Supergirl: sezon 2, odcinek 1 – recenzja
Pierwszy sezon Supergirl wyróżniał się na tle pozostałych produkcji telewizyjnych swoim urokiem i bezpretensjonalnością. Potrafiłem zaakceptować szereg bolączek, gdyż to, co dostawałem w zamian, przywracało mnie do czasów, gdy świerzop był bursztynowy, a seriale superbohaterskie - jasne i radosne. Jak sprawdza się powrót superbohaterki na srebrne ekrany?
Pierwszy sezon Supergirl wyróżniał się na tle pozostałych produkcji telewizyjnych swoim urokiem i bezpretensjonalnością. Potrafiłem zaakceptować szereg bolączek, gdyż to, co dostawałem w zamian, przywracało mnie do czasów, gdy świerzop był bursztynowy, a seriale superbohaterskie - jasne i radosne. Jak sprawdza się powrót superbohaterki na srebrne ekrany?
Przejście Supergirl z CBS do The CW, stacji emitującej seriale Arrow, Flash i Legends of Tomorrow, zapowiadało małą rewolucję. Założyłem, że część obsady odejdzie, a konwencja dopasuje się do produkcji osadzonych w Arrowverse. Pierwszy odcinek drugiego sezonu udowodnił mi, jak bardzo myliłem się w swoich prognozach.
Antyfanów Supergirl lojalnie uprzedzam, że wszystko pozostało po staremu. Wbrew plotkom nie przeszła do świata Arrow - pozostała w tej rzeczywistości, w której funkcjonowała dotychczas. Obsada z pierwszej serii nie uległa zmianie, a akcja wciąż skacze pomiędzy bazą DEO i redakcją CatCo, rozdzielając czas antenowy na przygody Supergirl oraz prywatne perypetie Kary Danvers. Zresztą z naciskiem na to drugie.
Po pierwszym odcinku trudno powiedzieć, czy powróci klasyczna struktura z potworem zmieniającym się co tydzień i leniwie rozwijającym się motywem przewodnim. Żaden z rozpoczętych wątków nie został zamknięty w pełni, więc ich rozwiniecie odnajdziemy w kolejnych odcinkach – pytanie, na ile przysłonięte zostaną "jednorazowymi" historiami.
Premiera zainteresowała widownię dużo większą od grupy fanów pierwszego sezonu. Oto wreszcie mogliśmy zobaczyć bohaterkę u boku jej kuzyna. Sam tytuł odcinka, The Adventures of Supergirl, to nawiązanie do klasycznego serialu o Człowieku ze Stali i taką też wersję Supermana dostajemy. Tyler Hoechlin raczej nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii odtwórców Supermana. Nawet nie próbuje mieszać w micie tej postaci - odtwarza klasyczny wizerunek, utrwalony niegdyś przez Christophera Reeve'a i Deana Caina. Lubię to rozwiązanie. Cieszyłem się jak dziecko z każdej sceny z Supsem i zastanawiałem się, jak fajnie byłoby zobaczyć serial koncentrujący się na jego przygodach.
Oczywiście Superman nie może dołączyć do stałej obsady, bo wówczas totalnie przyćmiłby główną bohaterkę. Pannę Danvers spotykamy tam, gdzie pożegnaliśmy ją w poprzednim sezonie. Cat Grant powierza Karze jej własny gabinet, a związek z Jamesem Olsenem kwitnie w najlepsze, mimo że więcej chemii czuć pomiędzy Bertem i Erniem z Ulicy Sezamkowej. Gdyby nie Superman, odcinek uznałbym za kiepski. Kilka marnych dronów to dla pary potężnych superbohaterów kaszka z mleczkiem. Minęły czasy, kiedy o scenach akcji mówiło się, że są w porządku jak na warunki telewizji. Żadna sensacyjna sekwencja z tego odcinka nie zrobiła na mnie wrażenia, a niektóre wręcz bawiły swoim niezamierzonym kampowym charakterem. W pewnym momencie bohaterowie podtrzymują rozpadający się budynek; wtedy Kara zlatuje do fundamentów, aby w trymiga odbudować stelaż, i oto problem zostaje zażegnany. Wszelki ładunek emocjonalny, jaki wypływa ze scen, w których superkuzyni współpracują, wynika tylko z tego, że widzimy ich razem pierwszy raz. To jednorazowa sztuczka, która przy kolejnej okazji już nie wystarczy.
Wraz z Supermanem pojawiło się kilka bezpośrednich odniesień do Gotham City oraz samego Bruce’a Wayne’a. Czyżbyśmy mieli go zobaczyć w którymś z przyszłych odcinków? Byłbym sceptyczny, gdyby nie to, że podobnie nie dowierzałem w pojawienie się Człowieka ze Stali.
Widzowie niezaznajomieni z dotychczasowymi przygodami Supergirl nie powinni mieć problemów z odnalezieniem się w jej świecie. Oglądanie serialu można bez przeszkód rozpocząć od drugiego sezonu, gdyż ten łagodnie przedstawia główną bohaterkę i postacie z jej otoczenia. Na deser dostajemy Lenę Luthor, która przejmuje schedę po zamkniętym w więzieniu bracie. O wcielającej się w nią Katie McGrath nie ma sensu się rozwodzić, bo wystąpiła w zaledwie kilku scenach. W jednej z nich stara się przekonać Clarka Kenta i Karę Danvers o tym, jak to różni się od swojego brata-arcyłotra. Gdy bohaterowie wychodzą z gabinetu, jej twarz zastyga w złowieszczym grymasie. „Coś mi się w niej nie podoba” – jakże trafnie zauważają Clark i Kara.
Na każdy argument, jak to średnio wypadł powrót Supergirl, nadchodzi kontrargument szybki jak lecący pocisk, silny jak lokomotywa i pokonujący budynki jednym susem. Mam nadzieję, że serial w nowej odsłonie i bez niego przynajmniej dorówna pierwszemu sezonowi.
Poznaj recenzenta
Dominik ŁowickiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat