The Exorcist: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
Najnowszy odcinek The Exorcist zachowuje dotychczasowy poziom, choć ma on kilka momentów zwiastujących powrót do naprawdę udanego początku sezonu.
Najnowszy odcinek The Exorcist zachowuje dotychczasowy poziom, choć ma on kilka momentów zwiastujących powrót do naprawdę udanego początku sezonu.
Czy to w książkach, czy w filmach i serialach, zawsze zwracałem szczególną uwagę na sposób prowadzenia historii. Szczególnie podoba mi się nieszablonowe podejście do tego tematu, a zwłaszcza rozsądnie wprowadzona retrospekcja. Muszę przyznać, że takie rozwiązanie zastosowane w Chapter Seven: Father of Lies naprawdę nasuwa milion myśli dotyczących potencjalnych ścieżek fabularnych. Co więcej, ta retrospekcja stanowi nie tylko fundament rozgrywania historii wyłącznie w jednym odcinku, ale także podbudowę pod zakończenie serialu. Jest to więc pewnego rodzaju granica oddzielająca wstępną część fabuły od finału. Dlatego scenarzyści mają za to u mnie duży plus.
Poza tak dobrze zastosowaną retrospekcją muszę skomentować konstrukcję początkowego fragmentu mszy, w której następuje moment spowiedzi powszechnej. Zostało to naprawdę świetnie zrobione. Celebrans, ojciec Thomas, przewodnicząc liturgii i aktowi pokuty, jest jednocześnie świadom własnych ułomności. Zostało to zresztą bardzo dobrze pokazane, jest przeplatane poszczególnymi elementami spowiedzi powszechnej z grzechami celebransa. Nie daje to jednak wrażenia chaosu wizualnego, jak i dźwiękowego. Przeciwnie, stanowi to komplementarną całość, zarówno pod względem stylu, jak i treści. Tutaj kolejny plus dla twórców The Exorcist.
Kolejnym ciekawie przedstawionym elementem tego odcinka, jak i w ogóle wcześniejszych, jest pokazanie ewolucji osobowości ojca Thomasa, wspomnianego przeze mnie chwilę wcześniej. Początkowo był to modelowy wizerunek księdza głęboko religijnego, mającego świetny kontakt z parafianami, co prawda borykającego się z pewnym kryzysem tożsamości kapłańskiej, ale powierzającego swoje rozterki Bogu. Z czasem jednak (tutaj widać wyraźny wpływ ojca Marcusa) staje się on zupełnym przeciwieństwem samego siebie, zaczyna być podobny właśnie do ojca Marcusa, którego nieposłuszeństwo wobec Kościoła wcześniej go raziło. Dlatego dotychczasowa maniera scenarzystów polegająca na regularnym podkreślaniu przeciwieństw w charakterach dwóch głównych bohaterów, została – świadomie lub nie – zredukowana do minimum, skutkiem czego główna oś interakcji interpersonalnych musi zostać nakreślona w innym miejscu.
Wydaje mi się, że w końcu nastąpi znacząca zmiana w roli Angeli w głównej historii, która, nawiasem mówiąc, jest logiczną konsekwencją sytuacji opisanej w poprzednim akapicie. Gdy znamy końcówkę tego odcinka, widzimy wyraźnie, że nastąpi w końcu konfrontacja Angeli z – dosłownie i w przenośni – demonami przeszłości. I powiem szczerze – czekałem na to. Czekałem na bezpośrednią potyczkę z bytami ciążącymi nad jej rodziną od lat. I to nie bez powodu zresztą. Widzę tu ogromny potencjał na interesujące przedstawienie tej historii, więc liczę, że końcówka sezonu nie rozczaruje.
Co mi się nie podobało? Zasadniczo dwie rzeczy: mało odkrywcze efekty towarzyszące egzorcyzmom i powtarzające się regularnie, co odcinek, nic niewnoszące dialogi. Zacznę może od efektów. Zresztą, co tu dużo pisać. Jeżeli ktokolwiek z Was widział choć jeden horror traktujący o demonicznym opętaniu, to nie zaskoczy go samoistnie trzęsąca się szafa, której drzwiczki również dziwnym trafem same się otwierają i zamykają. Dalej klasyczna już gra świateł obecna już nawet w pierwszym odcinku, sztuczne pokazanie telekinezy etc. Pod tym względem The Exorcist kuleje zresztą od samego początku i z czasem, jak widać, nie uległo to poprawie.
Co do dialogów natomiast, prym w przegadywaniu prawie wszystkich scen, w których bierze udział, wiedzie Angela. Nie wiem, dlaczego scenarzyści postanowili tak skonstruować jej dialogi, ale do mnie osobiście nie trafiają ciągłe wspominki dotyczące dzieciństwa Casey czy rozmowy z Chris o swoim nieudanym dzieciństwie. Dlatego jak na początku tekstu chwaliłem scenarzystów za nieszablonowe rozwiązania, tak tutaj muszę się do tego przyczepić. I to nie pierwszy raz. Podobny zarzut miałem do poprzedniego odcinka, ale to tak tytułem dygresji.
Jak mogę ten odcinek podsumować ? Chyba tak: dobre momenty to za mało. Szóstka jest według mnie najbardziej adekwatną oceną dla tego serialu, który po udanych dwóch pierwszych odcinkach wyraźnie obniżył loty. Jednak zawsze jest nadzieja. Tę nadzieję widzę w kilku przebłyskach dawnej formy. I zarówno Wam, jak i sobie życzę powrotu The Exorcist do początkowego, dość wysokiego poziomu.
Poznaj recenzenta
Mateusz DzięciołDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat