Tata kontra tata – recenzja DVD
Data premiery w Polsce: 18 marca 2016Tata kontra tata to jedna z wielu przeciętnych komedii, które hurtowo produkuje amerykańskie kino. Już po samym zapoznaniu się z jej tytułem możemy być pewni, czego będzie dotyczyła fabuła, a choć czasem taki zabieg jest pomocny i cenny dla interpretacji, w przypadku komedii średnich lotów banalny tytuł stanowi symboliczne dopięcie ostatniego guzika jej przeciętności.
Tata kontra tata to jedna z wielu przeciętnych komedii, które hurtowo produkuje amerykańskie kino. Już po samym zapoznaniu się z jej tytułem możemy być pewni, czego będzie dotyczyła fabuła, a choć czasem taki zabieg jest pomocny i cenny dla interpretacji, w przypadku komedii średnich lotów banalny tytuł stanowi symboliczne dopięcie ostatniego guzika jej przeciętności.
Mimo tego w obsadzie nie znalazły się nazwiska debiutantów – głównych bohaterów grają Mark Wahlberg i Will Ferrell, którzy partnerowali sobie na ekranie nie po raz pierwszy (Policja zastępcza, 2010). Duet dwóch skontrastowanych ze sobą panów był dość wdzięcznym obiektem do oglądania i tak naprawdę jedyną wyrazistą stroną filmu.
Cała historia nakreśla się następująco: Brad (Will Ferrell), nudny, fajtłapowaty mężczyzna w średnim wieku, robi co może, by zdobyć uznanie dwójki pasierbów, których los zesłał mu razem z piękną żoną, Sarą (Linda Cardellini). W końcu jego wysiłki zostają nagrodzone i mała Megan ze swoim bratem, Dylanem, zaczyna obdarzać ciamajdowatego przyszywanego ojca cieplejszymi uczuciami, a nawet zaufaniem. Jednak sielanka nie trwa wiecznie – w tym momencie ni stąd, ni zowąd w ułożone życie schludnego Brada i jego rodzinki z impetem wjeżdża na motorze Dusty (Mark Wahlberg), pierwszy mąż Sary, który jest dokładnym przeciwieństwem tego obecnego. W swoich skórzanych butach i kurtce opinającej wyrzeźbiony tors wywołuje w Bradzie uczucie jeszcze większego zagubienia niż to, które towarzyszyło mu na co dzień. Oto przyszło mu stanąć w szranki z pewnym siebie samcem alfa, który nagle poczuł chęć odbudowania więzi rodzinnych – zarówno ze swoimi dziećmi, jak i byłą żoną.
Daddy's Home Seana Andersa to przede wszystkim komedia sytuacyjna. Głównym źródłem śmiechu miały być zabawne wypadki i potknięcia, które przydarzały się w zasadzie wyłącznie Bradowi. Czy jednak rzeczywiście wywoływały wesołość? To kwestia sporna. Bohater grany przez Ferrella robi z siebie pośmiewisko na każdym kroku, a wszystkie jego dobre intencje nie przynoszą efektów. Tak skontrastowany z postacią Wahlberga, miał wzbudzać sympatię widzów, jednak w pewnym momencie jego nieudolność zaczyna nas wręcz nudzić. Dusty natomiast nie ośmiesza się ani razu – stanowi modelowy przykład tego, któremu zawsze wszystko wychodzi: od zauroczenia sobą dzieci, poprzez budowę domku na drzewie, na przypadkowym stworzeniu idealnego dżingla dla stacji radiowej skończywszy.
Dowcip słowny, który razem z sytuacyjnym miał nakręcać całą komedię, opiera się często na podtekstach i przekleństwach, a dialogi między postaciami pierwszego i drugiego planu wydają się zbyt długie i niepotrzebnie porozciągane. Podobnie rzecz ma się z powtarzalnością schematów – formułowanie dialogów w oparciu o tematy kontrowersyjne mogło być zabawne za pierwszym razem, jednak powielanie tego samego rodzaju humoru po raz enty wydaje się pozbawione sensu czy wręcz irytujące. W tym wszystkim ginie postać żony, Sary, która pozostaje biernym obserwatorem następujących po sobie wydarzeń. Jej rola w zasadzie nie wykracza poza współczucie Bradowi po jego kolejnych porażkach, czyniąc postać matki i żony niemal przezroczystą.
Pudełkowe wydanie DVD nie zawiera żadnych dodatkowych scen ani wpadek z planu filmowego, które często w pewien sposób uzupełniają fabułę lub wywołują w nas większą wesołość. Tak naprawdę jedyne, co zyskujemy przy zakupieniu filmu na DVD, to możliwość wyboru, czy obejrzymy go z lektorem, czy z napisami. W któreś nudne niedzielne popołudnie można pokusić się o naciśnięcie przycisku play, choćby dla kreacji Wahlberga i Ferrella. Szkoda, że polskie wydanie zostało pozbawione pazura.
Daddy's Home nie jest typową komedią familijną, którą można obejrzeć razem z dziećmi, z uwagi na przekleństwa i inne sytuacje przeznaczone dla dorosłych. Nie jest również na tyle dobrym filmem, by dorośli pokładali się na nim ze śmiechu. Ot, przeciętny seans na nudny wieczór – nie wymaga od widzów wysilenia szarych komórek i może dostarczyć najprostszej rozrywki, której przecież często nam brakuje po długim, ciężkim dniu. Choć fabuła jest przewidywalna, a w toku akcji nie doszukamy się punktów kulminacyjnych, jest nieangażującym i lekkim filmem, którym z powodzeniem da się zabić nadmiar wolnego czasu.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat