Wiedźmy – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 28 lipca 2017Wiedźmy mogą dać wam wieczną młodość, bogactwo czy miłość. W zamian chcą tylko jednego – ofiary z bliskiej osoby. Kogo byście ofiarowali?
Wiedźmy mogą dać wam wieczną młodość, bogactwo czy miłość. W zamian chcą tylko jednego – ofiary z bliskiej osoby. Kogo byście ofiarowali?
Rodzina Rooksów zaczyna nowe życie. Po serii trudnych doświadczeń Lucy i Charlie wprowadzają się do wymarzonego domu w Lychfield. Życie w małym miasteczku wydaje się idealne. Ich córka Sailor szybko przekona się, że ucieczka przed przeszłością nie jest wcale prosta.
Horror to trudny gatunek dla twórców komiksów. Filmowcy mają gamę sztuczek wizualno-dźwiękowych, którymi straszą widzów. Pisarze pokroju Stephena Kinga piszą setki stron, na których pieczołowicie budują przerażający klimat. Komiks jako medium wydaje się być ograniczony na obu polach. Statyczność plansz nie pozwala na zaskoczenie czytelnika nagłym, szokującym obrazem, natomiast ograniczona liczba słów każe szukać innych sposobów na wywołanie niepokoju u odbiorcy. Właśnie ta surowa, pozbawiona wrzasków i gadulstwa, forma jest siłą Wytches. Dzięki niej, prawdziwą grozę wzbudza fabuła i świat, w którym rozgrywa się komiks.
Znany głównie z przygód Batmana w New 52 Scott Snyder umiejętnie wykorzystuje tradycyjne elementy gatunku, tworząc spójną, niepokojącą wizję. Zainspirowana dziecięcą zabawą Snydera opowieść zaczyna się z pozoru niewinnie, ale szybko wychodzą na jaw sekrety bohaterów. Tytułowym wiedźmom nie wystarczy krew ich ofiar. Wzbudzają strach i poczucie winy u tych, których zamierzają pożreć. W pozornie przyjaznym miasteczku Lychfield nie wiadomo, komu można zaufać.
Snyder przeczytał podręcznik horroru od deski do deski. W jego świecie zwyczajne miejsca nabierają potwornych właściwości. Szkolny basen, plac zabaw czy las za domem stają się scenografią koszmaru całej rodziny. Obyczajowy wątek rodzinnej miłości, wypaczonej przez czające się w ludziach zło, miesza się z bezwzględną walką o przetrwanie. Nie wszystkie potworności dzieją się z winy wiedźm. Potworne istoty nie powodują ludzkiego okrucieństwa, jedynie żywią się jego owocami. Przez większą część fabuły stawiane jest pytanie, jak daleko ludzie są w stanie się posunąć, żeby zaspokoić swoje pragnienia. Na okładce możemy przeczytać, że Wiedźmy poleca Stephen King. Nie jest to zaskakujące, gdyż dzieło Snydera ma wiele wspólnego z twórczością autora Salem's Lot.
Rodzina Rooksów, której dzieje opowiadają Wiedźmy jest autentyczna. Sailor walczy o akceptację rodziców, na którą według własnej oceny nie zasługuje. Lucy próbuje pogodzić się z własnym kalectwem. Charlie czuje się w nowym otoczeniu jak ryba wyjęta z wody, co próbuje sobie zrekompensować pracą. Jego miłość do córki jest urzekająca i w jego postaci widać, że Snyder jest młodym rodzicem, który pisze bardzo osobistą opowieść.
Dalsze dowody zaangażowania autora prezentuje galeria na końcu albumu. W większości komiksów jest to niezbyt ciekawy zbiór szkiców i grafik koncepcyjnych. W Wiedźmach, oprócz standardowego materiału, znaleźć można kilka esejów scenarzysty, w których opowiada on o tym, co motywowało go przy pisaniu dzieła. Po esejach wydrukowano jeszcze kilkustronicowy komiks rozgrywający się w uniwersum Wiedźm.
Rysunki autorstwa Jock (Sędzia Dredd, Hellblazer i – razem ze Snyderem – Batman) są mroczne i nastrojowe. Często łamią tradycyjną kompozycję kadrów, a większość rysunków to szerokie, panoramiczne okienka lub wielkie na prawie całą stronę obrazy. Na szczególną pochwałę zasługuje zajmujący całość rozkładówki rysunek wejścia do gniazda wiedźm. Jedno z najbardziej pobudzających wyobraźnię ujęć jakie kiedykolwiek widziałem w komiksie. Jak pokazuje wspomniana wcześniej galeria, Wiedźmy broniłyby się w samej czerni i bieli atramentu Jocka. Jednak to nie on jest gwiazdą szaty graficznej komiksu. Wiedźmy to dzieło, w którym popisał się przede wszystkim kolorysta Matt Hollingsworth. Laureat nagrody Eisnera za kolory w Śmierci Neila Gaimana nadaje właściwy ton rysunkom Jocka. Współpraca artystów zaowocowała psychodelicznymi obrazami przywodzącymi na myśl kultowy Batman. Azyl Arkham. To jednak nie wszystko. Hollingsworth dba o różnicę między scenami spokojnymi, w których nie dzieje się nic nadnaturalnego, a tymi, gdzie wiedźmy ruszają na łowy. Na rysunki nałożony jest filtr z rozlanej farby, który jest tym intensywniejszy im większe jest napięcie w scenie. Kolory grają też ważną rolę w scenach o niemal Nolanowskiej konstrukcji, które pojawiają się pod koniec utworu. Bez pracy kolorysty trudno byłoby zorientować się w ich przebiegu.
Wiedźmy nie są pozbawione kilku wad. Większość z nich pojawia się jedynie w pierwszym rozdziale. Trudno nie zauważyć, że część wątków (na przykład scena z jeleniem czy wstawki nawiązujące do komiksów rysowanych przez Charliego) została wprowadzona pochopnie, a autor nie był pewien, dokąd ma podążyć fabuła. Jak już wspomniałem, zagmatwane czasowo sceny mogą dezorientować, zwłaszcza gdy pojawiają się po raz pierwszy. Wątpliwości można mieć również co do zakończenia. Nadchodzący zwrot akcji można wyczuć bardzo wcześnie, zaskoczeniem pozostaje tylko jego motywacja. I chociaż opowiedziana historia może zakończyć się wraz z ostatnią stroną, jasne jest, że Snyder zostawił sobie furtkę do kontynuacji. Zresztą w najbliższym czasie będzie miała premiera siódmego rozdziału serii, który ma rozpocząć pełnoprawny drugi tom.
Wiedźmy są udanym komiksem grozy. Upiorna atmosfera, pełna tajemnic i niedopowiedzeń, nie pozwala odłożyć komiksu chociaż na chwilę. Produkt wyobraźni autora, zainspirowanej jego własnymi fobiami i przeżyciami z dzieciństwa zostaje z czytelnikiem na bardzo długo. Po lekturze Wiedźm, kiedy znajdę się w lesie, długo jeszcze będę wypatrywał wśród drzew żółtych oczu umiejscowionych z lewej strony czaszki.
Poznaj recenzenta
Mateusz HorbaczewskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat