Ty: sezon 3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 26 grudnia 2018Powracamy do zakręconej historii miłosnej. Sprawy przybierają groteskowy obrót, gdy dwóm psychopatom rodzi się dziecko. Brudne pieluchy, nieprzespane noce, toksyczny związek to zaledwie kilka kwestii do zmartwień. Do tego dochodzi jeszcze nowa praca Love, która okazuje się miejscem zbrodni. Co może pójść nie tak?
Powracamy do zakręconej historii miłosnej. Sprawy przybierają groteskowy obrót, gdy dwóm psychopatom rodzi się dziecko. Brudne pieluchy, nieprzespane noce, toksyczny związek to zaledwie kilka kwestii do zmartwień. Do tego dochodzi jeszcze nowa praca Love, która okazuje się miejscem zbrodni. Co może pójść nie tak?
W trzecim sezonie Ty, Joe i Love są małżeństwem i wychowują nowo narodzonego syna, Henry'ego. Para przeprowadza się na kalifornijskie przedmieście Madre Linda. Gdy dynamika ich związku przybiera inny obrót, bohater kontynuuje powtarzanie cyklu obsesji z rosnącym zainteresowaniem wobec sąsiadki, Natalie (Michaela McManus).
Co dwóch psychopatów, to nie jeden
3. sezon Ty oferuje wiele chaotycznych zwrotów akcji. W serialu nie chodzi już o jednego "drapieżnika", który ma bzika na punkcie kobiet, ale o parę, która musi zachować równowagę między własnymi impulsami a wzajemną kontrolą. Nie tylko Joe dopuszcza się zabójstw. W rzeczywistości może on nieco bardziej panować nad sobą niż jego żona. Stwierdzam, że postać Love (Victoria Pedretti) udźwignęła cały sezon. Serialowy stalker zszedł na drugi plan, a świeżo upieczona mama stała się punktem kulminacyjnym, który wracał jak bumerang w każdym wątku fabularnym. Cukiernicza pasja wydobywa z niej znaczne pokłady człowieczeństwa - robi to, co kocha, i pielęgnuje tę miłość. Mimo wszystko sielanka nie trwała długo. Kobieta nie mogła odnaleźć się w nowym otoczeniu i zmagała się z tęsknotą do swojego brata bliźniaka. Gdyby tego było mało, jej mąż stał się wygodny i obrał sobie za cel nowy obiekt westchnień. Pani Goldberg nie radzi sobie z własnymi emocjami i miewa stany wybuchowe, które prowadzą do dramatycznych wydarzeń. Aktorka jest absolutnie porywająca, gdy kipi wściekłością, pogrąża się w smutku i nagle zmienia się w morderczą maniaczkę.
Joe (Pen Badgley) bije się z własnymi myślami i chce być lepszym ojcem i mężem. Mimo wszystko serce i intuicja bohatera dają o sobie znać. Czy kobieta, której szukał przez cały ten czas, może mieszkać w sąsiednim domu? Czy ucieczka przed żoną, która jest zbyt mądra na wszelkie sztuczki, okaże się wyzwaniem? Bohater w pewnym momencie jest tak zaabsorbowany myślami o nowej kobiecie, że zapomina o całym świecie, który ma tuż przed sobą. Dziecko i żonę traktuje jako przeszkodę oraz więzienie, w którym nie planował utkwić. Z tego powodu zatrudnia się w miejscowej bibliotece, w której poznaje Marienne (Tati Gabrielle). Kobieta wydaje się mieć dobry wpływ na duszę „ujarzmionego” stalkera. Dziewczyna jest piękna, elokwentna, delikatna i walczy o prawa rodzicielskie do wychowywania swojej córki. To jedna z kwestii, która łączy tę dwójkę - oboje mają dziecko. Z upływem czasu Golberg zmienia stosunek do swojej pociechy. Poświęca chłopcu więcej czasu i opiekuje się nim. Zmianę jego nastawienia widać w wyborze książek, które czyta maluchowi. Można powiedzieć, że w końcu zachowuje się jak prawdziwy ojciec, który mimo wszystko nie traci swojego zapału w poznawaniu koleżanki z pracy.
Ty: sezon 3 - zwiastun
Pomimo ciekawych występów i sprytnych obserwacji społecznych słabym punktem Ty jest wewnętrzna mechanika serialu. W fabule pojawia się wiele dekoncentrujących wątków, bo nie nazwałabym tego błędami. Przebłyski przeszłości, postacie poboczne, które nieuchronnie wkraczają do akcji to tylko kilka z nich. Jednak przynajmniej w pierwszym sezonie, a także przez większą część drugiego, Ty tkwiło w fundamentalnej prostocie swojego podstawowego pomysłu: Joe jest zafascynowany kobietą, najpierw tylko ją lubi, a potem lubi ją na śmierć. Tak, jest w tym coś więcej. Jak obsesyjny stalker zwabi swój nowy obiekt miłosny? Czy jego brutalna natura zostanie ujawniona? Czy obiekt westchnień bohatera przejrzy go na wylot? Jak to wszystko zostanie przefiltrowane przez nieustannie powracającą traumę związaną z porzuceniem w dzieciństwie?
Serial przepełniają dziwnie kojące, mechaniczne "przyjemności". Ta wizja świata spodoba się każdemu, kto lubi, gdy seryjni mordercy są spokojni oraz zorientowani na szczegóły. Nie chodzi o to, że oglądanie rozterek bohatera, podczas których identyfikuje i zbliża się, a potem zabija kolejne ofiary, jest nudne. Ale sama intensywność jego obsesji sprawia, że staje się ona w pewnym rodzaju statusem quo. I tutaj rodzi się pytanie: czy ten rytm kiedykolwiek się zmieni?
Najbardziej fascynującym aspektem nowej serii jest namiętny, jak i niepohamowany rollercoaster związku serialowej pary. W sezonie trzecim Goldberg nie jest sam. Nadal jest z Love Quinn, kobietą, z którą związał się w sezonie drugim, graną przez dynamiczną, mistrzowską Victorię Pedretti. Są małżeństwem, mają niemowlę, a co najlepsze, Love jest tak samo mroczna i brutalna jak Joe. Kobieta odczuwa zainteresowanie do rozwiązywania problemów za pomocą ekstremalnych, nieodwracalnych, krwawych urządzeń. Nagle z jednokierunkowej dynamiki serialu tworzy się dużo bardziej skomplikowany problem dwóch ciał (i nie trzeba długo czekać, by liczba ciał wzrosła). Żona jest nie tylko lustrem swojego męża, ale i nemezis, jego obiektem miłosnym, matką jego dziecka i nieustannym przypomnieniem o własnych wadach.
Sezon trzeci ma więcej niż jedną znaczącą innowację w stosunku do dotychczasowej formuły serialu. Pierwszą z nich jest przeniesienie akcji w zupełnie nowe miejsce. Był już Nowy Jork i Kalifornia. Przyszedł więc czas na zmianę. Cała rodzina przenosi się do Madre Linda. To zamożne przedmieście z białymi płotami i zharmonizowaną społecznością. Mieszkańcy to typowe uprzywilejowane grono, które żyje pod pryzmatem wyidealizowanej rodziny. Przedsiębiorcy technologiczni, sławni biohakerzy i "przykładne" mamusie blogerki, które mają dużo do powiedzenia na czyjś temat. Para nie wpisuje się w kategorię wzorowych obywateli, ale za wszelką cenę stara się wtopić w tłum. I to rzeczywiście się udaje. Zawieranie fałszywych przyjaźni na potrzeby późniejszego alibi i „spokojnego” życia staje się ich codziennością.
Ciekawą kwestią jest wizja głównego bohatera dotycząca jego charakteru. Joe próbuje sobie wmówić, że jest dobrym i przykładnym człowiekiem. Podąża schematem scenariusza, który uroił sobie w głowie. Sposób, w jaki mówi o swojej żonie, pozostawia wiele do życzenia. Uważa ją za morderczego psychola. Bohater zachowuje się, jakby był zakładnikiem w szalonej układance, gdy tak naprawdę to on jest twórcą całego "zamieszania". Z czasem nawet sama wizja idealistycznej dzielnicy robi na nim coraz większe wrażenie. Tak, mowa o Madre Linda, którą tak bardzo krytykował. Joe zaczyna zauważać różne opcje na "ucieczkę" z dotychczasowego życia, które nazywa więzieniem. Można powiedzieć, że motyw wzorowych sąsiadów, którzy wcale nie są tacy wzorowi, dodaje mu skrzydeł. Wpada na wiele pomysłów, które działają wyłącznie na jego korzyść. W trakcie całej akcji obmyśla plan, którego w zasadzie nikt się nie spodziewał. On chyba także. I nagle z sytuacji bez wyjścia i monotonii, ponownie wpada w swój 'nałóg', z którego chyba tak naprawdę nie chce się wyleczyć. Wyciąga na wierzch 'brudy' sąsiadów, sieje spisek i nie czuje, że robi coś wbrew sobie. Niszczy rodziny innych względem swojego szczęścia i triumfu.
Już sama koncepcja wyidealizowanego sąsiedztwa, w którym jeden z mieszkańców okazuje się być psychopatą, jest naprawdę wciągająca. Co więcej, ten Joe wierzy w to, że jest dobrym człowiekiem (w trakcie seansu widzowie również mogą się na to nabrać wiele razy). Wewnętrzny monolog szaleńca był najlepszą częścią serialu, jak zawsze. Ciekawie jest obserwować, jak usprawiedliwia się i snuje przypuszczenia na temat swoich interakcji z innymi. Szokujące jest również to, jak bardzo Joe i Love pracują nad swoją relacją - ich wzajemne wibracje są spektakularne. Im bardziej przyzwyczajasz się do oglądania Goldberga, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, jak bardzo niepokojący jest jego świat.
Zakończenie w żadnym stopniu mnie nie zaskoczyło. Goldberg wybiera różne punkty geograficzne z myślą o swoim działaniu. Był Nowy Jork, Kalifornia i Madre Linda. Scena końcowa przedstawia nam kolejne miejsce nawiązujące do miłosnych poszukiwań obsesyjnego stalkera. Słowo "miłość" (o ironio losu!) jest tu kluczowe, ponieważ można szybko wyłapać, o jakie miasto chodzi.
Mimo wszystko 3. sezon wypadł lepiej, niż przypuszczałam. Czy uważam, że to najlepszy sezon dotychczas? Zdecydowanie nie. Emocje, które towarzyszyły mi w trakcie oglądania pierwszej części, są nie do podrobienia. Być może dlatego, że wtedy motyw spokojnego i obsesyjnego stalkera był w swoim rodzaju totalnym powiewem świeżości. Dziś w jakimś stopniu mogę domyślić się, o czym będzie seria.
Ty został już przedłużony na czwarty sezon. Fakt, że nikt nie powstrzyma morderczego szału Joe, staje się coraz bardziej prawdopodobny. Nie czekam na serial z utęsknieniem, ale ciekawi mnie przyszła wizja twórców. Mam wrażenie, że powracające wątki dotyczące matki i dzieciństwa bohatera rozwiną się na tyle, że będą jednym z głównych motywów przyszłego sezonu. Widać, że Joe coraz częściej rozmyśla i analizuje zakres i podstawy swoich zachowań. Być może bratnia dusza, której szuka za wszelką cenę, tak naprawdę nigdy nie nadejdzie, ponieważ całe pokłady prawdziwej miłości pozostawił swojej rodzicielce.
Powielanie schematu poprzednich sezonów byłoby nudne. Producenci wykonali odpowiedni krok w budowaniu nowej konstrukcji fabularnej. Postacie znają się i widać między nimi chemię. Najnowsza część wybroniła się wprowadzeniem lekkiego plot twistu w typową tematykę Ty.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Sylwia ChełkowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat