Preacher: sezon 2, odcinek 10 – recenzja
W tym tygodniu Preacher zwolnił tempo akcji, ale za to w intrygujący, a zarazem kontrowersyjny sposób rozwija fabułę, do której należy podchodzić z dużym dystansem.
W tym tygodniu Preacher zwolnił tempo akcji, ale za to w intrygujący, a zarazem kontrowersyjny sposób rozwija fabułę, do której należy podchodzić z dużym dystansem.
Nowy odcinek Preacher należał do tych spokojniejszych, pozbawionych szalonej akcji czy makabrycznych obrazków, ale mimo to rozpoczął się zaskakująco. Dopiero po kilku chwilach mogliśmy się domyślić, z kim mamy do czynienia, co tu się rozgrywa i w jakich czasach. Preacherowa wersja ostatnich godzin życia Jezusa na pewno wzbudza kontrowersje, a u niektórych widzów może nawet oburzenie. Z drugiej strony przypominało to trochę humor Monty Pythona, na który trzeba patrzeć z przymrużeniem oka. Ale najważniejsze, że ta historia w pewien sposób wzbogaca fabułę serialu pokazując początki organizacji Graal, przy okazji potwierdzając prawdziwość słów Saltonstalla.
Natomiast jeszcze ciekawiej przebiegało spotkanie Jessego z Herr Starrem, który postanowił go zabrać do siedziby głównej organizacji. Wymiana zdań między arcybiskupem, a papieżem powodowała rozbawienie, ale oni też potwierdzili informację, że Bóg opuścił niebo. Jesse ostatnio utknął w martwym punkcie w poszukiwaniach Wszechmogącego, więc teraz z najwyższą uwagą oglądaliśmy rozwój wydarzeń. W końcu też zobaczyliśmy potomka Mesjasza, który przetrzymywany jest w odosobnieniu. Nie zabrakło tutaj czarnego humoru, kiedy Jesse całkiem na poważnie składał mu pokłony, a ów człowiek okazał się opóźniony w rozwoju. Ten motyw pochodzi z komiksu, co w sumie nie dziwi, bo tak szalonego, a przy okazji prowokacyjnego, pomysłu twórcy by raczej sami nie wymyślili. W każdym razie udało im się zachować dzięki temu klimat materiału źródłowego, nawet jeśli serial opowiada zupełnie inną historię.
[arve url="https://www.youtube.com/watch?v=AZmXCbdILek" align="center" promote_link="yes" mode="lazyload"
Trudno było oczekiwać, że w mieszkaniu Denisa będą rozgrywały się równie interesujące rzeczy, co u Jessego. Po „ozdrowieniu” syna Cassa humory się nieco poprawiły, więc znowu skupiliśmy się na dramacie Tulip, która wciąż przeżywa koszmary ze Świętym od Morderców. Gdyby nie Featherstone, która postanowiła wykorzystać jej słabość, pewnie dalej oglądalibyśmy dziewczynę Custera warcząca na wampira i oddającą się bolesnym rozrywkom, co okropnie irytowało. A w rezultacie w lekkim napięciu czekaliśmy na potknięcie się Jenny i gwałtownej reakcji Tulip. I tak się stało, więc na ratunek ruszył Hoover, który podszył się pod byłego chłopaka-alkoholika. Trzeba przyznać, że Featherstone to świetna manipulatorka i doskonale wykorzystuje okazje, aby przysłużyć się misji i Graalowi. Serial zyskał nieco blasku na jej i Hoovera obecności. Ale tak naprawdę najważniejszym momentem w całym tym wątku było odnalezienie przez Tulip broni Świętego, co na pewno teraz jeszcze bardziej skomplikuje jej relacje z Jessem. A dodatkowych kłopotów też możemy się spodziewać ze strony Denisa, który nie kontroluje swojego zachowania i korzysta z życia bez ograniczeń.
Dirty Little Secret nie był porywającym odcinkiem, ale przynajmniej wzbudzał ciekawość ze względu na Graala oraz knującą Featherstone. Dodatkowo mógł wywołać mieszane uczucia ze względu na kontrowersyjne motywy, do których należy podchodzić z dystansem, aby odnaleźć w nich trochę humoru i zabawy. Nowy odcinek pozbawiony był wciskającej w fotel akcji, ale przynajmniej nie nudził, jak to już bywało w kilku innych przypadkach w tym sezonie. A przy okazji uzyskaliśmy parę nowych informacji, które dobrze rozwijają fabułę. Pozostały już tylko trzy epizody do końca, więc twórcy powinni podkręcić tempo wydarzeń i podnieść poziom emocji. Oby tak się stało w satysfakcjonujący dla wszystkich sposób.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat