„Rectify”: Przyszłość/przeszłość – recenzja
Po paru słabych odcinkach Rectify w końcu zalicza dobry tydzień i chyba najlepszy epizod w tym sezonie. Wreszcie zaczyna się coś dziać, ledwo zaznaczone wątki zaczynają kiełkować, a Aden Young szarżuje w swojej roli.
Po paru słabych odcinkach Rectify w końcu zalicza dobry tydzień i chyba najlepszy epizod w tym sezonie. Wreszcie zaczyna się coś dziać, ledwo zaznaczone wątki zaczynają kiełkować, a Aden Young szarżuje w swojej roli.
Miło nie było. Rectify, jeden z najciekawszych i najbardziej obiecujących seriali poprzedniego sezonu, w tym roku dołował z każdym odcinkiem. Powoli zaczynało drażnić wszystko – od rzemieślniczej realizacji, która w 1. sezonie ocierała się o majstersztyk, poprzez wątek Amanthy oraz Teddy’ego i Tawney, kończąc na fabularnej fragmentaryzacji i błądzeniu bez celu. W 1. sezonie to się sprawdzało, przecież oglądamy życie człowieka, który dopiero co wyszedł na wolność po dwóch dekadach zamknięcia za kratkami. Sezon 2. wydaje się gdzieś dążyć, a jednak wszystko stoi w miejscu. Na szczęście 6. odcinek nareszcie pozbywa się tych wad i wraca do tego, co pokochałem 1. serii – do emocji!
Daniel się rozwija. Wreszcie, bo przez wszystkie odcinki 2. sezonu krążył po różnych miejscach, mało się odzywał i było to niespecjalnie interesujące. Wizyta u Lezleya zmieniła dość sporo – nie było go parę dni w domu, przespał się z przypadkową kobietą, na imprezie u nowo poznanego przyjaciele używał narkotyków. Po powrocie do domu czeka go mnóstwo problemów, którym musi stawić czoło. I wreszcie udaje się to umiejętnie i mądrze pokazać. Chyba każda scena z udziałem Daniela jest świetna – nie wiadomo dokładnie dlaczego, bo przecież nie wiemy, jak wyglądają relacje między głównym bohaterem a Treyem; nie wiemy także, co miał na myśli w rozmowie z Jaredem, która przeraziła nie tylko najmłodszego z Talbotów, ale i mnie samego. Kim jest Daniel?! Jest to tym dziwniejsze, że w sytuacjach, kiedy wszyscy na niego patrzą, staje się on potulnym, zagubionym człowiekiem. Ile w tym prawdy? Po raz kolejny twórcy zamiast uchylić rąbka tajemnicy komplikują postać Daniela jak tylko się da.
[video-browser playlist="633550" suggest=""]
Tak czy inaczej, w głównym bohaterze dzieje się wiele. Stać go na jakiekolwiek czyny, a to pewna nowość. Załatwia prezent dla swojej mamy, mówi o rozpoczęciu pracy. A przy okazji próbuje sobie poradzić z demonami przeszłości, więc wreszcie dostajemy retrospekcje z więzienia. Szkoda, że dopiero teraz i podane odrobinę z czapy, jednak każda taka sekwencja jest naprawdę śliczna i pełna emocji. Widać także zmianę w samej konstrukcji fabularnej – jeden odcinek nie rozgrywa się już w ciągu mniej więcej 24 godzin, ale w ciągu dwóch dni. Można więc przymknąć oko na elipsy w retrospekcjach, skoro przeskoki czasowe w głównej osi fabularnej też się pojawiają. Wydaje mi się, że to działa na korzyść serialu, bo wreszcie oglądamy konkrety, a nie tylko Daniela chodzącego tam i z powrotem bez celu. Mimo że w odcinku "Mazel Tov" też tego uświadczymy, tym razem przynajmniej wygląda to cudownie (Daniel pod kwitnącym drzewem czy nad stawem), a ostatnia retrospekcja to popis realizatorski i aktorski w wykonaniu Adena Younga. Wreszcie dostał odcinek, w którym mógł się wyszaleć – i to wcale nie musiał krzyczeć, a wręcz przeciwnie – mamrotał, wylewał kilka łez i patrzył w dal. Ale to wystarczy, bo wreszcie widzę intensywne emocje u Daniela, jak i w całym serialu.
Dzięki temu, że główny bohater dostał tyle czasu, ile mu się należy, reszta wątków jest prowadzona powolutku, skrupulatnie i każdy ma tyle czasu, by dobrze się rozwinąć – i ciąża Tawney, i relacje między Amanthą a Jonem to mocne filary, ale tylko wtedy, gdy nie przyćmiewają najważniejszego wątku serialu, czyli odkrywania Daniela. Ponadto coraz więcej osób dowiaduje się o tym, co Holden zrobił Teddy'emu Juniorowi. Każda scena poruszająca ten wątek przypomina nam ten pamiętny moment, w którym po raz pierwszy okazało się, że Daniel wcale nie jest tym, za którego go uważamy. I musimy mieć to w pamięci, bo inaczej znów nas zaskoczy, a konsekwencje jego czynów mogą być poważne.
Zobacz również: "Zakazane imperium" - kulisy 5. sezonu
Jak już wspomniałem, odcinek wreszcie wygląda dobrze. W sumie już od pierwszych minut czuć, że "Mazel Tov" to odcinek robiony z duszą. Jest tu mnóstwo świetnych dialogów, szczególnie tych z udziałem Daniela - m.in. zabawne odniesienia do Charliego Chaplina w rozmowach z kapelanem. Powrócono także do kadrowania bohaterów przez framugi drzwi - może to i bardzo mało istotny szczegół, ale często jest on powtarzany w Rectify i zdążył stać się to dość charakterystycznym elementem, dużo w tym tajemnicy i ukrytych gestów. Za to ostatnie dziesięć minut odcinka to już prawdziwe cudo - coś naprawdę wspaniałego i wyciskającego łzy (nietrudno o taką reakcje przy grze Younga i akompaniamencie "Silentium" Arvo Parta - ten utwór to prawdziwy wyciskacz łez!). Ogląda się to wybornie. Mam tylko nadzieję, że reszta odcinków będzie wyglądała podobnie, a i nie obraziłbym się, gdyby Rectify wyglądało jeszcze lepiej – jak w 1. sezonie. Odcinek 6. odrobinę mnie uspokoił. Chyba źle już nie będzie?
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat