„Teoria wielkiego podrywu”: sezon 8, odcinek 12 – recenzja
Świąteczna przerwa nie pomogła serialowi „Teoria wielkiego podrywu” w odnalezieniu dawnej formy – tradycyjnie już w tym sezonie raczeni jesteśmy powtórkami ze starych żartów i fabułą jak ognia unikającą wszystkiego poza opisami problemów uczuciowych bohaterów.
Świąteczna przerwa nie pomogła serialowi „Teoria wielkiego podrywu” w odnalezieniu dawnej formy – tradycyjnie już w tym sezonie raczeni jesteśmy powtórkami ze starych żartów i fabułą jak ognia unikającą wszystkiego poza opisami problemów uczuciowych bohaterów.
„Teoria wielkiego podrywu” ("The Big Bang Theory") wraca po krótkiej przerwie. I co? Nic. Wciąż te same wady, wciąż brak świeżości, pomysłu na choćby jeden wart uwagi żart. Otrzymujemy nieustanne odgrzewanie starych gagów, wałkowanie do znudzenia tych samych tematów i obowiązkową jazdę po Amy.
Gdy się nad tym zastanowić, to właśnie pełna smutku mina lepszej połowy Sheldona powinna trafić na okładki DVD wydań 8. sezonu „Teorii…”, bo z jakichś przyczyn w tej serii scenarzyści regularnie znęcają się nad Amy, wypominając każdą jej wadę i niedoskonałość oraz okładając trudnym dzieciństwem niczym kijem baseballowym. Wiecznie zestawia ją się z Penny, która wprawdzie nie jest odnoszącą sukcesy panią doktor, ale jest ładna, więc wiadomo – ma lepsze życie. Amy może co najwyżej być jej podnóżkiem, wdzięcznym wyłącznie za sam fakt możliwości przebywania w towarzystwie swojej psiapsióły, co w tym konkretnym epizodzie wyraziła wprost. Co w tym śmiesznego? Wiedzą tylko scenarzyści „Teorii wielkiego podrywu”.
[video-browser playlist="650257" suggest=""]
Scenarzyści, którzy tkwią w wyraźnym zapętleniu, nie oferując nam żadnych zaskoczeń, męcząc za to coś, co jest ich wyobrażeniem składanki „The Best of”. Dlatego musimy po raz tysięczny przerabiać wspomniane traumy Amy, dlatego ciągle wracamy do problemów w związkach wynikających ze spięć na linii geek-normalna dziewczyna, dlatego Sheldon wiecznie tylko maże się, że Leonard zaraz go opuści. Najsilniejszym powiewem oryginalności, na jaki zdobyto się w tym konkretnym odcinku, jest fakt, że z Bernadette nie zrobiono zołzy, a z Howarda - pantoflarza. Hura.
Konsekwentnie zawodzi także sam Sheldon Cooper, ikona serialu, który – jak wszystko wokół – jedynie się powtarza, wciąż wykorzystując te same żarty, bez żadnej inwencji. Szkoda, bo postać, która dotychczas była ozdobą serialu, stała się irytująca, a dobremu aktorowi, jakim jest Parsons, każe się nieustannie przypominać widzowi, jak bardzo Sheldon wkurza Leonarda.
Czytaj również: „Scorpion”, „Madam Secretary” i „NCIS: New Orleans” z kolejnymi sezonami
Za nami 12 odcinków 8. sezonu i chyba nawet najwięksi optymiści stracili nadzieję, że jeszcze odzyskają swój ulubiony serial komediowy, choćby w formie z 7. serii.
Źródło ilustracji: cbs.com
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat