Supergirl: sezon 6, odcinek 7 - recenzja
W ostatnim odcinku Supergirl pojawiają się odwołania do Obcego i Star Treka. Sęk w tym, że to prawdopodobnie jedyna dobra wiadomość dla widzów.
W ostatnim odcinku Supergirl pojawiają się odwołania do Obcego i Star Treka. Sęk w tym, że to prawdopodobnie jedyna dobra wiadomość dla widzów.
Takiego odcinka Supergirl jeszcze nie było. Ekranowy J'onn J'onnz aka Marsjański Łowca, David Harewood, stanął za kamerą i przez pewien czas łapałem się za głowę. Bynajmniej nie z powodu tego, że aktor postanowił pobawić się w reżysera - akurat z tego zadania wywiązał się on nadspodziewanie dobrze. Problem polega na tym, że wszystkie jego pomysły najpierw potrafiły zaangażować widza bez reszty, by później, w miarę upływu seansu, pokazać, iż obecny sezon serialu z fabularnego punktu widzenia jest pusty jak nasza głowa po kilkunastogodzinnej libacji alkoholowej albo po przymusowym maratonie Pamiętników z wakacji. Na Boga, 7 odsłon serii poświęcono na ratowanie uwięzionej w Strefie Widmo tytułowej bohaterki, który to wątek w każdej szanującej się produkcji zająłby co najwyżej kilkanaście minut. Jakby tego było mało, podsumowanie tak ważkiego elementu opowieści przeprowadzono w ekspresowym tempie; teoretycznie miało miejsce, w praktyce zaś nikogo to nie obchodzi. Pal licho, że Harewood tak się na reżyserskim krześle rozochocił, że podzielił się z widzami nawiązaniami do franczyzy Obcy czy innych dzieł traktujących o spotkaniach ludzi z kosmitami. To tylko fasada, sprawnie podrasowany tombak. Sam 6. sezon serialu jest z kolei najgorszym ze wszystkich dotychczasowych.
Na pierwszy rzut oka konstrukcja fabularna Fear Knot wydaje się starannie przemyślana. J'onn, Alex, Brainy, Nia, Lena i Kelly ruszają do Strefy Widmo, aby w końcu wyswobodzić okrutnie już umęczoną Dziewczynę ze Stali - gorzej tylko, że każdy z bohaterów pod wpływem działania upiorów przeżywa Wizje Strachu, stając oko w oko ze swoimi najmroczniejszymi koszmarami. Harewooda należy pochwalić za to, że zdecydował się rozbić strukturę narracyjną, raz po raz pokazując wydarzenia sprzed 10 minut widziane z innej perspektywy; tak inteligentnego zabiegu w Supergirl nie było od dawna. Co więcej, aktor i reżyser bawi się odwołaniami do Obcego (położenie protagonistów, niepokojąca atmosfera, wygląd istoty, którą dostrzega Lena) czy Star Treka (funkcje na statku kosmicznym). Sęk w tym, że twórca tak się na polu fanserwisu zafiksował, iż zapomniał o pozostałych elementach realizacyjnych. Gdy dach Tower zamienia się w międzygwiezdny pojazd, zdamy sobie sprawę, że ten aspekt pojawia się w historii niczym królik wyciągnięty z kapelusza. Większość odcinka bohaterowie spędzają z kolei na bajdurzeniu o naukowych koncepcjach, rozbłyskach i innych cudacznych zjawiskach, które nijak mają się do tego, co widzimy na ekranie. Jest tak źle, że po rozprawieniu się z Widmami gromadka przyjaciół Kary nie ma specjalnie czasu na jej powitanie - podsumowanie 7 ostatnich odsłon serii i ustawienie podwalin pod dalszą część sezonu trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund.
Ptaszki w National City ćwierkają, że sekwencja, w ramach której protagoniści w finale odcinka toną w uściskach, faktycznie została nakręcona, jednak wycięto ją z uwagi na pandemię koronawirusa. Z tego miejsca gorąco zachęcam więc do walki o wypuszczenie przez stację The CW Harewood Cut - jestem święcie przekonany, że potencjalna batalia będzie bardziej emocjonująca, niż wszystko to, co pokazano w 6. sezonie serialu do tej pory. Jest coś niesłychanie przygnębiającego w uzmysłowieniu sobie, że 1/3 bądź co bądź ostatniej odsłony serii spędzono na pokazywaniu siedzącej Kary i realizacji idiotycznych pomysłów na wyrwanie jej z widmowej apokalipsy. Nie pomoże żadna bomba imitująca światło żółtej gwiazdy czy zintensyfikowanie korzystania z efektów specjalnych, które w Fear Knot, jak zwykle, prezentowały się koszmarnie. Żadna z postaci nie przeżywa emocjonalnej ewolucji, zasadnicze wątki fabularne kończą się ślepą uliczką, a uciekająca razem z bohaterami Nyxly nie jest antagonistką, która mogłaby odmienić oblicze dalszej części sezonu. Twórcy najprawdopodobniej nie mają już żadnego asa w rękawie, a ciąża Melissy Benoist i wywołane przez epidemię ograniczenia są dla Supergirl gwoździem do trumny. Papierkiem lakmusowym w tym aspekcie staje się fakt, że razem z Dziewczyną ze Stali na Ziemię przybywa również uratowany ze Strefy Widmo ojciec, tylko na pokładzie jeszcze nikt go nie zauważył - ojej. Chyba trzeba mu będzie w ramach rekompensaty zrobić imprezkę z piżamami i pizzą.
Najlepszą wiadomością, jaką mogę podzielić się z Wami w tym tygodniu, jest to, że serial znika z ramówki The CW na przeszło 3 miesiące i dzięki temu będziemy mogli solidnie odpocząć od wszystkich emocjonalnych upadków Kary i grupy jej wiecznie zagubionych przyjaciół. Później tylko 13 odcinków i wielki finał produkcji, która w tej formie nigdy nie powinna ukazać się na ekranie. Pozostaje sobie życzyć, że twórcy Supergirl mają teraz odpowiednio dużo czasu na to, aby wycisnąć z tej opowieści ostatnie soki i umiejętnie przeprowadzić nas w stronę satysfakcjonującego podsumowania. Niestety, obecnie nie ma żadnych powodów do optymizmu. Nadziei w świecie superbohaterki uosabiającej nadzieję jest wyjątkowo mało...
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat