Supergirl: sezon 5, odcinek 4 - recenzja
Do Supergirl nadciągnęła cała armia efektów specjalnych. Gorzej tylko, że na ekranie wyglądają one jak klocki tudzież szlaczki stawiane w zeszycie z podstawówki.
Do Supergirl nadciągnęła cała armia efektów specjalnych. Gorzej tylko, że na ekranie wyglądają one jak klocki tudzież szlaczki stawiane w zeszycie z podstawówki.
Jeśli czekaliście na to, że po miesiącu zawirowań 5. sezon serialu Supergirl powróci już na właściwe tory fabularne - cóż, no to sobie jeszcze poczekacie. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują na to, że zasadnicza historia będzie chaotycznie orbitować wokół zabawy w głupawego kotka i idiotyczną myszkę z Maleficiem oraz pałającej żądzą zemsty na Bóg-wie-czym Leny. W odcinku In Plain Sight widać to jak na dłoni; złowrogi brat J'onna pojawia się to tu, to tam, a wszyscy wesoło za nim ganiają bez większego ładu i składu. Piękne lico panny Luthor coraz częściej zamienia się z kolei w dwulicowość - kobieta staje się powoli otumanioną fanatyczką, która najpierw się pouśmiecha, by później planować przetrącenie otaczającej ją rzeczywistości. Dodajmy jeszcze do tego wszystkiego odbębnienie wątku społecznego w postaci zachowania Jamesa, który, co tu dużo mówić, nie wytrzymał. Fabuła masakrowała go w ostatnich tygodniach do tego stopnia, że chłop postanowił teraz wydawać na wsi gazetę, żeby pozostać w służbie prawdy. Mógłby wziąć ze sobą całą tę kompanię oślich głów i rozwiązałby problem najważniejszy - naszego zastanawiania się nad tym, jak przeżyć kolejne odcinki.
W National City jest tak, że wszyscy jego mieszkańcy skrywają jakąś tajemnicę; Ford byłby dumny, skoro te ostatnie powstają w ramach jakiegoś trudnego do opisania taśmociągu. Dajmy na to Kara odkrywa, że nowa wersja jej prywatnego Apollina, William, to w rzeczywistości całkiem klawy gość, który wziął sobie na tapet niecne knowania Andrei Rojas i prowadzi śledztwo. Olsen z kolei dojdzie do tego, że wcale nie jest facetem w kołnierzyku, przecież tatuś uczył go biegać z aparatem pomiędzy ludźmi. To, co ma być fabularną woltą, jest jednak w każdym możliwym przypadku wydmuszką. Jeśli zapytasz, skąd te zmiany i rozwiązywanie zagadek, prawidłowa odpowiedź brzmi zazwyczaj: "Bo tak". Dlaczego to akurat Kelly jest zdolna do wskazania obecności Malefica? Dlaczego ten ostatni wybrał sobie teraz na kolejną pożywkę Alex? Dlaczego Lena łączy siły z antagonistą, by zawładnąć myśleniem ludzkości? Bo tak, bo tak, bo tak... Lub inaczej; parafrazując T-Raperów znad Wisły: "Nie tak, nie tak, nie tak, Dziewczyno ze Stali. Nie tak to miało być. Mieliśmy razem iść na wino. (...) Nie tak, nie tak, nie tak. W życiu często bywa tak: raz do przodu, a raz wspak". Z fabułą tego serialu jest podobnie.
In Plain Sight pozwala nam wyprowadzić wniosek, że scenarzyści odcinka musieli rozbić swoim dzieciakom świnki-skarbonki, a zajumane latoroślom zaskórniaki wpompować w efekty specjalne. W ostatniej odsłonie serii te ostatnie wyrastają jak grzyby po deszczu, przy czym właściwie każdy z nich wygląda tak, że będziemy chcieli się gdzieś schować. Najlepszym na to dowodem są rozpikselowane klocki udające fale Q albo feeria zielonych, świątecznych światełek wokół Malefica. Idę o zakład, że wspólnymi siłami lepsze CGI wytłoczylibyśmy w bloku rysunkowym. Na razie zasadnicza rola, jak się wydaje, głównego antagonisty sezonu polega na zabawie w chowanego z pozostającymi w ciągłej gotowości członkami ekipy Supergirl. Złoczyńca wchodzi w umysł Alex i każe jej strzelać do J'onna i Dziewczyny ze Stali; zwróćcie w tej scenie uwagę na zachowanie siedzących na sali ludzi, którzy robią swoje pif-paf na modłę ptasich móżdżków. Jeszcze gorzej, że pożal się Boże akcja z niejasnych przyczyn musi rezonować w takich zabiegach, jak wrzucenie Olsena w tyradę na temat życiowych powinności czy niebezpiecznie rozciągającym się wątku emocjonalnym Nii i Brainy'ego. Jest w tym odcinku scena, w której Kara z Alex zbierają się do boju, jednak zanim ruszą, wysłuchają pytań niegdysiejszego kosmicznego geniusza o swoją partnerkę. I tak do końca seansu; absztyfikant Brainy zapyta nawet o radę Lenę, której ktoś przecież, do licha, wyprał mózg.
Ostatnia odsłona serii dobitnie potwierdza, że w Supergirl doby obecnej w zasadzie nic się nie dzieje. Pozorujące ważne elementy fabuły wątki Malefica i Leny w żaden sposób nie są i nie będą nas w stanie zaangażować w tej formie; każdy z dotychczasowych odcinków przedstawiał więc dokładnie tę samą opowieść, tylko okraszoną innymi, potwornymi w swojej mocy sprawczej ozdobnikami. Albo twórcy trzymają w zanadrzu jakieś niespodzianki, albo już na tym etapie sezonu powinniśmy zastanawiać się nad tym, jak przetrzymać do crossoveru. Może być ciężko, zważywszy na rozłożenie akcentów - trajkotanie Brainy'ego i narracyjna aberracja w postaci wojaży Jamesa i Kelly jak do tej pory traktowane są z taką samą śmiertelną powagą, jak zasadnicza oś fabularna. Za tydzień może być jeszcze gorzej, skoro tytuł kolejnego odcinka to... Niebezpieczne związki. Mój związek z Dziewczyną ze Stali jest bodajże najgorszym, w jakim byłem - a jak jest u Was?
Źródło: Zdjęcie główne: Dean Buscher/The CW
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1974, kończy 50 lat