[image-browser playlist="580171" suggest=""]
Tak, "Świt Planety Małp". Świt, nie żadna ewolucja. Nie ma szans, żebym zaakceptował małostkowość polskiego dystrybutora. "Ewolucja" pasuje do treści filmu, jak cytryna do kawy. Zwrot perfidnie obliczony pod kątem letniego sezonu jest absurdalny, a boli to o tyle bardziej, że słowo "świt" lepiej koresponduje z filmem, jest bezpośrednim tłumaczeniem i ma w sobie wystarczająco dużo atrakcyjności estetycznej, aby przyciągnąć widza. Dlatego z zasady używam oryginalnych (nie tylko angielskich/amerykańskich) tytułów. Szacunek do sztuki. Tytuł to integralna część dzieła i twórcy nie nadają ich na chybił trafił. Narzekanie na głupotę tłumaczenia, a raczej adaptacji tytułu na nasz rodzimy język jest na szczęście jedynym przykrym aspektem tego wpisu.
Na "Dawn of the Planet of the Apes" byłem w kinie, dziś obejrzałem film ponownie. Generalnie robię tak zawsze, tzn. po seansie kinowym czekam na wersję bluray i na domowym ekranie weryfikuję swoją impresję. Rezultaty mogą być 3:
1) Film jest równie dobry, wszystko to co grało na dużym ekranie, sprawdza się i w mniejszym formacie ("Captain America: Winter Soldier")
2) Film jest nawet lepszy, bo udaje się docenić jego detale, lepiej zrozumieć ("The Great Gatsby")
3) Film jest w mniejszym lub większym stopniu gorszy, magia pryska, a kinowy urok nie przysłania już wad ("The Amazing Spider-Man 2", w mniejszym stopniu)
"Świt Planety Małp", bo tak go będę nazywał, wpasowuje się w tą drugą kategorię. Już w kinie była to pozycja więcej niż bardzo dobra, ale powtórny seans pozwolił mi w pełni docenić maestrię technicznych i artystycznych detali. W prostych słowach:
Historia
Nieskomplikowana metaforycznie, ale inteligentna emocjonalnie, przedstawiona w efektowny, ale wrażliwy sposób dzięki precyzyjnemu scenariuszowi. Wcześniejsze filmy tej serii w dużej mierze traktowały o kondycji ludzkiego społeczeństwa wobec siły natury. W "Rise of the Planet of the Apes" głównych bohaterów (James Franco i Caesar, ludzie i małpy) możemy szacować w stosunku 50/50. Tutaj ciężar opowieści zostaje wyraźnie przeniesiony na małpy i to w proporcjach 80/20. Ludzie stanowią skromnie zarysowany element krajobrazu i w żadnym wypadku nie jest to wada dzieła. Głównym bohaterem jest Caesar i jego rodzina, ale to z ich perspektywy możemy dowiedzieć się jeszcze więcej o nas samych. Na zasadzie odzwierciedlenia ( symbolika honoru, rodziny, przyszłości gatunku tożsama i ludziom i małpom) ale także w prostych słowach i gestach komentarza. ("Human do not forgive", blizny Koby)
Andy Serkis i motion capture
To jest ten moment, kiedy Andy Serkis powinien zostać doceniony. Nie tylko przez nas widzów i krytyków, ale również oficjalnie przez Akademię Filmową. Nominacja do Oskara, choć umówmy się dzisiaj nierealna, to jest tutaj w pełni zasłużona. Wygenerowany techniką motion capture Caesar to bohater żywy, posiadający swój charakter i unikalną osobowość. Zagrany jest lepiej, niż niejedna aktorska postać i widać to w najdrobniejszych gestach, grymasach twarzy, spojrzeniu, postawie ciała i głosie. Słowem kreacja kompletna, budowana systematycznie i konsekwentnie od pierwszej części. Zasługi Andy’ego Serkisa są tutaj niepodważalne, zarówno jeśli chodzi o warsztat aktorski, jak i wkład w rozwój technologii motion capture. Regularnie korzysta z niej mainstream (m.in. Marvel) a co raz częściej wygląda to jak romans z kinem artystycznym. Pora to dostrzec i nagrodzić. Kamień milowy dla rozwoju XXI wiecznego kina.
[image-browser playlist="580172" suggest=""]
WETA Digital
Nie byłoby motion capture bez efektów specjalnych, CGI i pracy specjalistów komputerowej post-produkcji. I tak jak każda filmowa dziedzina i ta ma swojego wyróżniającego się przedstawiciela. Studio WETA Digital mieszczące swoją siedzibę w Nowej Zelandii zostało założone w 1993 r. przez m.in. samego Petera Jacksona. Dzisiaj to klasa sama w sobie, a lista ich dokonań robi piorunujące wrażenie. Trylogia Władcy Pierścieni, Hobbit, King Kong, Avatar, Avengers, Iron-Man 3, Man of Steel, Wolverine, Hunger Games, Godzilla i w końcu dwa filmy z serii o Planecie Małp. Kolejne filmy łamią dotychczasowe bariery i wyznaczają nowe standardy. Nie znajdziesz dziś lepszych cyfrowych efektów wizualnych i już teraz możemy przygotowywać się na kolejny zachwyt – jednym z nadchodzących projektów studia jest "Batman v Superman: Dawn of Justice". Opad szczęki i wbicie w fotel gwarantowane.
Off: Ciekawe jak z tym podtytułem poradzi sobie polski dystrybutor. "Świt sprawiedliwości", choć okej, to nie brzmi już tak dobrze jak "Świt Planety Małp". Czyżby więc kolejna "geneza" lub "ewolucja"? Oby nie.
Reżyseria
Jakkolwiek zaawansowana nie byłaby strona techniczna to na nic się nie sprawdzi bez sprawnego reżysera. Zarówno Rupert Wyatt w pierwszej części, jak i Matt Reeves w sequelu spisali się na medal. To o tyle godne pochwały i uznania, bo reżyserzy ci debiutowali w pierwszej lidze Hollywood. Reeves bezbłędnie prowadzi przedstawionych bohaterów, dozuje napięcie, zwalnia i przyśpiesza tempo w odpowiednich momentach. Nie ma tutaj co prawda chwytającej za serce dramaturgii, a w scenach akcji fantazja bierze czasem górę, ale całość skomponowana jest z niemal artystyczną subtelnością, daleką od typowo amerykańskiego patosu, i to nawet pomimo obowiązkowego ujęcia z flagą. Początek i zakończenie filmu spięte jest również fantastyczną klamrą, zbliżeniem na oczy Caesara, które w prosty, a piękny sposób ukazujące nam dynamikę bohatera i zmianę jakiej doświadczył.
[image-browser playlist="580173" suggest=""]
Blockbuster z duszą
Wspomniana wyżej subtelność idzie w parze z widowiskowością, co daje nietypowe jak na Hollywood połączenie letniego blockbustera z kameralnym dramatem sci-fi. Pod tym względem to seria wyjątkowa, bo z czystym sumieniem można o niej powiedzieć, że ma duszę, serce i rozum. Ciągle letnia rozrywka, ale satysfakcjonuje również ambitniejsze gusta.
Montaż i praca kamery
Dwa zjawiskowe ujęcia, pierwsze – wieżyczka czołgu robiąca 360 stopni i my obserwujący wraz z nią rozgrywającą się bitwę, drugie – jedno, długie ujęcie uciekającego zagraconymi korytarzami Malcolma. Ładna nazwa? Mastershoty. Potężny ładunek emocjonalny obecny jest w obu tych scenach, a kumuluje go właśnie błyskotliwa praca kamery. To dwie kluczowe sekwencje, ale w przeciągu całego filmu znajdzie się jeszcze wiele pomniejszych. A to kamera podąża za plecami bohatera żeby za chwilę zrobić płynny zwrot o 180 stopni, a to znów okrąża walczących bohaterów. Wznosi się i opada, bezbłędnie podążając za ruchem małp. Nie pamiętam czy kiedykolwiek praca kamery zrobiła na mnie tak duże wrażenie. Słowa uznania dla Michaela Seresina.
[image-browser playlist="580174" suggest=""]
Muzyka
Przez cały seans miałem wrażenie, że znam ten styl, te nuty. Nie mogłem skojarzyć z kina kto był kompozytorem, ale w końcu do mnie dotarło. Michael Giacchino. Ma na swoim koncie m.in. dwie odsłony Star Treka, czy też Super 8 J.J. Abramsa, ale moje serce skradł dużo wcześniej, w serialu "Lost: Zagubieni", z którym to ścieżka dźwiękowa ma kilka zbieżnych tonacji. Soundtrack ten może nie zostaje z widzem po seansie, ale w jego trakcie bezbłędnie rezonuje z obrazem. To miejscami typowe zagrania, ale czasem też po prostu piękne kompozycje. Równie ważna, co muzyka jest też tutaj… cisza. A ta potrafi zaskoczyć w kulminacyjnym momencie, oferując nagłą perspektywę podkreślającą grozę, dramat i brutalność przedstawionych zdarzeń.
Zdjęcia i postapokaliptyczna scenografia
Rzuty na krajobraz zniszczonego San Francisco, czy dalekie ujęcie mostu Golden Gate, to zdjęcia, które można ustawić na tapetę. Takich perełek jest tutaj całkiem sporo, a szczególne brawa należą się za bezbłędnie zaimplementowaną stylistykę post apo. Wyjściowy zamysł kojarzy się mocno choćby z grą "The Last of Us" (już w kinie naszła mnie taka myśl), ale jest też prezentowany w na tyle wysmakowany sposób, że granie schematami nie razi, a wręcz oferuje atrakcyjny wydźwięk. Żywa zieleń mieszająca się z brudem zniszczeń i deszczowym poblaskiem to zjawiskowa mieszanka.
"Scena" po napisach
Bardzo łatwa do przeoczenia, ponieważ nie jest to w zasadzie scena, a sam dźwięk. Kiedy milknie muzyka dają się słyszeć odgłosy małp, chwila ciszy, po czym do naszych uszu dociera dźwięk osuwanego gruzu i ciężki oddech. Nie każdy kojarzy poprzednie filmy, dla których ta nowa seria stanowi prequel, ale choćby ze sposobu w jaki upada Koba można domniemywać, że przeżył. Po napisach dostajemy tego potwierdzenie. Brawurowa wisienka na torcie, który spokojnie powinien znaleźć się w czołówce najlepszych filmów 2014 roku.
Seria ta znajduje się w odpowiednich rękach i jest fantastycznie rozwijana. Jeśli to był świt, to jestem szalenie ciekaw kolejnych pór dnia. Nim nastąpi jej zmierzch czeka nas jeszcze sporo emocji. Na zakończenie galeria artystycznych plakatów.
[image-browser playlist="580175" suggest=""]
[image-browser playlist="580176" suggest=""]
[image-browser playlist="580177" suggest=""]
[image-browser playlist="580178" suggest=""]
[image-browser playlist="580179" suggest=""]
[image-browser playlist="580180" suggest=""]
[image-browser playlist="580181" suggest=""]
[image-browser playlist="580182" suggest=""]
EDIT: Szczerze polecam obejrzeć EXTRASy z wydania Bluray/DVD które dostępne są w internecie. To NIESAMOWITE jaki ogrom pracy został włożony w produkcję filmu, szczególnie jeśli chodzi o motion capture i odwzorowanie ruchu małp. Jeśli jeszcze nie doceniliście Andy'ego Serkisa to po obejrzeniu dodatków na pewno to zrobicie.
A z innych newsów, Serkis dostał nominację do nagód Satelite, jako aktor drugoplanowy. Nie rozumiem dlaczego w tej kategorii (podejrzewam, że chodzi o udział CGI) ale lepsze to, niż nic. Pierwszy krok na drodze do nominacji Oskarowej. Rzeczywiście statuetka za rolę pierwszoplanową mogłaby być zbyt wielkim szokiem i rewolucją dla skostniałem Akademii, ale już w kategorii drugoplanowej (gdzie np nie ma obaw nagradzania bohaterów złych) jest to możliwe. I za takie rozwiązanie trzymam kciuki! Choć oczywiście Caesar Serkisa to postać zdecydowanie pierwszoplanowa.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat