„Sin City: Damulka warta grzechu” – recenzja
Po 9 latach Robert Rodriguez wraca do mrocznego miasta wykreowanego przez Franka Millera. Oceniamy film Sin City: Damulka warta grzechu.
Po 9 latach Robert Rodriguez wraca do mrocznego miasta wykreowanego przez Franka Millera. Oceniamy film Sin City: Damulka warta grzechu.
Sin City: Damulka warta grzechu ("Sin City: A Dame to Kill For") stanowi jedną z ciekawszych komiksowych adaptacji, niezależnie od ostatecznej oceny jakości samego filmu. Zwykle reżyserzy próbują jak najlepiej dopasować historię z pierwowzoru do nowego medium. Robert Rodriguez idzie o krok dalej i podchodzi do swojego zadania inaczej. Jego celem jest nie samo przetransformowanie fabuły, ale taka manipulacja językiem filmowym, by zaczął po prostu przypominać ten komiksowy. Efekt jest piorunujący – większość kadrów z rysunkowych historii Millera ma swoje odpowiedniki w postaci filmowych ujęć. Dzieło Rodrigueza to najwierniejsza ekranizacja w historii.
Całość, podobnie jak w komiksowym pierwowzorze, utrzymano w odcieniach szarości z rzadką domieszką koloru. Tacy zresztą są też sami mieszkańcy tytułowego Miasta Grzechu – wszyscy prezentują postawę godną najgroźniejszych czarnych charakterów. To jedna wielka banda rzezimieszków, łotrów i innych przestępców, z których z trudem można wyłowić kogoś o dobrym sercu. Nawet jeśli już nam się to uda, można być pewnym, że ta osoba nie będzie posiadała przyjacielskiego nastawienia. Tacy ludzie po prostu w Basin City nie mieszkają.
[video-browser playlist="615705" suggest=""]
Wyjątkowość najsłynniejszego obok "Powrotu Mrocznego Rycerza" komiksu Franka Millera polegała jednak nie tylko na charakterystycznej czarno-białej kresce i posępnej atmosferze, ale wielu przeplatających się ze sobą historiach. Rodriguez odtwarza więc i tę formę nowelową – śledzimy jednocześnie kilka odrębnych wątków, które łączą powtarzający się pierwszo- lub drugoplanowi mieszkańcy Sin City.
Choć Damulka warta grzechu prezentuje się doprawdy spektakularnie (mowa tutaj zarówno o filmie, jak i samej Evie Green, wcielającej się w tytułową postać), jest z tym filmem jeden zasadniczy problem: to nie jest coś, czego byśmy nie widzieli wcześniej. Więcej – to jest dokładnie to samo, co widzieliśmy wcześniej.
Warstwa wizualna zyskała co prawda dodatkowy wymiar (3D spisuje się obłędnie) i stała się jeszcze bardziej widowiskowa, ale efektu zaskoczenia towarzyszącemu premierze Sin City z 2005 roku nie da się powtórzyć. Estetyczna wtórność daje o sobie znać tym bardziej, że dość mało interesująco prezentuje się fabuła. Rodriguez i Miller wystrzelali się z najlepszych komiksowych historii w części pierwszej, nie pozostawiając sobie zbyt wiele pomysłów na sequel.
[video-browser playlist="633359" suggest=""]
Ani "Kolejna zwykła sobotnia noc", ani "Damulka warta grzechu" nie wystarczyły na scenariusz pełnometrażowego filmu. W rezultacie obydwie historie połączono, a brakujące minuty wypełniono nowymi wątkami. Wydaje się, że próbowano też nieco zmniejszyć charakter nowelowy filmu na rzecz spójniejszej fabuły. To niestety wypadło ostatecznie dość przeciętnie – obserwujemy bowiem kilka równoległych wątków, z których każdy bezskutecznie walczy o miano tego głównego.
Czytaj również: Recenzja komiksu "Sin City: Ten żółty drań"
Wynikające z długiej przerwy między częścią pierwszą a sequelem niskie zainteresowanie widzów filmem prawdopodobnie sprawi, że nie zobaczymy Miasta Grzechu po raz trzeci. Nie ma się jednak czym przejmować – już druga wizyta w nim była niepotrzebna.
Poznaj recenzenta
Dawid RydzekKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat