Początek końca
Długo nam przyszło czekać na ostatnie osiem odcinków finałowego sezonu Breaking Bad, ale po rocznej przerwie Walter White oraz Jesse Pinkman znów powracają na ekrany telewizorów i, co już w przypadku tego serialu stało się standardem, robią to w wielkim stylu. Produkcja AMC to wciąż pierwsza liga.
Długo nam przyszło czekać na ostatnie osiem odcinków finałowego sezonu Breaking Bad, ale po rocznej przerwie Walter White oraz Jesse Pinkman znów powracają na ekrany telewizorów i, co już w przypadku tego serialu stało się standardem, robią to w wielkim stylu. Produkcja AMC to wciąż pierwsza liga.
Dziewiąty epizod, podobnie jak i pierwszy, otwiera scena futurospekcji. Tym razem Walt w celu odzyskania pewnego drobiazgu wraca do swojego domu. A właściwie do tego, co z niego zostało, bowiem budynek popadł w ruinę i stał się miejscem schadzek miejscowej młodzieży. Od razu pojawia się pytanie, co się stało z pozostałymi członkami rodziny, ale tego już twórcy nie zdradzają. W dosadny sposób dają natomiast widzom do zrozumienia, że cały świat poznał już tożsamość tajemniczego Heisenberga - fragment z udziałem sąsiadki jest aż nadto wymowny. Ten krótki wstęp skutecznie rozbudza apetyt na drugą część sezonu i porusza trybiki wyobraźni, która podsuwa liczne możliwe scenariusze przyszłych wydarzeń.
Po tym krótkim skoku w przyszłość następuje powrót do teraźniejszości. Co ważne, scenarzyści nie zdecydowali się na przeniesienie akcji powiedzmy kilka tygodni do przodu, ale podjęli opowieść w tym samym miejscu, w którym zakończyła się rok temu, czyli na porcelanowym tronie. Hank jest w niemałym szoku, bo fakty zaczęły się łączyć w przerażającą całość. Mężczyzna chowa więc tomik poezji do torby i pod pretekstem bólu brzucha opuszcza rodzinne spotkanie. Tutaj należą się brawa za sposób, w jaki ukazano wewnętrzny stan Schradera. Informacja, że bossem narkotykowym, którego szuka całe DEA, jest osoba z jego najbliższego otoczenia, wstrząsa nim bardziej, niż moglibyśmy przypuszczać. Dopadają go mdłości, zaciera się wizja i przestaje reagować na zewnętrzne bodźce. Po nieobecnym spojrzeniu nie sposób też wywnioskować dokładnie, jakie myśli kłębią się w jego głowie. Nieugięty dotąd Hank został powalony na deski przez krótki wpis w niewielkiej książeczce.
W ogóle wspomniany wątek stanowi spore zaskoczenie pod względem szybkości rozwoju i tego, jak jest prowadzony. Nie chciałbym za wiele zdradzać, więc powiem tylko, iż pewnych rzeczy chyba nikt nie spodziewał się aż tak wcześnie, co tylko świadczy o tym, że nadchodzące odcinki będą niezwykle intensywne. Ostatnia wypowiedziana przez Walta kwestia sprawia, że po ciele przebiega dreszcz, któremu jednocześnie towarzyszy niezdrowe podniecenie. Dialogi to nadal najmocniejszy element serialu, który dzięki świetnemu aktorstwu jeszcze bardziej zyskuje na sile.
[video-browser playlist="635728" suggest=""]
Zastanawiacie się pewnie, co słychać u Jessego. Cóż, to już nie ten sam beztroski chłopak, jakiego znaliśmy. Jest przygaszony, wydarzenia kilku ostatnich miesięcy wyraźnie na niego wpłynęły i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Pinkman w odróżnieniu od White'a nie potrafi przejść do porządku dziennego nad tym, co zrobili. Wyraźnie sobie nie radzi, a pieniądze, których się dorobił, nie są w stanie naprawić wyrządzonych w jego psychice szkód. Na domiar złego Jesse domyśla się, jaki los spotkał Mike'a. Tutaj warto wspomnieć o ciekawej rozmowie, podczas której Walter wmawia mu, że Ehrmantraut ma się dobrze. Niedawny król narkotykowego półświatka chyba sam w to wierzy, patrząc, z jakim przekonaniem i zaangażowaniem wciska chłopakowi kolejne kłamstwa. Z partnera w interesach, a może nawet i starszego kumpla, Walt zmienił się w kogoś, kto na liście osób niegodnych zaufania zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce.
Na sam koniec trzeba wspomnieć o zabawnej wymianie zdań pomiędzy Badgerem a Skinnym. Wymyślony przez tego pierwszego scenariusz do jednego z odcinków "Star Trek" był tak absurdalny, że aż śmieszny. Aczkolwiek to chyba jedyny lżejszy akcent w całym odcinku, bo ogólna atmosfera raczej do radosnych nie należy.
"Blood Money" to jeden z tych spokojniejszych epizodów, nastawionych na stan emocjonalny bohaterów. Może i próżno w nim szukać akcji sensu stricto, ale na brak emocji nikt narzekać nie powinien. Napięcie jest chwilami tak gęste, że można je kroić nożem, a niektóre dialogi jeszcze na długo wryją się w pamięć. Breaking Bad po raz kolejny zaliczyło udany powrót, jednocześnie udowadniając, że produkcja nie ma sobie równych. Próżno szukać drugiego takiego serialu, który z każdym kolejnym sezonem zamiast obniżać loty, wznosiłby się jeszcze wyżej. Pozostaje z niecierpliwością wyczekiwać dalszych odcinków, bo apetyt jest jeszcze większy niż przed przerwą.
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat