Wojna i rewolta - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 11 października 2024Wojna i rewolta to koreański film kostiumowy, który szturmem wszedł na Netflixa i okazał się świetną rozrywką.
Wojna i rewolta to koreański film kostiumowy, który szturmem wszedł na Netflixa i okazał się świetną rozrywką.
Park-chan Wook, słynny reżyser kultowego Oldboya, tym razem został producentem i współscenarzystą. W Wojnie i rewolcie czuć trochę jego ducha, który unosi się nad całą produkcją i w określonych momentach dodaje jej głębi, charakteru i stylu. Dzięki temu film nie tylko jest diabelnie emocjonujący, ale też ma jakiś morał i większy sens. Czasem jednak można odnieść wrażenie, że reżyser nie wykorzystuje zbudowanej w scenariuszu szansy na to, by poruszane motywy (dotyczące człowieczeństwa, zatarcia się granic między człowiekiem a bestią czy różnic klasowych) silniej wpłynęły na widza. Bywa, że to, co powinno być mocne i emocjonalne, staje się dziwnie płytkie i puste, a to, co powinno pozwolić na jakieś wartościowe wnioski, pozostawia z obojętnością. Podczas seansu mogą towarzyszyć Wam mieszane uczucia, bo raz produkcja wznosi się na wyżyny, a potem nie wykorzystuje potencjału wątków. Co nie zmienia faktu, że to tytuł ambitny – najpewniej jest to zasługa słynnego filmowca.
Konstrukcja historii jest dość prosta, ale dobrze buduje zaangażowanie widza w losy bohaterów. Mamy niewolnika i szlachcica, którzy poznają się w wieku dziecięcym i – wbrew społecznym konwenansom w Korei – się zaprzyjaźniają. Ich relacja, a później konflikt to fundamenty opowieści, które stają się takim emocjonalnym magnesem. To dzięki nim film Wojna i rewolta ogląda się tak dobrze! Przyjaźń, zatarg, poruszające walki i wywołująca duże emocje kulminacja. Bohaterowie mają także sporo czasu, by pokazać się na ekranie jako postacie wyraziste i ludzkie. Nie dostajemy jakichś stereotypów szlachcica czy niewolnika, ale mężczyzn ukształtowanych przez rzeczywistość i jej mroczne problemy. To jest jasny punkt tej produkcji. Do tego panowie są charyzmatyczni i nieźle zagrani, więc naturalnie wywołują emocje u widzów. Skróty fabularne, które w pewnych momentach się pojawiają, nie psują wrażeń.
Wojna i rewolta to też film o tytułowych wydarzeniach. I z tego właśnie wynika najmocniejszy walor rozrywkowy. Sceny walk są kapitalnie nakręcone. Na pochwałę zasługują: znakomicie przemyślana choreografia, dobra praca kamery i świadomy montaż, który nie pozwala wybić widza z totalnego zaangażowania. Te pojedynki to nie tylko festiwal obrazowej przemocy, ale też ważne narzędzie fabularne, które służy do opowiadania o postaciach, ich rozwoju i przemianach. Doskonale to wykorzystano! Nie jest to może widowisko batalistyczne, w którym wielkie armie spotykają się na polu bitwy, ale gdy dochodzi do akcji, produkcja błyszczy. Kapitalna rozrywka! Zwłaszcza gdy dochodzi do konfliktu bohatera z japońskim generałem – został on poprowadzony prosto, ale szalenie satysfakcjonująco.
Reżyser bardzo sprawnie opowiada tę historię. Gdy fabuła tego wymaga, jest efektownie i brutalnie, a w innych momentach emocjonalnie. To, co doceniam szczególnie, to brak popadania w przesadę, co w azjatyckim kinie rozrywkowym często ma miejsce i zwyczajnie zniechęca do seansu widzów z Europy (zachowanie bohaterów w takich sytuacjach po prostu wydaje się nam niewiarygodne). Na szczęście w tym przypadku twórcy zachowali zdrowy rozsądek i nie popadali w skrajności. Zdarzają się frustrujące uproszczenia, które pod koniec ciut przeszkadzają, ale to drobiazgi. Uważam jednak, że wątek króla powinien doczekać się konkretniejszej konkluzji, nie tak metaforycznej.
Wojna i rewolta to zaskakująco udany film. Ma dobre tempo, angażujące postaci, widowiskową realizację oraz spajające to wszystko silne emocje. Dawno nie widziałem tak dobrej koreańskiej rozrywki w kostiumowej szacie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat