Tom Clancy’s The Division 2 – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 15 marca 2019Czas na powrót do Stanów Zjednoczonych zdziesiątkowanych przez Zieloną Truciznę. Czy warto sięgnąć po Tom Clancy's The Division 2? Oceniam to dla Was.
Czas na powrót do Stanów Zjednoczonych zdziesiątkowanych przez Zieloną Truciznę. Czy warto sięgnąć po Tom Clancy's The Division 2? Oceniam to dla Was.
Ubisoft ma za sobą długą historię próbowania czegoś nowego, popełniania przy tym błędów, a potem uczenia się na nich. Pierwszym z brzegu przykładem niech będzie seria Assassin's Creed, w której pierwsza odsłona była novum, niestety bardzo powtarzalnym i po jakimś czasie nużącym, natomiast druga przez lata, a dla niektórych po dzień dzisiejszy, pozostawała uznana za najlepszą w całej serii. Podobnie jest w przypadku Tom Clancy's The Division 2, sequela looter-shootera/MMO lite będącego pierwszym krokiem studia w tym gatunku. Jednak czy poprawa jest aż tak znaczna?
Jedynka na starcie miała spore problemy. Brak endgame'u, balansu i wielu innych czynników, które odstraszyły ludzi i mimo że wiele z tego poprawiono przez 3 lata życia gry, zostali przy niej tylko najwierniejsi fani. Wspominałem o tym przy okazji omawiania najgorszych i najbardziej rozczarowujących gier 2016 roku. Sam miałem z tym tytułem związek oparty na mieszaninie miłości i nienawiści, owocujący przeszło tysiącem godzin razem spędzonych w momencie premiery części drugiej. Teraz po przeszło 100 godzinach spędzonych w Tom Clancy's The Division 2, jednego jestem pewien - developerzy odrobili lekcje.
Dlaczego zaczynam od tego, nie zaś - jak zwykle przyjęło się w moich tekstach - od fabuły? Ano dlatego, że zarówno ona, jak i większość innych elementów gry jest po prostu przyćmiona liczbą usprawnień i zmian. Doszlifowano, a miejscami wręcz całkowicie przemodelowano każdy w zasadzie istotny element rozgrywki. Od systemu leczenia, przez umiejętności, pasywne bonusy, talenty, strzelanie, atrybuty postaci, dodatki do broni, doświadczenie, wytwarzanie, Strefa Mroku, eksploracja, rozwój otoczenia... Nic nie zostało nietknięte.
Wojna nigdy się nie zmienia... czyżby?
Strzelanie? Nie ma już sytuacji, gdy podczas przytrzymania spustu celownik lata po całym ekranie, a każda broń jest użyteczna i jej wybór zależy zdecydowanie bardziej od nas, niż od statystyk sprzętu. Dodatkowo takie aspekty jak stabilność, celność czy skuteczny zasięg są w jasny sposób prezentowane na ekranie w formie graficznej i liczbowej, co znacznie ułatwia nam wybór odpowiednich dodatków, by podbić żądane parametry. A skoro już przy dodatkach do broni jesteśmy, teraz wytwarzamy je tylko raz, schematy pozyskując z projektów, misji pobocznych i w późniejszym etapie z punktów kontrolnych, a każdy z nich posiada dodatni i ujemny atrybut, by wprowadzić zróżnicowanie i balans.
Samo wytwarzanie też przeszło całkowitą zmianę. Teraz nasza deska kreślarska oraz schematy do niej ewoluują wraz z nami, nie tylko dostosowując poziom wytwarzanych przedmiotów do naszego, ale także ich jakość, która ma wpływ między innymi na liczbę talentów. Rekalibracja z kolei, będąca kolejnym bardzo istotnym elementem, polega teraz na przenoszeniu statystyki lub talentu z innego przedmiotu tego samego typu.
Pamiętacie zestawy sprzętu z pierwszej części, dające przy skompletowaniu duże bonusy i modyfikacje do umiejętności? Wracają one również i choć przyjdzie nam na nie poczekać do 5 kwietnia i startu ostatniej misji fabularnej, to gracze już mają co zbierać, bowiem dodano jeszcze jeden rodzaj zestawów. Otóż prawie każda część pancerza, jaką znajdziemy w trakcie gry, należy do jakiejś marki. Jest ich 19, a każda posiada dodatkowe pasywne bonusy za 1, 2 oraz 3 elementy wyposażenia. Dodaje to kolejną warstwę do i tak już bardzo zaawansowanego systemu i pozwala na dużo więcej swobody w tworzeniu własnych, unikalnych buildów postaci.
Do tego dochodzą już, dostępne na koniec gry, specjalizacje. Na razie są 3, a 3 dodatkowe planowane są jeszcze w tym roku. Na czym polegają? Po ukończeniu głównego wątku fabularnego i osiągnięciu 30 poziomu dostajemy do dyspozycji jedną z 3 dodatkowych broni, granatnik z magazynkiem bębenkowym Milkor M32, kuszę z bełtami wybuchowymi, bądź karabin snajperski McMillan TAC-50 o kalibrze .50 cala, oraz powiązane z nimi drzewko umiejętności aktywnych i pasywnych, które musimy rozwinąć, oferujące nam jeszcze bardziej unikalne doświadczenia. Każda specjalizacja, prócz wspomnianej broni, posiada osobny rodzaj płyt pancernych, granatu, dodatku do broni oraz gadżetu. Co istotne, nie jesteśmy na stałe przywiązani do żadnej ze specjalizacji i możemy się między nimi swobodnie przełączać w naszej głównej bazie.
Ogromny wpływ na rozgrywkę ma również nowy system leczenia. Zapomnijcie o natychmiastowym używaniu apteczek i spamowaniu leczeniem. Zostało to zastąpione wymianą płyt pancerza, które wymaga nie tylko przytrzymania klawisza przez ok 2 sekundy, ale również stania w miejscu bądź chowania się za osłoną. Wymusza to znacznie bardziej taktyczne podejście zarówno w PVP jak i PVE.
Na sam koniec pozostawiłem zmiany w gadżetach. Z pierwszej części pozostał puls, wieżyczka, mina zdalna i tarcza balistyczna, za okno wyrzucono przyklejaną minę, a także stare umiejętności dotyczące zarówno leczenia, jak i osłony, za to dodano ul, ćmę, dron i wyrzutnię chemiczną, które znacznie lepiej pasują do przemodelowanego systemu. Każda z umiejętności posiada po kilka wariantów (z czego 3 schowane są za specjalizacjami), a także możliwość modyfikacji komponentami.
Extrimis Malis Extrema Remedia
Aby przetrwać w Waszyngtonie potrzebne nam będzie każde z wymienionych powyżej narzędzi. Bowiem o ile przeciwnicy, jak już wspomniałem, są znacznie mniejszymi gąbkami niż w poprzedniej odsłonie, to jednak sami są również w stanie zabić nas o wiele szybciej. Zwłaszcza że wraz z nowymi frakcjami wprowadzono dużo większe zróżnicowanie wrogów, a gdy dojdziemy do fazy endgame, gdzie tak naprawdę gra się dopiero rozpoczyna, pojawiają się zupełnie nowi przeciwnicy. Czarny Kieł to Last Man Batalion z pierwszej odsłony, tyle że na sterydach. Nie dość, że wyposażeni są w znacznie lepszą broń niż ktokolwiek do tej pory w Waszyngtonie spotkany, to jeszcze posiadają takie zabawki jak wyjątkowo agresywny kuzyn WALL-E'go uzbrojony w działko lub granatnik, samobójcze drony czy mechaniczny piesek od Boston Dynamics, który nagle stwierdził, że ma dość bycia kopanym i poniewieranym w imię nauki.
Misje w Tom Clancy's The Division 2 są długie. Skłonny wręcz jestem stwierdzić, że niektóre zadania opcjonalne są dłuższe od głównych z jedynki, ciekawie skonstruowane i co najważniejsze - różnorakie. Zarówno w przypadku misji głównych, jak i pobocznych nie uświadczymy właściwie żadnej powtarzalności, co jest kolejnym ogromnym krokiem względem pierwowzoru. Nie ma już zwiedzania kolejnych regionów tylko po to, by wykonywać wciąż te same 3 zadania, tutaj również całkowicie przebudowano system wyzwalania dzielnic. Wisienką na torcie zaś są trzy (czwarta będzie dostępna od 5 kwietnia) okupowane przez wrogów Fortece, które swoją długością i miejscami mechaniką naprawdę onieśmielają.
Do tego mamy jeszcze osobny, dedykowany tryb PVP, oraz oczywiście Strefy Mroku. W obu tych przypadkach twórcy zdecydowali się na ukłon w stronę graczy, którzy z różnych powodów nie mają możliwości poświęcić temu tytułowi więcej czasu i energii, wprowadzając kolejną nowość w postaci normalizacji. Polega ona na tym że zarówno w SM, jak i Konflikcie statystyki sprzętu wszystkich graczy są uśredniane, dając wszystkim równe szanse. Nie oznacza to jednak, że ci, którzy mocno inwestują wysiłek, by mieć jak najlepszy, najbardziej zoptymalizowany sprzęt, zostają pozbawieni zabawy. W fazie endgame jedna ze Stref Mroku (co jakiś czas inna, na stałej rotacji) staje się okupowana. Zostaje tam wyłączona normalizacja, w dowolnym momencie można zaatakować innych graczy, a poziom naszego sprzętu ma naprawdę ogromne znaczenie.
Całą kampanię i wszystkie aktywności można przechodzić samemu, jednak gra zyskuje wiele, kiedy mamy ze sobą grupę zgranych, dobrze skomunikowanych towarzyszy. Wtedy żadne wyzwanie nam nie straszne. A jeśli mamy ochotę pograć z kimś, ale nikt ze znajomych nie jest online, zawsze pozostaje dobry i szybki matchmaking.
Olimp w ogniu
Kolejna różnica między przygodami w Waszyngtonie i Nowym Jorku to klimat. Akcja Tom Clancy's The Division 2 ma miejsce 7 miesięcy po wydarzeniach z pierwszej części, co ma wpływ nie tylko na porę roku, ale też ogólne odczucia. Na Manhattanie toczyliśmy bitwę o przetrwanie, tutaj zaś staramy się odbudować to, co zostało wtedy zniszczone. Tam poruszaliśmy się ulicami martwego miasta, pośród worków pełnych zwłok, zamrożonych w miejscu i przysypanych śniegiem, który tylko zwiększał poczucie beznadziei, jaka ogarnęła to miejsce. Teraz wita nas bujna roślinność, natura, która od nowa budzi się do życia i powoli przejmuje kontrolę nad stolicą Stanów Zjednoczonych. Przez beton przebijają się rośliny, zaś po ulicy biegają dzikie zwierzęta i nietrudno tu o skojarzenia z I Am Legend, jeśli chodzi o panującą atmosferę. A do tego jeszcze dochodzi cykl dnia i nocy oraz zmiany pogodowe, które mają wpływ na percepcję nie tylko naszą, ale i wrogów.
Tym większa więc szkoda, że zostało to zmarnowane przez średnią i nie najlepiej prezentowaną fabułę. Osobiście uprawiam w tej grze, podobnie jak w pierwszej części, przysłowiowe lizanie ścian, przez co odkryłem już zdecydowaną większość przedmiotów kolekcjonerskich i poznałem historię znacznie głębiej, jednak przeciętny gracz raczej nie będzie uganiał się za nagraniami, echami i zdjęciami tylko po to, by zrozumieć lepiej, co tu się dzieje. To niestety przykład tego, jak ta produkcja dzieli swoich graczy na hardcore'owych i bardziej niedzielnych. Jednak ci, którzy zechcą głębiej zanurzyć się w historię świata przedstawionego, odkryją i zdecydowanie docenią uwagę, jaką przyłożono do najmniejszych detali tworzenia postapokaliptycznych Stanów Zjednoczonych.
Pozostała jeszcze kwestia oprawy audiowizualnej. Tutaj niestety zgrzyta trochę, bowiem Snowdrop z jednej strony jest bardzo mocnym silnikiem z dużymi możliwościami, świetnymi efektami cząsteczkowymi i detalami, to jednak jego optymalizacja nieco leży. Osobiście wolałbym dostać świat odrobinę mniej szczegółowy, za to bez kłującego w oczy doczytywania tekstur. Za to oprawie dźwiękowej nie mam absolutnie nic do zarzucenia. Muzyka świetnie buduje klimat i napięcie, a efekty dźwiękowe i gra aktorska nie pozostawiają wiele do życzenia.
Tom Clancy's The Division 2 to nie tylko wielce udany sequel, to wyśmienita, kompletna gra, których obecnie na rynku looter-shooterów/MMO lite jest niedosyt. Ten tytuł nie obiecuje, że będzie dużo i dobrze, tylko daje to już od pierwszych chwil, mając w planach jeszcze więcej. Szkoda, że pierwsza odsłona serii nie była taka od początku, zostawiając spore grono graczy z brakiem zaufania. Jednak warto się przełamać, nałożyć pomarańczowy zegarek i wyruszyć na ratunek stolicy. Do zobaczenia w Waszyngtonie, Agenci!
Plusy
+mechanika
+klimat,
+grywalność,
+zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany!
+świat przedstawiony...
Minusy
-... który znów niestety nie otrzymał w pełni godnej siebie fabuły,
- miejscami dławiący się silnik graficzny.
Źródło: fot. Ubisoft
Poznaj recenzenta
Aleksander "Taktyczny Wafel" MazanekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat