Teoria wielkiego podrywu: sezon 9, odcinek 22 – recenzja
W zbliżającym się do finału dziewiątym sezonie Teorii wielkiego podrywu otrzymujemy jeden z ciekawszych odcinków serii, choć nie najśmieszniejszych.
W zbliżającym się do finału dziewiątym sezonie Teorii wielkiego podrywu otrzymujemy jeden z ciekawszych odcinków serii, choć nie najśmieszniejszych.
Mniej więcej od ósmego sezonu zależność była prosta: gdy scenarzyści wracali do korzeni produkcji, skupiając się na popkulturze i angażując w nią bohaterów, było ciekawie i zabawnie, natomiast gdy postanawiano rozbudować wątki obyczajowe i popychać do przodu życie uczuciowe postaci, zaczynało wiać nudą. Przyczyn tego drugiego było wiele, począwszy od tego, że twórcy rzadko kiedy mieli jakikolwiek ciekawy pomysł na rozbudowanie wątków innych niż humorystyczne, a też obsada niespecjalnie w takich scenach wypadała, przy czym wyraźny spadek formy zaliczał zwłaszcza Jim Parsons. Mieliśmy więc do czynienia z sinusoidą - odcinki nijakie i źle zagrane przeplatały się z zabawnymi i przywracającymi wiarę w The Big Bang Theory; w sezonie ósmym więcej było tych gorszych momentów, w serii dziewiątej już na szczęście tendencja się odwróciła.
Odcinek The Fermentation Bifurcation odstaje w tym względzie od normy. Po raz pierwszy chyba udało się wreszcie połączyć oba dominujące w serialu nurty, spleść popkulturę z wątkami obyczajowymi i pokazać widzom coś ciekawego. Wprawdzie nie powstał najbardziej zabawny czy oryginalny odcinek sezonu, z pewnością jednak interesujący.
Najciekawiej wypadł chyba wątek Sheldona i Bernie, w którym dwójka spędziła razem wieczór. W tym momencie, jak nigdzie indziej, dobrze pokazano przemianę Sheldona, który może i pozostał zapatrzony w siebie i całkowicie pozbawiony taktu, ale jednak zaczął się troszczyć o innych, brać pod uwagę ich potrzeby i aktualne uczucia. Jego „opieka” nad ciężarną Bernadette wypadła świetnie, bardziej przekonująco niż choćby wcześniejsze wyznania względem Leonarda i tego, jak wiele ich przyjaźń dla niego znaczy.
Wątkiem, który przede wszystkim miał nas rozbawić, była wyprawa Penny, Raja, Leonarda, Howarda i Amy na degustację win, gdzie dołączyła do nich Claire (tak jakby dziewczyna Raja) i gdzie wpadł na nich Zack (były chłopak Penny). Tu było dynamicznie, kwestię dziwnej relacji Raja z Claire i Emily pokazano ciekawie, a Zack zaliczył wyjątkowo udany występ gościnny, przy okazji zaskakując, co ostatnio innym postaciom raczej się nie udawało.
Może i nie będę więc wspominał tego odcinka jako takiego, przy którym śmiałem się do rozpuku, w końcu jednak pokazano nam, że forsowane w ostatnich sezonach wątki obyczajowe znowu mogą udanie splatać się z esencją Teorii wielkiego podrywu, a więc chęć pchnięcia wydarzeń do przodu nie musi oznaczać nudy.
Przy okazji też z tego odcinka dowiecie się, dlaczego przyjaciele są jak papier toaletowy.
Źródło: Fot. CBS/Comedy Central
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat