Uznany za niewinnego: odcinek 1 i 2 - recenzja
Uznany za niewinnego to nowy serial oparty na książce z lat 80. Czy David E. Kelley znów dostarcza emocji?
Uznany za niewinnego to nowy serial oparty na książce z lat 80. Czy David E. Kelley znów dostarcza emocji?
Uznany za niewinnego ma jeden problem. I nie chodzi o to, że ta historia została już zaadaptowana wiele lat temu w filmie z Harrisonem Fordem. Mam na myśli fabułę, która koncentruje się wokół oskarżonego o zbrodnię prokuratora – poznaliśmy naprawdę wiele takich historii. Siłą rzeczy nasuwają się jakieś porównania, co może być niekorzystne dla odbioru serialu. Ta produkcja broni się jednak realizacją.
David E. Kelley (Ally McBeal, Prawnik z Lincolna) lubi dramaty sądowe i czuje się w nich jak ryba w wodzie. Po nieudanym Facecie z zasadami, którego możecie obejrzeć na Netfliksie, tym razem daje nam coś, czego po tego typu historiach oczekujemy. Pochwalić można budowanie emocji, gęstą atmosferę i odpowiednie napięcie. To sprawia, że często ogrywany motyw fabularny przestaje mieć znaczenie, bo łatwo dać się zaangażować w historię Rusty'ego i jego problemy. Dzięki temu widz chce wiedzieć, co będzie w kolejnych odcinkach.
Nie da się jednak ukryć, że w tej historii coś zgrzyta. Może to wynikać z tego, że produkcja jest adaptacją książki z lat 80. Chodzi o to, że twórcy skupiają się wyłącznie na przekazie telewizyjnym. Na tym etapie serialu – nawet podczas kampanii o urząd prokuratora generalnego – w ogóle nie ma mediów społecznościowych. Wydaje się, że scenarzysta nie chciał dopasować książkowej fabuły do realiów 2024 roku. Oczywiście, widzimy nowoczesne telefony komórkowe i inne udogodnienia, ale brak social mediów wydaje się dziwny. A to, co dzieje się w tej historii, z pewnością stałoby się tematem dyskusji internautów.
Ten serial nie jest perfekcyjny. Czasami pojawiają się dłużyzny, a niektóre zachowania postaci pozostawiają wiele do życzenia. Nie jestem do końca przekonany, czy przeciągnięcie wątku oskarżenia Rusty'ego dopiero na drugi odcinek było najlepszą decyzją. Umożliwiło to dobrą ekspozycję sprawy, bohatera i relacji postaci, ale niestety Uznany za niewinnego staje się emocjonujący dopiero wówczas, gdy w oczach mężczyzny pojawia się strach. Przyspieszenie tego procesu na początkowym etapie byłoby lepsze, bo pozwoliłoby szybciej zaangażować się w opowieść.
Można jednak przymknąć oko na wszelkie problemy. A wszystko dzięki jednemu aktorowi – Jake'owi Gyllenhaalowi. Już pierwsze odcinki wskazują, że to może być jedna z lepszych kreacji w jego karierze. Jego bohater jest ludzki – ma jasną i ciemną stronę. Rusty jest zdesperowany i agresywny, ale też rozżalony i przytłoczony tym wszystkim. Najdziwniejsze jest to, że twórcy starają się zmieniać nasze podejście do mężczyzny. W wielu sytuacjach trudno mu kibicować, w innych zaś mu współczujemy. To chyba największy sukces Gyllenhaala – jego postać nie jest idealna. Popełnia błędy, ale ma serce po właściwej stronie. Dzięki temu seans staje się tak ekscytujący. Szkoda tylko, że pozostałe postacie na razie są stereotypowe, a aktorzy – m.in. Ruth Neggi czy Peter Sarsgaard – nie mają co robić.
Na ten moment serial Uznany za niewinnego jest niezły i obiecujący. Może na tym etapie nic nie zaskakuje, bo widzieliśmy sporo tego typu historii, ale dzięki Jake'owi Gyllenhaalowi ogląda się to z ciekawością i emocjami. Warto sprawdzić.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat