Kroniki Umierającej Ziemi - przeczytaj początek książki SF o dalekiej przyszłości naszej planety
Mamy dla Was do przeczytania początek Kronik Umierającej Ziemi - omnibusa z całą serią Jacka Vance'a. Miłej lektury.
Mamy dla Was do przeczytania początek Kronik Umierającej Ziemi - omnibusa z całą serią Jacka Vance'a. Miłej lektury.
Mazirian w swoich Żywych Butach sadził przez las, ale czarny koń, biegnący bez śladu zmęczenia, z łatwością pozostawał na przedzie.
Kobieta jechała tak przez kilkanaście mil, z powiewającymi za nią niczym chorągiew włosami. Obejrzała się przez ramię, ukazując Mazirianowi twarz niczym ze snu. Potem pochyliła się do przodu, a złocistooki koń z grzmotem kopyt przyspieszył. Niebawem dziewczyna i wierzchowiec zniknęli Magowi z oczu. Mazirian ruszył za nimi, tropiąc ich po śladach w darni.
Werwa i energia zaczęły opuszczać Żywe Buty, gdyż przebyły one już szmat drogi i to z niemałą prędkością. Wielkie susy stały się krótsze i cięższe, ale i kroki konia, sądząc po śladach, również stały się krótsze i wolniejsze. Wreszcie Mazirian wkroczył na polankę, na której stał samotnie skubiący trawę czarny koń. Mag zatrzymał się w pewnej odległości od zwierzęcia. Przed sobą miał cały bezmiar delikatnego ziela. Prowadzący na polanę ślad kopyt był wyraźny, ale dalej nie było widać żadnych śladów kierujących w głąb lasu. Kobieta musiała więc zsiąść z wierzchowca gdzieś wcześniej i Mazirian nie miał jak odgadnąć, gdzie to się wydarzyło. Ruszył w kierunku konia, lecz ten się spłoszył i pognał pomiędzy drzewa. Mag spróbował nadążyć za nim i odkrył, że jego Żywe Buty stały się luźne i zwiotczałe – tak naprawdę martwe.
Odrzucił je kopniakiem, przeklinając ten dzień i swego pecha. Zrzucił z siebie pelerynę, a jego twarz wykrzywił nienawistny, napięty grymas. W końcu poszedł po swych śladach z powrotem.
W tej części lasu częste były czarne i zielone bazaltowe ostańce skalne o dziwnych kształtach – zwiastuny urwisk nad rzeką Derną. Na jednej z tych skał Mazirian dostrzegł dosiadającego ważki maciupkiego człowieka. Jego skóra miała zielonkawy odcień, nosił zwiewną tunikę i dzierżył lancę dwakroć dłuższą od siebie.
Mazirian przystanął. Twk-człek spojrzał na niego z góry obojętnie.
– Widziałeś może przechodzącą tędy kobietę mojej rasy, twk-człeku? – spytał Mag.
– Widziałem taką kobietę – odparł niespiesznie zagadnięty.
– Gdzie mogę ją znaleźć?
– Czego mogę oczekiwać w zamian za tę informację?
– Soli. Tyle, ile zdołasz unieść.
Twk-człek zakręcił swą lancą.
– Soli? Nie. Liane Podróżnik dostarcza wodzowi Dandanfloresowi sól dla całego plemienia.
Mazirian mógł się domyślać, jakie usługi bandyta-trubadur opłaca solą. Twk-człeki, latając szybko na swoich ważkach, widzą wszystko, co dzieje się w lesie.
– Fiolkę oleju z moich kwiatów telnaxisu?
– Dobrze – rzekł twk-człek. – Pokaż mi fiolkę.
Mazirian niezwłocznie to uczynił.
– Odbiła od końskich śladów w pobliżu roztrzaskanego przez piorun dębu kawałek dalej. Ruszyła prosto w dolinę rzeki, najkrótszą drogą do jeziora.
Mazirian położył szklane naczynko koło ważki i ruszył w stronę nadrzecznego dębu. Twk-człek odprowadził go wzrokiem, po czym zsiadł z ważki i przywiązał fiolkę do jej brzucha, tuż obok pęku drobnych drzewc, które kobieta dała mu w zamian za odpowiednie pokierowanie Maziriana.
Mag skręcił koło dębu i niebawem odkrył ślady pośród martwych liści. Przed nim leżała długa, otwarta polana łagodnie opadająca ku rzece. Po obu jej stronach wznosiły się drzewa, po drugiej stronie skąpane przez długie promienie zachodzącego Słońca w barwach krwi, lecz tam gdzie zatrzymał się Mag, pogrążone w mrocznym cieniu. Było tak ciemno, że Mazirian nie spostrzegł siedzącej na powalonym konarze istoty. Wyczuł ją, dopiero gdy ta właśnie się szykowała, by skoczyć mu na plecy.
Mazirian w podskoku obrócił się twarzą do stworzenia, które zastygło w bezruchu. Był to deodand o kształtach i rysach przystojnego mężczyzny, świetnie umięśnionego, ale jego martwa, hebanowa skóra była pozbawiona połysku, a oczy wyglądały jak szparki.
Polanę wypełnił miękki głos.
– Ach, Mazirian! Włóczysz się po lesie daleko od domu.
Deodand, co Mazirian dobrze wiedział, pragnął go zabić i zjeść. Jak uniknęła tego losu dziewczyna? Jej ślady prowadziły tuż obok stwora.
– Poszukuję kogoś, deodandzie. Odpowiedz na moje pytania, a zobowiązuję się dobrze cię nakarmić.
– Może do tego dojść tak czy inaczej, Mazirianie. – Oczy deodanda zabłysły, gdy ten przesunął wzrokiem po ciele Maga. – Czy masz dziś w pamięci potężne zaklęcia?
– Owszem. Powiedz mi, ile czasu minęło od chwili, gdy przeszła tędy dziewczyna? Czy szła szybko, czy wolno? Sama czy z towarzyszami? Mów, a będę karmił cię mięsem, kiedy tylko zechcesz.
– Ślepy Magu! – Deodand kpiąco skrzywił usta. – Ona nigdy nie opuściła polany.
Istota wskazała fragment ściółki, a Mazirian powiódł wzrokiem za jej matową czarną ręką. Odskoczył szybko, gdy deodand rzucił się do ataku. Z ust Maga wylały się sylaby zaklęcia Wiru Phandaala, które szarpnęło stworem i cisnęło go wysoko w powietrze, gdzie zawisł, wirując, to wyżej, to niżej, to szybciej, to wolniej, to wśród wierzchołków drzew, to przy samej ziemi. Mazirian patrzył na to, uśmiechając się półgębkiem. Po chwili skierował deodanda nisko nad ziemię i spowolnił obroty.
– Wolisz umrzeć szybko czy bez pośpiechu? – zapytał. – Pomóż mi, a zabiję cię w jednej chwili. W przeciwnym razie uniesiesz się na wysokość, na której latają pelgrany.
Źródło: Vesper
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat