„Outlander”: sezon 1, odcinek 6 – recenzja
Outlander sprezentował widzom w tym tygodniu bardzo kameralny odcinek. I choć nie dostaliśmy w nim spektakularnych potyczek na polu walki czy też wielu malowniczych szkockich krajobrazów, które towarzyszyły nam dotychczas, przez całą godzinę nie brakowało emocji.
Outlander sprezentował widzom w tym tygodniu bardzo kameralny odcinek. I choć nie dostaliśmy w nim spektakularnych potyczek na polu walki czy też wielu malowniczych szkockich krajobrazów, które towarzyszyły nam dotychczas, przez całą godzinę nie brakowało emocji.
W "The Garrison Commander" główna bohaterka ponownie, chcąc za wszelką cenę powrócić do XX wieku, stara się dostać do Inverness i dalej do kamieni na wzgórzu Craigh na Dun. W tym celu postanawia sprzymierzyć się z Armią Brytyjską, jednocześnie wciąż sympatyzując z klanem MacKenzie. Nietrudno domyślić się, że Claire ryzykuje wiele - nie tylko swoje życie czy powodzenie planu ucieczki. Waśnie między Szkotami a Anglikami w ułamku sekundy mogą przerodzić się w regularną bitwę, która stanie się przyczynkiem do wybuchu wojny. Właśnie dlatego z taką uwagą i ciągłym napięciem obserwujemy słowną szermierkę panny Beauchamp z generałem Thomasem, a następnie Jackiem Randallem. Konfrontacja z tym drugim staje się daniem głównym 6. odcinka Outlandera.
Wszyscy dobrze znamy ten schemat. Dwójka bohaterów siedzi przy stole, wpatrując się w siebie wnikliwie i czekając na jeden fałszywy ruch przeciwnika. Kłamie? Mówi prawdę? Wierzyć mu, czy nie dać się zwieść? Kto kogo zdoła przekonać do swoich racji? Przez ekran czuć nerwowość wiszącą w powietrzu. Sceny przesłuchań, zwłaszcza wypełniające niemal cały odcinek, to zawsze duże wyzwanie dla twórców i sprawdzian dla aktorów. Taka konwencja może zamienić się w totalną katastrofę. Może też, jak w przypadku "The Garrison Commander", wstrzymać nam oddechy w oczekiwaniu na finał sporu.
W związku z tym, że rzecz dzieje się praktycznie w jednym pomieszczeniu, a bohaterowie ucztują przy suto zastawionym stole, dostajemy odcinek pełen opowieści i słownych potyczek. Pojedynkują się na słowa Dougal MacKenzie z lordem Thomasem, co wypada bardzo lekko i zabawnie. Utarczka szkockiego wodza wojennego i brytyjskiego generała brygady jest jednak pełna cierpkiego humoru oraz wzajemnych niesnasek i doskonale pokazuje, jak napięta atmosfera panowała wówczas między zwaśnionymi narodowościami. W słowne szranki staje też Claire z całym odziałem brytyjskiej armii, surowo oceniając moralność ich działań. To już kolejny raz, gdy główna bohaterka zajmuje stanowisko w dyskusji o polityce, wpadając tym samym w tarapaty. Najwięcej emocji dostarcza nam bezpośrednia konfrontacja panny Beauchamp z bezwzględnym kapitanem Randallem. Ona, ratując się z opresji, opowiada kolejną zmyśloną historię. On przypiera ją do muru, straszy i szantażuje, a w końcu pozwala na chwilę uwierzyć, że drzemie w nim jeszcze odrobina dobra. Jednak tylko po to, by w najmniej oczekiwanym momencie zrzucić maskę i na powrót być brutalnym oraz nie okazywać litości nawet kobietom. Przyznaję, że i ja dałam się na chwilę zwieść i uwierzyłam, że jest jeszcze nadzieja dla duszy Black Jacka.
[video-browser playlist="633290" suggest=""]
Rozmowa Claire z przodkiem swojego męża to fantastyczna scena i wspaniała wizytówka dla serialu, który z każdym kolejnym odcinkiem aspiruje, aby być czymś więcej niż tylko guilty pleasure. Okazuje się, że nie potrzeba wielkich bitew i śmiertelnych ofiar, aby z zapartym tchem obserwować wydarzenia na ekranie. By iskry latały w powietrzu, a widzowie oczekiwali w napięciu na każdą kolejną sekundę, wystarczy dwójkę wrogich sobie ludzi zamknąć w jednym pokoju i dać im rozmawiać. Spora w tym zasługa Tobiasa Menziesa, który koncertowo odgrywa rolę pozbawionego uczuć brutala. Z coraz większą fascynacją i rosnącym przerażeniem obserwowałam wszystkie kolory pogardy, jakie rysowały się na jego twarzy w tym odcinku. Tym większy mój podziw, gdy za moment oglądałam sceny, gdzie ten sam aktor grał czułego i kochającego męża.
Odcinek nie oszczędził też brutalnych obrazów. Wstrząsająco naturalistycznie pokazano chłostę Jamiego, którą Randall określił mianem wyśmienitego, krwawego arcydzieła. W rzeczy samej nim było, jakkolwiek szokująco wyglądał bicz wcinający się w surową skórę na plecach omdlewającego z bólu chłopaka.
Czytaj również: "Gotham", "Arrow" i inni na Universal Channel tuż po amerykańskiej premierze!
Outlander w tym tygodniu bardzo wyraźnie odszedł od bajkowego love story, skręcając mocno w politykę i przygotowując fundament pod kolejne epizody o buncie Jakobitów. Relacje między klanem MacKenzie a Brytyjczykami pozostawiono w stanie wrzenia i tylko czekać, gdy podpalony lont wybuchnie. A szanse na to są całkiem duże. Zapowiedziany w końcówce odcinka ślub, który sprawi, że Dougal będzie mógł legalnie odmówić Randallowi przekazania Claire, może przysporzyć Szkotom wiele problemów. Co wiem na pewno, przyniesie sporo radości stęsknionym romansu Jamiego z Angielką.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat