Królestwo Jo Nesbø: przeczytaj fragment w dniu premiery
Królestwo to najnowszy thriller autorstwa Jo Nesbø. Mamy dla was do przeczytania początek tej powieści.
Królestwo to najnowszy thriller autorstwa Jo Nesbø. Mamy dla was do przeczytania początek tej powieści.
Drzwiczki samochodu się uchyliły. Carl otworzył ramiona, a ja w nie wszedłem. Coś mi mówiło, że powinno być odwrotnie. Że to ja – starszy brat – powinienem wziąć w objęcia tego, kto wrócił do domu. Ale gdzieś po drodze podział ról między mną a Carlem przestał być wyraźny. Carl mnie przerósł, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, i w końcu przejął dyrygencką batutę – przynajmniej kiedy przebywaliśmy w towarzystwie innych. Zamknąłem oczy, poczułem dreszcz na plecach i z drżeniem nabrałem powietrza, wciągając woń jesieni, cadillaca i mojego młodszego brata. Używał jakiegoś męskiego zapachu, jak mawiają.
Otworzyły się drzwi po stronie pasażera.
Carl mnie puścił i poprowadził dookoła ogromnego przodu auta do kobiety, która stanęła odwrócona w stronę doliny.
– Tu jest naprawdę pięknie – powiedziała.
Była drobna i delikatna, ale głos miała głęboki. Mówiła z ewidentnie cudzoziemskim akcentem i nie trafiła z intonacją, ale przynajmniej znała norweski. Zastanawiałem się, czy ćwiczyła sobie to zdanie po drodze, uznając, że właśnie coś takiego należy powiedzieć, bez względu na to, co naprawdę myślała. Coś, co zmusiłoby mnie do polubienia jej, czy tego chciałem, czy nie. Potem odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. W jej wypadku pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, była biała twarz, nie blada, tylko biała jak śnieg odbijający światło, przez co z trudem dawało się dostrzec jej rysy. Drugą – opadająca powieka jednego oka, kojarząca się z opuszczoną do połowy żaluzją, jakby połowa tej dziewczyny była cholernie śpiąca. Ale druga połowa wyglądała na bardzo przytomną. Bystre piwne oko patrzyło na mnie spod krótko ostrzyżonych płomiennie rudych włosów. Miała na sobie prosty czarny płaszcz bez wcięcia w talii, nieujawniający żadnych kształtów spod spodu, a jedynie czarny golf wystający z rozpięcia. W ogóle na pierwszy rzut oka kojarzyła się z wątłym chłopcem na czarnobiałej fotografii, na której włosy pokolorowano później. Carl zawsze miał powodzenie u dziewczyn, dlatego szczerze mówiąc, trochę mnie zaskoczył. Nie chodziło o to, że dziewczyna nie była ładna, bo chyba była, ale nie dało się o niej powiedzieć „niezła sztuka”, jak mawiają w tych okolicach. Dalej się uśmiechała, a ponieważ zęby nie odcinały się zdecydowanie od skóry, oznaczało to, że również były białe. Carl także miał białe zęby, od zawsze, w przeciwieństwie do mnie. Żartował, że wybieliło mu je światło dzienne, bo o wiele częściej się uśmiechał. Może spodobali się sobie właśnie z powodu białych zębów. Lustrzane odbicie. Chociaż Carl był wysoki i szeroki w barach, jasnowłosy i niebieskooki, natychmiast dostrzegłem, co może ich łączyć.
Jakaś afirmacja życia, jak mawiają. Optymizm, gotowy dostrzegać w ludziach to, co najlepsze. I w sobie, i w innych. No cóż, na razie w ogóle jeszcze nie znałem tej dziewczyny.
– To jest… – zaczął Carl.
– Shannon Alleyne – przerwała mu altem i wyciągnęła rączkę tak malutką, że odniosłem wrażenie, jakbym ściskał kurzą łapkę.
– …Opgard – dodał Carl z dumą.
Shannon Alleyne Opgard chciała, aby uścisk dłoni trwał długo. W tym też rozpoznałem Carla. Niektórym bardziej niż innym zależy na sympatii drugich.
– Jetlag? – spytałem i zaraz pożałowałem tego pytania, bo poczułem się jak idiota. Owszem, rozumiałem pojęcie jetlagu, ale Carl doskonale wiedział, że nigdy w życiu nie przekroczyłem żadnej strefy czasowej, dlatego odpowiedź i tak musiała mieć dla mnie ograniczony sens.
Carl pokręcił głową.
– Wylądowaliśmy dwa dni temu. Musieliśmy czekać na samochód, który przypłynął statkiem.
Spojrzałem na tablice rejestracyjne. MC – Monako. Egzotycznie, ale nie na tyle, żebym prosił o te tablice, gdyby samochód miał zostać przerejestrowany. W kantorku na stacji benzynowej wisiały u mnie stare blachy z Francuskiej Afryki Równikowej, Birmy, Basuto, Hondurasu Brytyjskiego i Johoru. Poprzeczka była ustawiona wysoko.
Shannon patrzyła to na Carla, to na mnie. Uśmiechała się. Nie wiem, z jakiego powodu, może po prostu cieszyła się z tego, że widzi, jak Carl i jego starszy brat – jedyny bliski krewny – razem się śmieją. Że ta odrobina napięcia, która się pojawiła, opadła. Że on – oni są tu mile widziani.
– Pokażesz Shannon dom, a ja w tym czasie wniosę walizki? – spytał Carl i otworzył kufer, jak nazywał bagażnik tata.
– Zajmie to mniej więcej tyle samo czasu – mruknąłem do Shannon, która już szła za mną.
Obeszliśmy dom, przechodząc na północną stronę, gdzie znajduje się główne wejście. Dlaczego tata nie zrobił drzwi prowadzących wprost na podwórze i drogę, szczerze mówiąc, nie wiem. Może lubił, wychodząc, codziennie spojrzeć na całe nasze włości. Albo uznał, że ważniejsze jest, aby słońce ogrzewało kuchnię niż sień. Przekroczyliśmy próg i otworzyłem pierwsze z trojga drzwi w sieni.
– Kuchnia – oznajmiłem, zwracając uwagę na zapach zjełczałego tłuszczu. Czyżby unosił się tu przez cały czas?
– Jak ładnie – skłamała.
Okej, posprzątałem, nawet na mokro, ale ładnie z całą pewnością nie było. Shannon szeroko otwartymi oczami – i może z pewnym zatroskaniem – powiodła wzrokiem wzdłuż rury ciągnącej się od pieca i wchodzącej na piętro przez dziurę wyciętą w suficie, mającą odpowiedni luz, żeby drewno się nie zapaliło, i tak okrągłą, że tata nazywał to delikatną snycerką. Był to – razem z dwiema identycznymi okrągłymi dziurami w wychodku – jedyny przykład tego rodzaju stolarskiej roboty w całym obejściu.
Kilka razy zapaliłem i zgasiłem światło, aby pokazać Shannon, że mimo wszystko mamy tu prąd.
– Kawy? – spytałem, odkręcając kran.
– Dziękuję, może później.
Zwrotów grzecznościowych w każdym razie się wyuczyła.
– Carl na pewno się napije – stwierdziłem i otworzyłem szafkę pod blatem. Pogrzebałem w niej, brzęcząc garnkami, aż w końcu znalazłem dzbanek na kawę. Mimo wszystko kupiłem kawę do gotowania po raz pierwszy od… od dawna. Długo wystarczała mi rozpuszczalna. A w momencie, gdy podstawiałem dzbanek pod kran, zorientowałem się, że z przyzwyczajenia odkręciłem gorącą wodę. Poczułem, że się czerwienię. Ale kto powiedział, że kawa rozpuszczalna zalana gorącą wodą z kranu musi być smętna? Kawa to kawa, a woda to woda.
Źródło: Dolnośląskie
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat