„Nie z tego świata”: sezon 10, odcinek 3 – recenzja
Data premiery w Polsce: 18 listopada 2024Oceniamy 3. odcinek 10. sezonu Supernatural pt. "Soul Survivor".
Oceniamy 3. odcinek 10. sezonu Supernatural pt. "Soul Survivor".
Nie z tego świata ("Supernatural") teoretycznie jest czymś pomiędzy horrorem, fantastyką a dramatem, czasami bywa też komedią. Jednak demony, anioły i wszelakiej maści zjawiska oraz istoty nadprzyrodzone nie są tym, co tak naprawdę napędza fabułę i emocje serialu - to zadanie braterskiej więzi i uczucia, które łączy Winchesterów. Trudno policzyć, na ile prób więź owa została już wystawiona, kto komu ile jest winien, kto kogo ile razy ratował czy też nie ratował, jak dalece niemoralne były to metody i ile raniących prawd oraz półprawd powiedziały sobie przy okazji obie strony. Nikogo zatem chyba już nie dziwi, że nie inaczej jest i tym razem. Wydawać by się mogło po pierwszych 2 odcinkach, że kiedy już pościg dobiegnie końca i Sam będzie musiał jakoś zmierzyć się z nowym wcieleniem Deana, rzecz cała zrobi się mocno dramatyczna i wyciśnie u widzów choćby jedną łzę z oczu.
A jednak nic takiego się nie dzieje. I mimo że scenariusz niby zapewnia nagłe zwroty akcji, mimo że demoniczny Dean jest dość przerażający, Sam zostaje postawiony pod ścianą i przed koniecznością dokonania dość dramatycznego wyboru, a zabawa w kotka i myszkę stara się zbudować odpowiednią atmosferę, czegoś tu brak. Wszystko odbywa się jakby na pół gwizdka i trochę ze strachu przed sięgnięciem po mocne emocje i odrobinę skrajności. Dramat w jedwabnych rękawiczkach, chciałoby się powiedzieć. Zbyt wiele razy już sięgano w tym serialu do tego samego źródła, zbyt często odwoływano się do tych samych emocji. Zagrożenie życia bohaterów już dawno przestało działać na widza i wygląda na to, że zagrożenie braterskiej więzi też powoli traci moc. Doskonale wiemy już, że cokolwiek zrobiliby Sam i Dean, jakiekolwiek słowa padłyby między nimi, trzeba by było czegoś więcej niż solidnego młotka i kilku podłych zdań, żeby bracia definitywnie rozeszli się każdy w swoją stronę. Nawet Castiel zdaje sobie z tego sprawę. I tak oto tkwią w jednym miejscu, skazani na siebie siłą rodzinnej więzi oraz nieugiętą fabularną koniecznością.
[video-browser playlist="633006" suggest=""]
Ta sama konieczność niestety czasami przy okazji zabija co ciekawsze wątki fabularne - pokonanie (zostaje tylko mieć nadzieję, że jedynie tymczasowe) demonicznej strony Deana przebiega zbyt lekko, łatwo i szybko. Szkoda, że ten odcinek nie ma ciężkości i mocy "When the Levee Breaks" z 4. sezonu. Tak samo słabo w tym kontekście wypada slogan tej serii - "Walcz ze swoimi demonami". Szumne zapowiedzi Jeremiego Carvera okazują się nieśmiałymi niedonoskami w postaci demonicznego Deana, który właściwie nie zrobił jeszcze nic naprawdę przerażającego oraz działającego wprawdzie mocno nieetycznie, lecz bez złych intencji Sama. No bo przecież chyba nikomu tak naprawdę nie jest żal Lestera? Gdyby inaczej skonstruowano tę postać, wina ciążąca na Samie byłaby bardziej odczuwalna i uzasadniona. Tymczasem żaden z Winchesterów tak naprawdę nie zasługuje tutaj na miano potwora, mimo że to, co de facto powinni robić bracia jako łowcy, zostaje tu faktycznie postawione na głowie. Zachowawczość scenarzystów w zestawieniu z zapowiedziami showrunnera można skwitować stwierdzeniem, że góra urodziła mysz. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że znudzenie Crolweya i jego nagła samarytańska pomoc, Castielowe wykłady na temat istoty człowieczeństwa oraz ostatnie sekundy odcinka prowadzą do jakiegoś fabularnego celu i będą w stanie zapleść się w choć trochę interesujący wątek i pociągnąć ten sezon.
Czytaj również: Ruszają prace nad kolejnym serialem w uniwersum "Nie z tego świata"
Czy jest w takim razie coś w "Soul Survivor", co zasługuje na uwagę i pozytywną ocenę? Z pewnością aktorstwo. Jensen Ackles (który także świetnie po raz kolejny poradził sobie z reżyserskim zadaniem) i Jared Padalecki mogliby nie odezwać się ani słowem, a i tak wyraziliby więcej emocji i wywołali ich więcej w widzu niż warstwa scenariuszowa oraz dialogowa razem wzięte. Demoniczny Dean w wykonaniu Acklesa jest faktycznie demoniczny i może wywołać gęsią skórkę oraz poczucie swoistego dyskomfortu, a strach i poczucie winy malujące się w oczach i na twarzy Padaleckiego wywołują faktyczne współczucie dla Sama i jego dylematów. Oby tylko nie oznaczało to, że Nie z tego świata stanie się w tym sezonie serialem lepiej zagranym niż napisanym.
Poznaj recenzenta
Dawid RydzekKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat