The Walking Dead: sezon 7, odcinek 7 – recenzja
Po dwóch słabszych odcinkach The Walking Dead powraca Negan i od razu wzrasta jakość serialu. Charyzma Jeffreya Deana Morgana znów pokazuje, jak ważna to postać.
Po dwóch słabszych odcinkach The Walking Dead powraca Negan i od razu wzrasta jakość serialu. Charyzma Jeffreya Deana Morgana znów pokazuje, jak ważna to postać.
Carl bardzo zmienił się przez te lata. Kiedyś był irytującym dzieciakiem, który z czasem stał się twardszy, poważniejszy i przyznaję – zaczął wzbudzać szacunek. Już w odcinku w Aleksandrii, gdy postawił się Neganowi, było widać, że ma on w sobie więcej ognia niż Rick kiedykolwiek w tym serialu. Pamiętajmy też o scenie z premiery sezonu, gdzie Rick był rozklejony, a Carl bez wahania kazał ojcu obcinać mu rękę. Ten odcinek nie tylko to potwierdza, ale idzie krok dalej. Carl jest twardzielem, jakich naprawdę mało w tym fikcyjnym świecie. Jego plan ataku na Negana był tak samo chwalebny, jak i głupi. Z góry skazany na porażkę. Zastanawia mnie, czy zawahał się w momencie, gdy mierzył do Negana z karabinu? Przecież powinien od razu strzelać bez wdawania się w żadne rozmówki, prawda? A może gdy przyszło co do czego, jednak popełnił prosty błąd i dał się złapać? Nie traktowałbym tej sceny jako błąd scenariuszowy, bo wahania Carla da się wyjaśnić na wiele sposobów. A tak czy siak każdy raczej wiedział, że chłopak sukcesu nie odniesie.
Jeffrey Dean Morgan jest fantastyczny jako Negan. To już wiemy od początku tego sezonu i tak naprawdę nie potrzebujemy wiele, gdy ta postać jest na ekranie. To ktoś, kto charyzmą, powiedzonkami i nieprzewidywalnością daje wiele frajdy i satysfakcji. Jest kimś, kto momentalnie staje się wizytówką serialu i wznosi jego jakość na wyżyny. Widać, że scenarzyści świetnie się bawią, kreując sceny z jego udziałem, a aktor czuje się jak ryba w wodzie. Szczególnie, że każda scena z Neganem ma świetną atmosferę napięcia i niepewności. Dlatego nawet zwykłe rozmowy z jego udziałem ogląda się z wielką uwagą i oczekiwaniem, a może nawet niepokojem. Nie wiemy, co zaraz zrobi, bo po raz kolejny pokazuje, że w okamgnieniu ze śmieszka może zmienić się w charyzmatycznego przywódcę, jak i psychopatę.
Ten odcinek jest ważny dla fabuły The Walking Dead. Mamy przede wszystkim pierwsze spojrzenie na bazę Wybawców i ich społeczeństwo. Można w końcu zrozumieć, dlaczego oni w ogóle słuchają Negana. Wydaje się, że pewnym sensie mamy do czynienia z mieszanką fanatyzmu, bo w końcu Negan to charyzmatyczny przywódca, i strachu przed brakiem kogoś, kto może kierować. Tak jak mówiono w tym sezonie: ludzie potrzebują kogoś, kto może im przewodzić. Dobrze to widać w scenie brutalnej kary z żelazkiem, która wyjaśnia widzom, dlaczego Dwight wygląda tak, jak wygląda. Mam jedynie nadzieję, że sugerowanie jego relacji z jedną z żon Negana nie jest czymś, co twórcy planują rozwijać, bo byłby to najmniej interesujący wątek, a wręcz kompletnie niepotrzebny. Jest w Wybawcach i całej ich bazie pomysł, należyte wykonanie i wiarygodnie ukształtowane społeczeństwo oparte na zasadach Negana. Trudno tutaj do czegoś się przyczepić.
Centralnym wątkiem jest jednak interakcja Negana z Carlem, którą zaczerpnięto z komiksów. To jest ważne pod wieloma względami. Negan przede wszystkim ma świadomość, że Carl jest najgroźniejszy z grupy Ricka, najtwardszy, i on to wyraźnie szanuje. Może nawet podziwia. W końcu bardzo wyraźnie zaznaczono, że Negan czerpie przyjemność z manipulowania, zastraszania i łamania psychiki ludzkiej. I to właśnie robi z Carlem. Próbuje go sprowadzić do poziomu Ricka, zmiażdżyć pod swoim butem. Mógłby go zabić, ale to jest za proste, pozbawione tej frajdy – a tak mamy odcinek rozmów, które są przeprowadzone całkiem zmyślnie i atrakcyjnie. Wszystkie zabawy Negana z Carlem, które powoli niszczą psychikę dzieciaka, są godne podziwu i stoją na wysokim poziomie (plus sztuczna dziura po oku wygląda solidnie). A w końcu Negan stosuje tutaj różne sztuczki, by złamać młodzieniaszka. To naprawdę może się podobać, bo atmosfera każdej sceny jest niezwykle gęsta, a Morgan czuje się w swojej roli jak ryba w wodzie. Powtarza się sytuacja, gdzie Negan daje chłopakowi do potrzymania Lucille. W tej chwili to jest jasne dla Carla, że nie może nic zrobić, choć mógłby załatwić swego wroga jednym ciosem. Tylko że to zakończyłoby się śmiercią całej Aleksandrii, więc takie ryzyko nie jest możliwe do podjęcia. Niby dostajemy po raz kolejny łamanie psychiki, więc można to potraktować jako powtórkę z rozrywki, ale tak nie jest. To działa na ekranie i ma znaczenie. Liczę, że jednak to wszystko ma większy i bardziej okrutny cel, bo wątpię, by całe zabawy Negana takiego nie miały. Jego przybycie do Aleksandrii i interakcja z dziećmi Ricka może mieć tragiczne skutki.
Tak jak wątek Negana i Carla jest świetny i ogląda się go z wielkim zaangażowaniem i napięciem, tak pozostałe są jedynie zapychaczem czasu ekranowego. Coś nie gra w sposobie, w jakim twórcy przedstawiają zachowanie Rosity i Spencera. Oboje wydają się irytujący w swoim buncie, nie mówiąc już, że postać Eugene'a wydaje się zbędna. Ich wątki nic ciekawego nie wnoszą i nie potrafią zainteresować. Jedynie sytuacja Ricka jest intrygująca, bo rodzi się tutaj pytanie – co on znalazł? Najpierw myślałem, że może Królestwo lub Oceanside, ale to wygląda jak coś zupełnie innego. Dobry wstęp do czegoś naprawdę ważnego w ostatnim tegorocznym odcinku, który zadebiutuje za tydzień. W nim też pewnie poznamy zamiary Michonne, ale na razie za wiele powiedzieć o tym nie można poza tym, że dobrze znów widzieć twardą bohaterkę w akcji.
7. odcinek The Walking Dead to potwierdzenie tego, co wiemy od początku tej serii. Gdy pojawia się Negan, twórcy zaczynają zabawę i jest ciekawie. Z tą postacią na ekranie serial jest po prostu lepszy. Bez niego jest wciąż nierówno.
Źródło: zdjęcie główne: AMC
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat