„Rectify” – sezon 2, odcinek 9 i 10 (finał) – recenzja
Twórcy Rectify przez 16 odcinków trzymali nas w niepewności. To, czy Daniel jest mordercą, czy nie, prawdopodobnie całkowicie zmieniłoby nasze postrzeganie głównego bohatera. W ostatnich sekundach 2. sezonu karty są odkrywane, a oczekiwanie na 3. odsłonę urozmaica nam potężny cliffhanger.
Twórcy Rectify przez 16 odcinków trzymali nas w niepewności. To, czy Daniel jest mordercą, czy nie, prawdopodobnie całkowicie zmieniłoby nasze postrzeganie głównego bohatera. W ostatnich sekundach 2. sezonu karty są odkrywane, a oczekiwanie na 3. odsłonę urozmaica nam potężny cliffhanger.
Powiedzmy sobie szczerze – 10 odcinków Rectify to za dużo, i łatwo to zauważyć. Pierwsze 2 epizody świetnie kontynuowały historię sprzed roku – Daniel był w śpiączce, wszystkie wydarzenia obracały się wokół tego, co się stało i co się stanie, gdy główny bohater się ocknie. Od momentu jego pobudki wszystko zaczęło się psuć – retrospekcje odeszły na dalszy plan, Daniel był bardziej zagubiony niż przedtem, a żaden z pozostałych bohaterów nie miał potencjału, by udźwignąć ten serial. Dopiero od chwili, w której pojawia się ponowna groźba zamknięcia Daniela za kratkami, serial nabiera rozpędu, a za tym cała reszta – sceny wyglądają, jakby już nie były pisane na kolanie, a aktorom chce się grać pełne emocji sceny.
To pokazuje największą bolączkę Rectify – dzieło Raya McKinnona nie broni się jako serial obyczajowy, mimo że w 1. sezonie wychodziło to bardzo dobrze. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że twórca serialu pisał zaledwie 4 odcinki. Niby to tyle samo co rok temu, ale przy 10 odcinkach widać przepaść w porównaniu do pozostałych epizodów. A jednak seriale o zabarwieniu obyczajowym mogą być przecież piekielnie interesujące – jak choćby wyborni Pozostawieni czy inny, zakończony już serial HBO, Treme. Niby wszystko jest na swoim miejscu, każdy z bohaterów ma jakiś cel, do którego dąży, mają oni swoje problemy, a relacje między nimi są szczere i prawdziwe. A jednak nic z tego nie wychodzi – myślę, że wynika to z tego, iż zamiast skupić się na tym obyczajowym wątku, nad którym górowałaby próba powrotu Daniela do normalnego życia, wszystko koncentruje się na tym, jakim Daniel jest człowiekiem, i na jego ewentualnym powrocie do więzienia.
[video-browser playlist="633408" suggest=""]
Tym bardziej, że wątki zawiązane w 2 ostatnich odcinkach naprawdę mają (lub raczej miały) potencjał, szczególnie relacje między Tawney a Tedem oraz ich osobiste problemy – jej z ciążą, a jego z nowym interesem. Wszystko zostało albo wprowadzone za późno, albo za szybko rozwiązane – szczególnie że scena kłótni Teddy’ego i Tawney w przedostatnim odcinku była absolutnie fantastyczna i szkoda, że nie stało za nią jeszcze wyraźniejsze tło. Tak samo ma się sprawa z Amanthą i Jonem. Przede wszystkim, Abigail Spencer jest niesamowicie utalentowaną aktorką i pokazała już niejednokrotnie, że potrafi zagrać na najwyższym poziomie oraz szkoda marnować jej postać na najprostszych schematach, które muszą po prostu popchnąć fabułę do przodu. Twórcy muszą się więc zdecydować, czy robią historię rodziny Holdenów–Talbotów, czy jednak skupiają się na Danielu. Jeśli pójdą w tym pierwszym kierunku, jest jeszcze potencjał na mnóstwo wielkich momentów. Jeśli zaś padnie na tę drugą opcję, wydaje mi się, że 3. sezon (który ma mieć podobno 6 odcinków) powinien być ostatnim. Nie wiem do końca, która droga bardziej by mi się podobała, bo oglądanie historii Daniela Holdena to bardzo przejmująca, wyczerpująca, ale i piękna przeprawa, jednak bardziej mi zależy na odpowiednim zakończeniu historii – na czymś, co zostałoby w mojej głowie na długi, długi czas.
Pomimo potknięć w połowie sezonu tegoroczna odsłona zakończyła się w naprawdę dobrym stylu, a 2 ostatnie odcinki to świetna robota (nie tylko scenopisarska, ale i realizatorska). Niestety, piękne widoki Georgii już nie powróciły, ale nadal jest to serial bardzo dobrze wyglądający i zrealizowany świetnie w odpowiednich momentach – niedbałość w pewnych chwilach także tłumaczę zwiększeniem liczby odcinków.
Czytaj również: Gra "Sons of Anarchy" zapowiedziana... na tablety
Zresztą myślę, że o wiele lepiej byłoby rozbić te 10 epizodów na 2 sezony - w 1. z nich po pobudce rozwiązana zostałaby kwestia tego, kto jest odpowiedzialny za pobicie głównego bohatera, i mogłoby się to zakończyć groźbą wsadzenia po raz kolejny za kratki. Za to 2. mógłby poprowadzić ten wątek aż do wielkiego finału, w którym nawet nie musielibyśmy się dowiedzieć, czy Daniel naprawdę zabił. A tak, dostaliśmy potężny cliffhanger oraz odpowiedź na to, kim tak naprawdę jest główny bohater.
Zanosiło się na to już od połowy sezonu – ciągłe tropy rzucane przez twórców miały nas zmylić co do tego, co ma Daniel na sumieniu. Żadna z tych rzeczy nie pobiła wydarzenia z przedostatniego odcinka 1. sezonu, kiedy to Holden napadł na Teddy’ego, jednak Daniel cały czas pozostał jednym wielkim znakiem zapytania - aż do ostatnich scen finału. Nawet po nich trudno zgadnąć, co jest prawdą, co jest dobrze obmyślanym kłamstwem, a co wynikiem ogromnej krzywdy, która została wyrządzona Danielowi – w celi śmierci, w momencie jego przesłuchiwania oraz w noc, kiedy zginęła Hanna.
[video-browser playlist="633410" suggest=""]
Mając nadzieję na to, że nigdy nie dowiem się prawdy, muszę przyznać, że została ona ukazana w sposób najlepszy z możliwych – poprzez powiedzenie kłamstwa. Bo Danielowi nie chodziło już o prawdę; ona jest jego i nic tego nie zmieni. Główny bohater chce mieć po prostu wszystko za sobą i opuścić piekło, w którym był przez 20 lat. A Aiden Young w tej roli pokazał w sposób niezwykle przejmujący, jak pobyt w tamtym miejscu był wyniszczający i dehumanizujący.
Najważniejszy element serialu został więc wreszcie rozwiązany i trudno wyrokować, co może się stać w 6 odcinkach, które zobaczymy w przyszłym roku. Myślę, że właśnie dlatego Ray McKinnon zaserwował widzom potężny cliffhanger – dzieje się dużo i nie wiadomo (choć można się domyślić), co chce powiedzieć Ted Jr., nie wiemy także, jaki wpływ na decyzję sędziego będą mieć badania śliny Treya oraz odnalezienie ciała Georgiego. Możliwe, że nie wiedzą tego także twórcy, którzy wkrótce zasiądą do pisania scenariusza. Pokładam w nich sporą nadzieję, wiedząc, że potrafią stworzyć przejmującą historię, jednak nie życzę sobie potknięć, których byliśmy świadkami w połowie 2. sezonu.
Czytaj również: "Rectify" z zamówieniem 3. sezonu
Premierowy sezon Rectify był dla mnie objawieniem – czymś, czego nie było wcześniej w telewizji. Cudowna realizacja, ciężka i przejmująca historia, która została udźwignięta przez utalentowanych aktorów. Sezon 2. to spora krzywda wyrządzona widzom oraz samemu serialowi, który niestety rozcieńczył się i niekoniecznie poszedł w odpowiednim kierunku. Odsłona 3. może to naprawić, ale przed twórcami stoi bardzo trudne wyzwanie. Myślę jednak, że świadomość powagi sprawy jest tak duża, iż McKinnon zrobi wszystko, by stworzyć z Rectify pomnik, a z jego 3. sezonu - niezapomniane przeżycie.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat