Teoria wielkiego podrywu: sezon 10, odcinek 20 – recenzja
W tym tygodniu Teoria wielkiego podrywu była serialem niemal pozbawionym sytuacji przedstawionych w sposób żałosny. Dzięki temu zyskała w porównaniu do epizodu sprzed tygodnia.
W tym tygodniu Teoria wielkiego podrywu była serialem niemal pozbawionym sytuacji przedstawionych w sposób żałosny. Dzięki temu zyskała w porównaniu do epizodu sprzed tygodnia.
The Recollection Dissipation to odcinek z potencjałem, ale jak to ostatnio bywa w przypadku Teorii… potencjałem niewykorzystanym. Głównym problemem jest chęć upchnięcia zbyt wielu wydarzeń na raz. Tylko wątek Sheldona mógł zostać rozbity na dwa odcinki, co dla fabuły byłoby korzystne. Dla żartów już niekoniecznie, bo te niestety nie są w żaden sposób odkrywcze. O innowacji zaś można napisać tylko w przypadku piosenki „Wlazł kotek na płotek”. Chyba ten utwór nie był jeszcze odśpiewywany w aż trzech językach.
Sheldon w najnowszym odcinku 10 serii wymyślił sposób efektywniejszego wykorzystania czasu, zachorował i przeżył przygodę rodem z The Hangover. O ile pierwsza część tego wątku bawiła (głównie przez żarty o oszczędności czasowej, nawet wyszły), tak reszta już niekoniecznie. Jednoczesne pomaganie Leonardowi i Howardowi oraz Amy stanowiło najlepszą część odcinka. To późniejsza choroba wszystko zepsuła. Gdy wydawało się, że wszystko pójdzie w oczekiwanym kierunku (co też nie byłoby zbyt dobrym pomysłem), Sheldon budzi się w mieszkaniu Leonarda i Penny, niczego nie pamiętając z dnia poprzedniego. Nie wszystkie żarty z tej sytuacji należały do grupy tych żałosnych (porwania kosmitów), ale taka grupa też się tam znalazła (kogoś śmieszą spodnie w mikrofalówce?). Co do wydarzeń w klubie kowbojskim mam mieszane uczucia. Jeżeli już twórcy chcieli stworzyć odcinek utrzymany w tym stylu, to rozciągnięcie akcji prawdopodobnie by pomogło. W każdym razie rozmowa z barmanem w ogóle nie była zabawna, a retrospekcja z przysięgą mogła się podobać. Ciekawe, czy jeszcze parę lat temu przychylniej bym na nią spojrzał?
https://www.youtube.com/watch?v=EME6zRN0aG0
U drugiej grupy przyjaciół w centrum znajduje się Bernadette, bojąca się wrócić do pracy. Zamiast swoimi obawami dzielić się z mężem, to żali się Stuartowi. Ten na szczęście nie wzbudzał litości w The Recollection Dissipation, a jego występ mogę uznać za najlepszy w tym sezonie. O Howardzie za to niewiele dobrego mogę napisać w kontekście 20 odcinka. Historia o zmarłej praciotce nie należała do zbyt zabawnych, a mówienie o głupocie dzieci zalicza się do oklepanych motywów. Zastrzeżeń nie mam do Melissy Rauch, którą ostatnio skrytykowałem. Nie jestem do niej przekonany, ale tym razem spisała się dość poprawnie.
Nie ma podstaw, by pisać, że rozbicie historii zawartych w tym epizodzie na więcej odsłon zadziałałoby pozytywnie na jakość, ale przynajmniej uniknięto by wrażenia przesytu treścią (przez to przygody Sheldona wyglądały na wyjątkowo spłycone). W zamian nie pokazano choćby przyjęcia, na które Penny zaprosiła Raja.
Jako że zbliża się koniec sezonu, wydarzenia ukazane w The Recollection Dissipation mogą stanowić fabularne podwaliny pod finał. Raczej nieprzypadkowo dostaliśmy zbliżenie na barmana ścierającego w barze zapiski Sheldona. Aczkolwiek nie ma sensu łudzić się, że finał zaprezentuje wyższą jakość, bo The Big Bang Theory nie schodzi z drogi przeciętności, którą to obrała parę lat temu.
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat