„Wikingowie”: sezon 3, odcinek 9 – recenzja
Po 8 naprawdę dobrych, emocjonujących i ciekawych odcinkach 3. sezonu serialu "Wikingowie" przychodzi czas na zadyszkę. Takim sposobem dostajemy najgorszą odsłonę w tej serii.
Po 8 naprawdę dobrych, emocjonujących i ciekawych odcinkach 3. sezonu serialu "Wikingowie" przychodzi czas na zadyszkę. Takim sposobem dostajemy najgorszą odsłonę w tej serii.
Poprzedni odcinek serialu "Vikings" wygrał tym, że w pełni skupił się na ataku na Paryż, nie wybijając widza z rytmu. Tego samego nie ma w 9. odcinku, a Michael Hirst popełnia ogromny błąd: pozwala sobie na niepotrzebne zapychacze, których równie dobrze mogłoby nie być. Co wnosi do całej opowieść historia kapłana w Kattegat? Nic. I tak samo kompletnie nijaki jest wątek w Wessex, gdzie jesteśmy atakowani oczywistościami, o jakich wiemy od kilku odcinków. Pewnie, fajnie się ogląda manipulującego Egberta, który błyskotliwie bawi się swoim synem, ale nadal nie ma to żadnego znaczenia. Gdyby chociaż oba wątki miały jakiś głębszy sens i znaczenie, przyjąłbym je z aprobatą, a tak jedynie czekałem, jak się one skończą, byśmy wrócili do Paryża.
Problem w tym, że pod Paryżem jest po prostu źle. To, co miało potencjał na coś wybitnego, wyjątkowego i niezapomnianego, zostało przemienione w coś, co przypomina tyradę złych decyzji. Odnoszę wrażenie, że Hirst postanowił na koniec sezonu sprawić, że znienawidzimy Ragnara, by mógł się go z czystym sumieniem pozbyć. To, co zrobiono z tą postacią w tym odcinku, jest po prostu bolesne. Z charyzmatycznego wodza, wojownika, wikinga zrobionego płaczącego po kątach mięczaka, który ma dziwne omamy. Najgorsze w tym jest jednak to, co dzieje się dalej - cała jego akceptacja śmierci i chrzest to absurd i nieporozumienie. Niby powody są zrozumiałe, ale też naciągane - przyjaźń z Athelstanem i ciekawość jego wiary nie wypleniły tego, co ma w DNA, czyli bycia wikingiem. Jest twardym wojownikiem, dla którego śmierć w boju to największy zaszczyt, a nie człowiekiem, który zachowuje się w tak irracjonalny sposób. Nie takiego rozwoju Ragnara oczekiwałem. Bardzo duże rozczarowanie.
[video-browser playlist="685113" suggest=""]
Plusem odcinka jest nocny atak na Paryż, który ponownie pokazuje pomysłowość i realizacyjną błyskotliwość ekipy produkcyjnej "Vikings". Wszystko tutaj gra wyśmienicie - począwszy od skrytobójstwa Lagerthy i jej kobiet, a skończywszy na akcji z wałkiem do wikingów. Jest efektywnie, emocjonująco i momentami brutalnie (nabijanie na wałek). Mam tylko problem z jednym motywem trącącym łopatologicznością. To, jak księżniczka po raz kolejny patrzy na Rollo, a on na nią, jest za bardzo sugestywne. Wręcz boleśnie twórcy chcą pokazać, do czego to wszystko ma dążyć. Rozumiałbym, gdyby zdarzyło się tak raz, ale to już któryś taki przypadek z kolei.
Na osobny akapit zasługuje jedna z najzabawniejszych scen, jakie pojawiły się w tym serialu. Motyw z egzekucją wikinga jest zaskakujący, ale przez "żart" jegomościa naprawdę można się zaśmiać. Zauważcie też, że poziom przemocy w tej scenie jest obrazowy i zdecydowanie wysoki. Stacja HISTORY do tej pory stroniła od takich momentów.
Zobacz również: „Arrow” i „The Flash”: Malcolm Merlyn i Reverse-Flash na nowych plakatach
"Vikings" to dobry serial, ale 9. odcinek jest niesamowicie nieudany. Poza atakiem na Paryż nic tutaj nie gra (zwłaszcza zapychacze i absurdy z Ragnarem). Przez to też moje oczekiwania znacznie zmalały, bo trudno będzie w finale naprawić tyle rozczarowujących błędów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat