Debiutancki album z popularnego cyklu nie prezentował się nazbyt dobrze i efektownie. Ot, średniej jakości, mało interesująca historia o grupie niezbyt dobranych postaci walczących z wielkim zagrożeniem. Rozwiązania fabularne zaserwowane przez Brytyjczyka były dość przewidywalne, a wyraźnym mankamentem owego komiksu były słabo zarysowane sylwetki znanych adwersarzy oraz brak przysłowiowej chemii pomiędzy poszczególnymi Samobójcami. Słaby scenariusz broniły wyłącznie dopieszczone i widowiskowe plansze niemal kultowego rysownika, Jima Lee, godnie wspieranego przez równie doświadczonych grafików – Philip Tan, Jason Fabok (Batman Eternal #1-21), Ivan Reis (Liga Sprawiedliwości z Nowego DC) i Gary Frank (Batman: Earth One). Z całą pewnością pierwszy tom Suicide Squad (Suicide Squad #01: Czarne więzienie) nie wnosił nic nowego do bogatego uniwersum DC Comics, a jego wartość artystyczna była dość wątpliwa. Recenzowany tom, utwierdza nas w przekonaniu, iż Rob Williams należy do drugiego garnituru twórców pracujących nad obecnie wydawanymi seriami z wydawnictwa sygnowanego marką Batman. Akcja opowieści rozpoczyna się tuż po dramatycznych wydarzeniach z wcześniejszego  woluminu. Wątpliwi bohaterowie przebywają w zakładzie karnym Belle Reve, gdzie przetrzymywany jest osłabiony, karmiony promieniami sztucznego czerwonego słońca, generał Zod. Przebywający tam naukowcy próbują ustalić naturę i pochodzenie wspomnianej Czarnej Kuli. Z wybitną hakerką Hack, kontaktuje się przebywający w Strefie Widmo Kapitan Bumerang, przeniesiony tam w poprzednim albumie przez zwyrodniałego generała. W zetknięciu z kosmicznym  artefaktem ludzie będący w więzieniu zmieniają się w rozjuszone bestie, mordujące się w przypływie szału. W wyniku zderzenia z mocą Czarnej Kuli, tylko nieliczni zachowują się względnie normalnie, choćby kochanica Jokera, która niespodziewanie powróciła do zrównoważonej postaci. To właśnie na jej barkach oraz przywódcy oddziału Ricka Flagi i Hack, spoczywa los osób poddanych złowieszczej energii owego obiektu.
Źródło: Świat Komiksu
Niestety scenariusz Rob Williams pełen jest nieścisłości, wyjątkowo absurdalnych wątków (scena zbliżenia Killer Croca z Enchantres), a przede wszystkim dość nudny. Zawodzi, choćby ostateczne rozwiązanie, przebywającego w śpiączkę,  Zoda – jeśli spodziewacie się spektakularnego, zaciętego starcia Suicide Squadu z potężnym przeciwnikiem Supermana to srogo się rozczarujecie. Podobnie, jak w debiutanckim albumie otrzymujemy kilka nowel, dokładniej przedstawiających sylwetki znanych bohaterów. Tym razem mamy do czynienia z: ciekawą opowieścią o początkach działalności, pochodzącej ze slumsów w Nairobi, Zaliki Hack (Bio: Hack), traumatycznymi wspomnieniami Killer Croca z jego dzieciństwa (przejmujące Krokodyle łzy), słabą opowieścią o Enchantres (Uwięzieni) z niezbyt interesującymi rysunkami Christiana Warda oraz wprowadzeniem do oddziału nowego członka, Killer Frost (Gorące serce). Na koniec niedorzeczna historia z Harley Quinn (Anonimowi złoczyńcy), planującą założyć poradnię psychologiczną dla słynnych kryminalistów. Niniejsza historia została zilustrowana przez Jima Lee oraz posługującego się mocno kreskówkową kreską, Seana Gallowaya. Humorystyczna opowieść wyraźnie podnosi końcową ocenę mizernego tomu przygód Suicide Squadu – swoista wizyta w umyśle byłej psycholożki, okazała się strzałem w dziesiątkę.
Suicide Squad #02: Przy zdrowych zmysłach to kolejny słaby tom w DC Odrodzeniu. Szkoda, gdyż mamy do czynienia z wielkim potencjałem i rysunkami, nieprzejednanego Jima Lee.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj