Wikingowie: sezon 4, odcinek 17 – recenzja
Wikingowie są pogrążeni w marazmie. Nie do końca wszystko działa tak, jak powinno. Odcinek nie porywa, ale czy jest nadzieja na poprawę?
Wikingowie są pogrążeni w marazmie. Nie do końca wszystko działa tak, jak powinno. Odcinek nie porywa, ale czy jest nadzieja na poprawę?
Ten odcinek pokazuje jedno z największych rozczarowań w historii serialu Vikings, bo wszystko wskazuje na to, że wyprawa Bjorna na Morze Śródziemne dobiegła końca. Dostaliśmy bardzo słaby "atak" na jakieś miasto w Hiszpanii, pojmanie niewolników i koniec. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dziwaczne zachowanie Flokiego względem Islamu z poprzedniego odcinka w ogóle nie zostało zaadresowane. Kompletnie to pominięto i Floki znów jest tradycjonalistą, którego znamy, co pokazuje dokładnie w scenie żegnania Rollo. Trudno mówić w tym miejscu o satysfakcji, gdyż brakuje płynności pomiędzy obydwoma odcinkami, a cały wątek został potraktowany po macoszemu.
Największą wadą serialu stają się nowe postacie. Trudno chwalić Ubbe, Sigurda, Ivara oraz Halfdana, skoro dostajemy postacie bardzo powierzchowne, mdłe i w gruncie rzeczy nieciekawe. Początkowo Ivar był jedynym, który naprawdę dobrze się zapowiadał, ale kolejny odcinek marnuje tę postać, minimalizując jej znaczenia i zalety. Obecnie Ivar to bezmyślny szaleniec o jednej groźnej minie. Ani nie wywołuje emocji, ani nie wzbudza sympatii. Co najgorsze... na razie brakuje mu charyzmy, a jego zachowanie staje się powtarzalnym schematem. Słabość nowych postaci była widoczna doskonale, kiedy Bjorn wchodzi w momencie, gdy próbują zabić Lagerthę. Przy Alexandrze Ludwigu w roli Bjorna widać nie tylko wyśmienity rozwój bohatera, ale i charyzmę aktora, który idealnie czuje się w swojej roli. Trudno powiedzieć, czy słabość nowych postaci wynika z castingu, czy braku scenariuszowego nakreślenia ich na odpowiednim poziomie. Wydaje się, że na początku serialu Ragnar, Lagertha, Rollo i reszta byli po prostu lepiej skonstruowanymi bohaterami, później zdecydowanie coś nie gra.
Fabularnie odcinek bez wątpienia solidny. Planowanie zebrania wielkiej armii, rozmowy pomiędzy braćmi, a nawet przygotowany zamach na Lagerthę to sceny poprowadzone sprawnie i dobrze. Są momenty, w którychVikings przypominają o dawnej chwale, kiedy serial cieszył dobrą realizacją, ciekawą historią i emocjami. Ten odcinek jest istotny dla rozwoju fabuły, bo pokazuje decyzję o zebraniu wielkiej armii, pojednaniu braci i walce za Ragnara, a także obietnicę przyszłego ataku na Kattegat. Być może dzięki temu skończą się te podchody i prawdziwe charaktery nowych postaci zostaną wykute w ogniu bitwy, bo na razie nie mam za bardzo powodów do chwalenia serialu, tak jak w poprzednich sezonach.
Pomimo wyraźnych wad w wielu aspektach nie można zaliczyć tego odcinka do nieudanych. Bez wspomnianych niedociągnięć całość jest solidna, ale nie porywa. Gdzieś wyparował wyjątkowy klimat nadający charakter serialowi . Jest to teraz trochę błądzenie we mgle i szukanie swojej drogi. Jeśli jej nie znajdą, mogą zmęczyć niektórych widzów. Tu nie chodzi o brak pomysłów, ale o ich realizację, która odstaje bardzo od jakości serialu. Być może wraz z końcem etapu przejściowego, jaki obserwujemy od kilku odcinków, wszystko to nabierze wyrazu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat