Ostatni taniec: odcinek 7 i 8 - recenzja
Data premiery w Polsce: 20 kwietnia 2020Ostatni taniec w tym tygodniu pokazuje, że kosmiczny mecz Michaela Jordana rozgrywał się tak na parkiecie, jak i poza nim - jeśli uznamy MJ-a za boga, to równie dobrze musimy go wziąć za diabła.
Ostatni taniec w tym tygodniu pokazuje, że kosmiczny mecz Michaela Jordana rozgrywał się tak na parkiecie, jak i poza nim - jeśli uznamy MJ-a za boga, to równie dobrze musimy go wziąć za diabła.
Autorzy emitowanej na platformie Netflix produkcji Ostatni taniec tym razem postanowili chwycić nas za gardło od samego początku kolejnej odsłony serialu; wszystko w ramach hołdowania zasadzie "szybciej, wyżej, mocniej" barona de Coubertina. Nie tylko Chicago Bulls sezonu 1997/1998 wchodzi więc na wyższy poziom – robią to także realizatorzy dokumentu, którzy wydobywają z przedstawianej historii jej esencję. Jest coś fascynującego w zbudowanym na ekranie kontraście pomiędzy emocjonalnym aspektem kariery Michaela Jordana a jego boiskową tyranią. To droga od nieba do piekła i z powrotem, od płaczu po śmierci ojca przez romans z baseballem po jeszcze jeden triumfalny marsz przez parkiety NBA. Z jednej strony twórcy serii starają się Jego Powietrzną Wysokość zrozumieć, z drugiej zaś pokazać (poza)boiskowe przywary herosa koszykówki w taki sposób, by widz sam rozstrzygnął, czy w obliczu MJ-a widać w pierwszej kolejności bohatera, czy może jednak pałającego zdeformowaną potrzebą zwycięstwa oprawcę swoich kompanów. Na tym nie koniec – znakomicie wypadają także te fragmenty, w których oglądamy drużynę Byków bez swojego lidera na przełomie 1993 i 1994 roku. Wydawałoby się pozbawiona paliwa maszyna Phila Jacksona zaczyna działać nadspodziewanie dobrze, a grupa przewartościowuje myślenie o filozofii gry i buduje nową hierarchię. Jak więc sprawdza się 7. i 8. odcinek Ostatniego tańca? No cóż, cytując LaBradforda Smitha: "Dobry mecz, Mike!"...
Jordan jako producent wykonawczy z całą pewnością naciskał na to, aby dwie ostatnie odsłony serii wzbudziły w odbiorcach empatię dla jego trudnych decyzji i życiowo-zawodowej drogi; nieprzypadkowo obie kończą się mocnym akcentem w postaci łez MJ-a – i w trakcie nagrywania wywiadu do produkcji, i przy ściskaniu piłki w Dzień Ojca 1996 roku, tuż po finale NBA z Seattle SuperSonics. Ta emocjonalna zagrywka jest jednak tak czytelna, że w jakiś przewrotny sposób staje się mieczem obosiecznym i paradoksalnie umożliwia widzowi wyrobienie sobie własnego stanowiska. Wszystko zależy od tego, czy w pamięci utkwią nam traumatyczne doświadczenia Jordana, czy może jego despotyczne zapędy w przygotowywaniu innych Byków do gry. "Wygrywanie ma swoją cenę, przywództwo również" – powie MJ, by zaraz później dodać: "Niektórzy powiedzą, że jestem tyranem, ale oni nie rozumieją, czym jest zwycięstwo". Z perspektywy czasu słowa te brzmią jak swoista asekuracja przed nami i przed samym sobą. Jego Powietrzna Wysokość, co tu dużo mówić, niszczył psychicznie i fizycznie zarówno rywali z parkietu, jak i towarzyszy z drużyny. Na przeróżne sposoby, z rozmaitą intensywnością – wszystko po to, by dać upust swojej chorej pogoni za byciem najlepszym. Widać to w podejściu do Scotta Burrella, Steve'a Kerra i innych nowych Byków z drugiej fazy dynastii, którzy jeszcze nie zasłużyli na szacunek swojego lidera. Dość powiedzieć, że Jordan nawet zwykły obóz treningowy do dziś odczytuje w ramach metafory okopów, w których żołnierze mają być zawsze gotowi na nadchodzącą wojnę.
Michael Jordan - bóg i tyran, legendy i kłamstwa. Czy Polska uwierzy w Ostatni taniec?
Choć najistotniejszy w ostatnich odcinkach serialu wydaje się ich emocjonalny aspekt związany z tragiczną śmiercią ojca MJ-a i zawieszeniem kariery, twórcy postanowili go rozładować subtelnymi dawkami humoru i częstszymi niż do tej pory przebitkami z meczów. Krok po kroku zagłębiamy się więc w decydującą fazę sezonu 97/98, jednak na tym polu chyba jeszcze lepiej wypadają pojedynki Byków po powrocie Jordana w 1995 roku. To w tych ostatnich widać piękno sportu w jego najczystszej postaci; niemalże szkolne straty, ale i gigantyczny wysiłek w rywalizacji przeciwko New York Knicks w Madison Square Garden. Uderza kontrast pomiędzy ekspozycją Bullsów podczas nieobecności MJ-a i tuż po jego powrocie. Toni Kukoč i Scottie Pippen sami przed sobą próbują wytłumaczyć, dlaczego bez Jordana ta maszynka do wygrywania prawie zupełnie się zacięła, nawet jeśli jego dołączenie do grupy zaczęło innym odbierać frajdę z boiskowej rozgrywki. Kapitalnie sprawdza się także wątek związany z filmem Kosmiczny mecz; po latach dowiadujemy się, że Jego Powietrzna Wysokość prace na planie traktował po macoszemu, niejako w ramach mało istotnego aspektu przygotowań do kolejnego sezonu. Chęć rywalizacji w MJ-u znacznie mocniej rozpaliło zaproszenie gwiazd NBA do wspólnej gry w siedzibie Warner Bros. Sekwencja, w której Jordan obserwuje innych tytanów koszykówki, w moim prywatnym rankingu na pewno będzie jedną z ulubionych. To trochę tak, jakby zarabiający górę pieniędzy atleci nad atletami sami sobie zafundowali swoisty wehikuł czasu i postanowili zatracić się w pojedynkach rozpisanych na podwórkową modłę. Tak, doprawdy kosmiczny mecz – nikt jednak wtedy nie wiedział, że to właśnie on budzi drzemiącą w Jordanie parkietową bestię.
Ostatni taniec coraz mocniej podkreśla, że uwielbiany przez tłumy Jordan w oczach opinii publicznej miał prawo do korzystania ze swoich boskich atrybutów wyłącznie w odniesieniu do koszykówki. Świadczy o tym zarówno zachowanie mediów po śmierci jego ojca i łączenie MJ-a z tragedią czy krytyka, jaka wylała się na niego za baseballowe poczynania. Ten segment dopełnia odebranie mu piłki w czasie jednego z meczów po powrocie na parkiety NBA; "Z ostatniej chwili – Michael Jordan też jest człowiekiem" – z uśmiechem na ustach stwierdził wówczas prezenter wiadomości. Największa siła ostatnich odsłon serii tkwi więc w uświadamianiu widzom, że Jego Powietrzna Wysokość ma dwa oblicza, jakby w jego osobie spotykało się wszystko to, co w sporcie najlepsze i najgorsze. Po latach można z tego żartować, można również zmienić perspektywę, lecz w żaden sposób nie zmieni to faktu, że poszukujący koszykarskiego nakręcenia Jordan wysysał mnóstwo energii z najbliższego otoczenia. Jakie szczęście, że w przypływie łaskawości oddawał jednak jeszcze więcej, niż zabrał...
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat