„The Flash”: sezon 1, odcinek 11 – recenzja
"The Flash" to serial lekki, przyjemny i z niezłymi elementami w historii. Problem polega na niewykorzystanym potencjale, przez co nadal jest pod wieloma względami po prostu przeciętnie.
"The Flash" to serial lekki, przyjemny i z niezłymi elementami w historii. Problem polega na niewykorzystanym potencjale, przez co nadal jest pod wieloma względami po prostu przeciętnie.
"The Flash" w 11. odcinku przedstawia nam nowego superłotra - kompletnie innego od wszystkich, których widzieliśmy do tej pory. I bynajmniej nie chodzi tutaj o dość smutne rozdmuchanie przez zagraniczne media pojawienia się postaci Pied Pipera, czyli złoczyńcy, który jest homoseksualistą. Po informacji na ten temat można było spodziewać się, że jego orientacja będzie odgrywać jakąś rolę w fabule, ale tak nie jest, bo byłoby to po prostu sztuczne i niepotrzebne, a już na pewno niebywale trudne do usprawiedliwienia. Homoseksualizm jest zaledwie wspomniany w jednym zdaniu i tyle - koniec tematu.
Sam Pied Piper jest ciekawy, bo jest osobiście związany z Wellsem (którego w tym odcinku lepiej poznajemy przez pryzmat wątku). Z jednej strony mamy szalenie inteligentnego, zadufanego człowieka, który został zdradzony przez Wellsa i wyraźnie szuka zemsty. Z drugiej natomiast po raz pierwszy otwarcie widzimy trochę mroczniejsze oblicze mentora Flasha. To nieźle się zazębia, potrafi dokonać solidnego rozwoju postaci i ich relacji oraz ma wpływ na fabułę.
[video-browser playlist="657368" suggest=""]
Problemem jest samo prowadzenie wątku Pied Pipera - jak pojedynek z Flashem może się w miarę podobać, tak reszta jest trochę zbyt oczywista i przewidywalna. Wszystko idzie po linii najmniejszego oporu, bez żadnych zaskoczeń i zwrotów akcji. Choć jest jeden motyw, który potrafi zaintrygować: Pied Piper mówi Wellsowi, że zna jego tajemnicę. Czy naprawdę chodziło mu tylko i wyłącznie o to, co otwarcie ujawniono? Coś czuję, że Piper może mieć jeszcze jednego asa w rękawie (i nie mówię tu tylko o informacji z cliffhangera).
Serial ten ma bardzo wyraźną wadę, która wciąż nie została wyeliminowana. "The Flash" i "Arrow" łączy jeden powtarzający się element - rozmowy o uczuciach. W "Arrow" po czasie zaczęło to ładnie wychodzić z fabuły i zazębiać się z pozostałymi elementami, dzięki czemu to tam działa należycie. Jednakże w "The Flash" razi straszną sztucznością - zauważcie, że nawet w tym odcinku wygląda to tak: mamy normalne dialogi, rozwój historii i wszystko jest w porządku, aż nagle ciach - serial zmienia oblicze, bohaterowie zachowują się w irytująco specyficzny sposób i rozmawiają o swoich emocjach i uczuciach. Ani to nie łączy się płynnie z wydarzeniami, ani nie potrafi dobrze zadziałać. Ten element wymaga sporej poprawy.
Czytaj również: „The Flash” – co wydarzy się w kolejnych odcinkach?
Nie mogę powiedzieć, że "The Flash" nie zapewnia frajdy. Ogląda się go lekko i przyjemnie, ale czuć, że w niektórych odcinkach potencjał jest niewykorzystywany. Jeszcze trochę pracy przed twórcami, by serial zrównał się poziomem z "Arrow", który w końcu dopiero od 2. sezonu zaczął naprawdę zachwycać widzów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat