Najnowszy odcinek serialu wydaje się być przegadany i to niekoniecznie w interesujący sposób. Fabuła mozolnie pnie się do przodu i niby jest kilka istotnych dla rozwoju akcji elementów, ale nie robią one specjalnego wrażenia.
Cała akcja epizodu dotyczy przede wszystkim Laurel i jej walki o prawa do opieki nad synkiem. Walczy o nie przeciw własnemu ojcu, Jorge'owi Castillo. Dla ojca Laurel wnuk stanowi jedynie sposób, za pomocą którego może szantażować swoją córkę i domagać się od niej dysku twardego z istotnymi dla jego firmy danymi. Co więcej, przestaje on bawić się w owijanie w bawełnę i stawia sprawę prostu z mostu. Trzeba przyznać, że jest to miła odmiana od wiecznie ukrytych intencji, które są wspominane półsłówkami tu i ówdzie. Nie to jest jednak największym zaskoczeniem. Przede wszystkim zmienia się kąt patrzenia na śmierć Wesa. Okazuje się, że rola matki Laurel zaczyna być coraz bardziej znacząca w tym całym wątku. Świadczy o tym zdjęcie, które znalazła Bonnie w trakcie swojej pracy w biurze Danversa. Przedstawia ono matkę Laurel i Wesa siedzących razem przy stole. Biorąc pod uwagę fakt, że próbowała ona wielokrotnie kontaktować się z Dominikiem, a to właśnie on jest odpowiedzialny za śmierć Wesa, można powoli zacząć snuć własne podejrzenia. Nie jestem do końca przekonana, czy takie przerzucanie odpowiedzialności z jednej postaci na drugą może być aż tak wiarygodne dla widzów, ale na pewno pozwoli nieco ożywić wydarzenia serialu.
Sam proces walki o prawa do opieki nad dzieckiem Laurel przebiega… bardzo standardowo. W teorii posiada wszystko, co może skupić uwagę widzów: przewrotność, drobne konflikty, wahania świadków, przejmujące pokazy zdolności adwokatów pracujących po obu stronach. W praktyce jednak wszystko to już widzieliśmy, a sam przebieg wydarzeń wydaje się być oklepany i wtórny. Laurel nie uzyskała prawa do opieki nad własnym dzieckiem, czego można było oczekiwać na tym etapie serialu. Wyszłoby za prosto, za szybko, za łatwo. Dodatkowo, obrońca ojca Laurel, postanowił zniszczyć życie terapeuty, Issaca, ponownie przyglądając się sprawie samobójstwa jego córki i stawiając go w rolki jako głównego podejrzanego. Takiego obrotu spraw nie przewidziała nawet Annalise. Oznacza to, że po raz kolejny jej osoba przyczynia się do “upadku” człowieka, co niekoniecznie wpłynie pozytywnie na jej i tak okaleczoną psychikę. Dorzucenie kolejnej, tak niespodziewanej cegiełki, może odbić się pijacką czkawką na jej zmaganiach z alkoholizmem.
Z kolei młodzi adwokaci nie mieli zbyt wiele do odegrania w tym odcinku. W dalszym ciągu są targani pomiędzy wyrzutami sumienia (Oliver), pracą nad zbiorowym pozwem sądowym (Connor i Asher) i bezsensownym kręceniem się w tę i nazad (Micheala). Widać, że twórcy serialu nie do końca mieli pomysł, w którą stronę skierować młodszą część obsady. Niby jest w tle wątek tego pozwu zbiorowego, do którego włączono nawet ojca Nate’a. Próbuje się tutaj wykreować sztuczne emocje, zwłaszcza sięgając do lat młodzieńczych Nate’a, ale wszystko to stanowi mało angażujący drugi plan. Nie skupia to ani uwagi, ani nie do końca wydaje się być istotne dla całości fabuły. Tym razem odcinka nie uratowała nawet Bonnie, której czas ekranowy był prawdziwie znikomy. Co prawda to ona dostarcza najważniejszych informacji, a jej rola kreta w biurze Denversa w końcu przynosi widoczne rezultaty, jednak stanowi to jedynie krótką przerwę pomiędzy nudnymi scenami.
Ostatecznie odcinek wypada średnio, bez większych rewelacji. Wydaje się być jednym z najsłabszych w całym sezonie, mimo że posiada kilka ważniejszych fabularnie punktów. Końcowy cliffhanger ze zdjęciem matki Laurel i Wesa faktycznie zaskakuje, ale jest jeden z niewielu momentów, które tak naprawdę wzbudzają jakiekolwiek zaciekawienie. Pozostaje mieć nadzieję, że to cisza przed burzą, a następne odcinki nadadzą nowe tempo serialowi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h