Nie z tego świata: sezon 15, odcinek 12 – recenzja
Mottem najnowszego odcinka Nie z tego świata jest konstatacja, że Bóg w sumie nie przepada za swoimi zabawkami i łatwo się nimi nudzi, mimo że nawet jemu grozi unicestwienie, a Śmierć, tak czy inaczej, ma swoje plany.
Mottem najnowszego odcinka Nie z tego świata jest konstatacja, że Bóg w sumie nie przepada za swoimi zabawkami i łatwo się nimi nudzi, mimo że nawet jemu grozi unicestwienie, a Śmierć, tak czy inaczej, ma swoje plany.
Po krótkiej przerwie Nie z tego świata wróciło dosyć leniwie i bez większego przekonania. Chociaż dziwnie to brzmi w kontekście Chucka, który właśnie postanowił skasować wszystkie inne uniwersa, prócz „naszego”, co możemy zobaczyć naocznie, zarówno w przypadku Złego Miejsca, jak i światów pokazywanych na ekranach (pomysłowa koncepcja z odwiedzinami Chucka w sklepie z telewizorami). Jednak owe światy – do czasu, upadają poza świadomością Winchesterów, których głównym zmartwieniem pozostaje zmartwychwstały, a jednak wciąż pozbawiony duszy, enigmatyczny Jack i jego nieokreślona umowa ze Śmiercią. Jak się okaże, Billie w istocie ma swoje plany, a przeciwstawienie się jej, nawet z dobrymi intencjami, może skończyć się tragicznie.
Na scenie pojawia się nieco zapomniana Kaia ze świata potworów, która niegdyś obiecała zabić Winchesterów, o ile nie pomogą jej w powrocie do siebie, a teraz wymusza na nich odpowiednie działanie, porywając szeryf Jody Mills. Jednak nic nie okazuje się do końca czarno-białe (prócz Jody, która ponownie jednoznacznie obrywa). Zła Kaia nie jest do końca zła, dobra Kaia nie do końca martwa, a jedyna istota, która potrafiłaby otworzyć przejście między uniwersami, nie może tego dokonać, związana umową ze Śmiercią. Księgi, mikstury, zaklęcia – wciąż czegoś brakuje, mimo nieprzespanych nocy braci. Nawet Siergiej nie odpowiada na telefony Castiela – czemu naprawdę trudno się dziwić.
Miło było zobaczyć przyjacielską komitywę między Deanem a Castielem, jak i troskę Sama o Jacka, chyba nie tak do końca pozbawionego uczuć – piękna, symboliczna scena, gdy dotyka inicjałów Winchesterów, w tym Mary, wyrytych na stole w Bunkrze. Dobrze, że ktoś ocalał, a ktoś inny znalazł swoje odkupienie dzięki poświęceniu. Niedobrze, że pomimo tego, jak i patetycznie upadających uniwersów (zupełnie jak w wielkim crossoverze „Arrow”) odcinek „Galaxy brain” (określenie, będące zamierzoną drwiną udającą komplement wobec kogoś, kto ma „kosmiczny mózg”, ale w rzeczywistości nie jest tak mądry, jak myśli) wydaje się letni, nie gorący. Jakby podano nam zbyt małą dawkę Winchesterów. Mimo że Chuck wyraźnie podkreśla, że „nasi” Winchesterowie są tymi jedynymi prawdziwymi i najważniejszymi – my również tak sądzimy.
Nawiązując do niegdysiejszej rozmowy Deana ze Śmiercią, Billie potwierdza, że Boga można zabić i że nawet on bez jej pozwolenia nie jest w stanie zajrzeć do własnej „księgi”, by ujrzeć, co go czeka. Jednak wciąż nie wiemy, czy tak naprawdę warto zabijać Chucka. Tak, niszczy kolejne światy. Tak, pragnie dla Winchesterów zakończenia w stylu Kaina i Abla. Hm, być może po jego śmierci nasze uniwersum nie skończy w sposób, jaki ukazał Samowi, by pozbawić go nadziei. Lecz tego, co się wówczas stanie, nie wie nikt. Cóż, być może wie to Billie, lecz nie wygląda na kogoś, kto chciałby się tą wiedzą od serca podzielić…
Ze smaczków muzycznych w Galaxy brain możemy przez chwilę posłuchać „Pop tart heart” grane przez Louden Swain (a więc samego Roba Benedicta), w sklepie „Radio Shed” w alternatywnej rzeczywistości, jak i dziecięcą piosenkę „Miss Mary Mack” nuconą przez zagubioną Kaię (Yadirę Guevara-Prip) w Złym Miejscu.
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat