką, to ciekawie się to ogląda. Do czasu, aż przyjdzie nam pewne sceny przeglądać po raz któryś i któryś. Nie można ich przewinąć, więc tracimy kolejne minuty oglądając coś, co już totalnie nas nie interesuje.
Te dziwne rozwiązania znajdują się w całym The Neighborhood. Przejście z hali treningowej do swego mieszkania, tylko po to, aby zamienić ubranie, trwa dobre kilka minut. Zdarza się, że w trakcie tej przechadzki jakaś postać nas zagada i bach, załącza się kolejna scenka, której mamy już dość.
Obowiązek bycia stale podłączonym do sieci ma swoją wadę. Problemy z serwerami, czy to gry czy innymi, jak np. PlayStation Network mają opłakane skutki. W hubie nie jest to szczególnie uciążliwe, bo gra natychmiast nas rozłączy, ale już w trakcie prowadzenia meczu dzieją się kuriozalne rzeczy. NBA 2K18 pozwoli nam dokończyć spotkanie, ale zapomnicie o zapisaniu wyniku. Nic z tych rzeczy, po skończeniu spotkania kulturalnie gra poinformuje nas, że zostaliśmy odłączeni od serwerów i spotkanie trzeba powtórzyć raz jeszcze.
Rak toczący grę
Do tego dochodzą mikropłatności. Mnóstwo mikropłatności. Wszędzie mikropłatności. Zaczynają się one już na etapie tworzenia postaci. Twórcy poskąpili maksymalnie liczbę dostępnych urozmaiceń wyglądu dostępnych z darmo. Wszystko inne jest do kupienia za prawdziwą walutę lub skrupulatnie zbieraną walutę wirtualną w grze. Tą samą walutę przeznaczamy na rozwój naszego gracza. Sęk w tym, że w porównaniu do ubiegłorocznej edycji dziennie zdobywa się kilkukrotnie mniej tej waluty, a ceny są nieproporcjonalnie wysokie. Przykładowo taka fryzura potrafi kosztować nawet 1500 VC, podczas gdy dziennie, rozgrywając spotkania, potrafimy zarobić jakieś 600 VC.
Mimo tych problemów i dość kontrowersyjnego podejścia do prowadzenia fabuły MyCareer jest najlepszym, co ma do zaoferowania NBA 2K18.
Co jeszcze?
NBA 2K18 ma do zaoferowania wiele. Ale to wszystko już było. Nie jest to złe, ale widać, że twórcom już skończyły się pomysły. Seria stanęła w miejscu i powoli goni swój ogon. Oprócz fabularnej kariery gra oferuje MyTeam, sztampowy tryb, który w tegorocznej edycji doczekał się kliku modyfikacji. Zaskoczyła mnie opcja, której nie da się pominąć, mianowicie chcąc kupować czy zbywać zawodników, musimy robić dokładnie to, czego gra od nas wymaga. Ze swobodą nie ma to zbyt wiele od czynienia.
MyGM to z kolei pozytywne zaskoczenie, bo zazębia się z trybem fabularnym gry. Jest niejako jego rozwinięciem. Nasz wirtualny zawodnik doznaje w nim kontuzji, która przekreśla jego karierę. Po kilku latach chłopak jednak wraca do koszykówki. Od ekscentrycznych właścicieli dostaje propozycje zarządzania jednym z zespołów, utrzymywać dobre relacje z trenerem i zawodnikami.
Gra to poezja
Sama rozgrywka to miód dla oczu i uszu. NBA 2K18 jest pod tym względem fenomenalny. Każdy element gameplayu uległ zmianie – na lepsze. Przede wszystkim poprawiono grę w obronie, w zasadzie jej trudność. Co prawda nadal nie jest to łatwy kawałek chleba, ale zdecydowanie łatwiej odbiera się piłeczkę przeciwnikowi. Dodano mnóstwo nowych animacji rzutów, zbiórek i bloków. Kozłuje i rzuca się z prawdziwą przyjemnością. Sporadycznie zdarzają się problemy z naszymi kompanami w grze. Łapią freeza. Nic szczególnego, czego nie da się załatwić jedną czy drugą aktualizacją, ale odbiera to przyjemność z rozgrywki.
Granie realnymi zawodnikami, których na co dzień możemy podziwiać w NBA, jest doskonale odwzorowane. Czuć, że każdy z nich porusza się inaczej. Inaczej kozłuje, inaczej rzuca i wprowadza kiwki. Miłe i oko cieszy.
Koszykarski król, jakim jest seria NBA 2K pozostaje na tronie, ale rysa na koronie, i to całkiem głęboka, jest. Oby zasklepiła się przy przyszłorocznej edycji. Gameplayowo nie ma o czym gadać – to najlepsza koszykówka od lat. Można się przyczepić i nawet trzeba, do działań wydawcy. Takie praktyki dojenia graczy są nie do zaakceptowania. Prztyczek w nos jest jak najbardziej zasadny. Gdyby nie te niedogodności w postaci mikrotransakcji i zupełnie niepotrzebnego stałego połączenia online, to byłaby to gra niemal perfekcyjna, a tak jest tylko nieco więcej, niż dobra. Szkoda, że w tym kierunku poszedł wydawca. Widać trzeba sprowadzić go na ziemię.
PLUSY:
+ znakomita grafika,
+ świetna muzyka,
+ doskonała rozgrywka,
+ ciekawe tryby gry.
MINUSY:
– wciskane na chama mikropłatności,
– wymóg zawsze online,
– sporadyczne problemy z AI kompanów z drużyny.
Źródło: fot. 2K Games
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat