To nie jest zwykły dokument. Obraz A World Unseen: The Revenant jest urzekającym w swej prostocie moralitetem, przypowieścią o nieustannie zmieniającym się świecie. To również osobisty manifest Alejandro Gonzáleza Iñárritu, który zabiera w nim głos na temat kondycji ludzkości i pyta o przyszły kształt rozwoju cywilizacji. Wielowymiarowość filmu jest dla widza zupełnie nieuchwytna: kadry ze Zjawy przeplatają się tu z panoramami przyrody, zdjęciami z planu, wywiadami z reżyserem (pełniącym rolę narratora opowieści), Leonardo DiCaprio i członkami ekipy, a także dysputami o charakterze filozoficznym czy ekologicznym. Można zaryzykować twierdzenie, że ten dokument w przewrotny sposób serwuje nam rozwijającą się wielotorowo fabułę, którą podzielić należy na trzy zasadnicze komponenty: relacje z planu zdjęciowego, dywagacje na temat natury oraz odniesienia do zmian klimatycznych. Dopiero za tą fasadą możemy dostrzec inną, pierwotną w naszym odbiorze pozorną płaszczyznę - A World Unseen: The Revenant jest po prostu doskonałym uzupełnieniem obrazu Iñárritu, który przewodzi w tegorocznej oscarowej stawce (przynajmniej w liczbie nominacji). Jak informują nas początkowe napisy, dokument ma zbudować pomost pomiędzy zamierzchłymi czasami Ameryki pionierów a światem teraźniejszym. Co więcej, możemy sądzić, że ta informacja dotyczy także samej The Revenant. Posadzony przed ogromnym ekranem Iñárritu snuje opowieść o tworzeniu poezji – procesie, którego efekt końcowy jest zawsze zaskoczeniem. Literackie odwołanie zapowiada w istocie napowietrzny charakter dokumentu, rozciągniętego gdzieś między realnym światem a jego wielką metaforą. W tym samym tonie wypowiada się DiCaprio, przekonujący widza, jak trudno było mu podejść do scenariusza Zjawy, w którym wydarzenia historyczne wydawały się początkowo czymś na kształt wirtualnej rzeczywistości. Meksykański reżyser tłumaczy głębszy sens swojego dzieła. Po jego słowach przyjmujemy zupełnie inną perspektywę do oceny niektórych wątków zamieszczonych w filmie, jak choćby relacji ojca z synem, czy zawartej w postaci Fitzgeralda krytyki współczesnych nierówności rasowych i posługiwania się stereotypami. Dokument w subtelny sposób piętnuje nasz dystans wobec tego, co odmienne. Nawet w ocenie dawnych bohaterów przyjmujemy dzisiejszą perspektywę, jakby zapominając, że w pionierskim świecie rodzącej się Ameryki traperzy wielu narodowości musieli ze sobą bezwzględnie konkurować, by zapracować na lichą wypłatę.
fot. 20th Century Fox
Za tą narracją pogłębiającą nasze rozumienie Zjawy pojawia się jednak zupełnie inna opowieść o rdzennych mieszkańcach Ameryki. Zaangażowani do obsady drugoplanowi aktorzy wypowiadają się na temat odkrywania swoich indiańskich korzeni; zadziwia fakt, jak wielu z nich to naturszczycy – nastolatkowie z aparatem w dłoni, którym przygląda się przez oko kamery Iñárritu, czy… kierowca z Teksasu. Meksykański reżyser przekonuje nas, że zmiany w środowisku wpływają na zmiany w kulturze. W tle widzimy dzikie rezerwaty Indian, otoczone z wielu stron szybami naftowymi i supermarketami. Iñárritu w swojej opowieści w niewypowiedziany na ekranie sposób rozbija różnicę między „nami” a „nimi”, a mądrość rdzennych mieszkańców Ameryki i ich trwanie w symbiozie z naturą stawia w opozycji do współczesnej wersji kapitalizmu. Obowiązujący dziś w świecie Zachodu system ekonomiczny, zdaniem reżysera, pochwala chciwość, pogoń za pieniądzem, bezwzględnie dążenie do gromadzenia dóbr materialnych i rozmaicie rozumianą pazerność. Stąd jego słowa o tym, że po zniszczeniu wszystkich skarbów natury zajmiemy się jedzeniem… banknotów, brzmią jak proroctwo złowieszczego mędrca. Wtóruje mu DiCaprio, starający się nas przekonać, że niszczymy przyrodę zbyt szybko i zbyt wielkim kosztem. Ta zakamuflowana ekologiczna poprawność oddziałuje jednak na widza w sposób zupełnie nienachalny, refleksyjny, doskonale komponujący się z poetyką całego dokumentu. A World Unseen: The Revenant pokazuje nam także, jak blisko nas znajdują się zagrożenia związane ze zmianami klimatu. Warto nadmienić, że z dokumentu dowiemy się, w jaki sposób wpłynęły one na pracę na planie Zjawy – to doprawdy zatrważająca puenta całego obrazu. Dynamika pogodowa ma u Iñárritu sens wręcz filozoficzny; reżyser pyta zza kadru, czy wzrost temperatury w ostatnich latach nie jest po prostu zemstą natury na pazernym człowieku? Mankamentem dokumentu pozostaje fakt, że mniej rozmiłowani w poetyce filmowej widzowie uznają sposób dostarczania im ekologiczno-filozoficznych prawd przez meksykańskiego reżysera za zbyt inwazyjny, oparty na popularnych w sztuce dokumentalnej Hollywood kliszach i powtarzanych z prędkością karabinu maszynowego prawdach. Ci jednak, którzy otwarci są na filmowy liryzm, powinni dostrzec w dokumencie przepiękną opowieść o historii, człowieku i naturze. Kapitalne zdjęcia i wyważona, subtelna muzyka, wywołują duże wrażenie na widzu, który krok po kroku raz jeszcze może przenieść się w świat znany mu ze Zjawy. Choć zawarte w Nieznanym świecie: Na planie filmu Zjawa przesłanie może nas nieco przytłoczyć, to jednak – jak uczy jedna z pieśni Indian Navajo – „z każdej ciemnej doliny jest jakieś wyjście, jakiś ukryty, tęczowy szlak”.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj