Umierając żyjemy: przeczytaj fragment powieści SF w dniu premiery
Dziś do sprzedaży trafiła powieść Roberta Silverberga pt. Umierając żyjemy. Z tej okazji mamy dla was fragment z początkiem powieści.
Dziś do sprzedaży trafiła powieść Roberta Silverberga pt. Umierając żyjemy. Z tej okazji mamy dla was fragment z początkiem powieści.
Dzisiaj do sprzedaży trafiła reedycja powieści Roberta Silverberga. Książka Umierając żyjemy zaliczana jest do najlepszych utworów amerykańskiego pisarza, była nominowana do nagród Hugo i Nebula.
Powieść ukazała się w serii Wehikuł Czasu, w ramach której wydawane są klasyczne powieści science fiction. Do tej pory ukazały się w niej m.in. książki Briana W. Aldissa, Roberta A. Heinleina, Joe Haldemana czy Arthura C. Clarke'a.
Oto opis Umierając żyjemy:
Ledwo wiąże koniec z końcem, utrzymując się z pisania prac semestralnych dla studentów. Jest coraz bardziej zniesmaczony tym, co dzieje się w Ameryce. Na domiar złego odkrywa, że jego cudowny dar zaczyna z niewiadomego powodu zanikać…
Dom Wydawniczy udostępnił fragment Umierając żyjemy w przekładzie Marii Kurosiewicz. Miłej lektury!
Umierając żyjemy - fragment powieści Roberta Silverberga
1
Tak więc muszę znowu pojechać do miasta, na uniwersytet, i skombinować trochę forsy. Nie trzeba wiele gotówki, by utrzymać mnie przy życiu, w zupełności wystarczy około 200 dolarów miesięcznie, ale teraz jestem spłukany, a nie mam odwagi jeszcze raz pożyczać od mojej siostry. Niedługo studenci będą potrzebowali prac zaliczeniowych na zakończenie semestru — to jest zawsze pewny interes. Znużony, skorodowany umysł Davida Seliga jest znów do wynajęcia. Powinienem wyciągnąć co najmniej 75 dolarów za pracę w ten śliczny złoty październikowy ranek. Powietrze jest rześkie i czyste. Front wysokiego ciśnienia przemieszczający się nad Nowym Jorkiem przegania wilgoć i mgły. Przy takiej pogodzie moje gasnące moce rozkwitają na nowo. A więc chodźmy, ty i ja, kiedy poranek rozkwita aż po samo niebo. Do stacji metra BroadwayIRT. Proszę przygotować żetony.
Ty i ja. O kim mówię? Przecież zmierzam do centrum sam.
Ty i ja.
Cóż, oczywiście mówię o sobie i o tym stworzeniu, które żyje we mnie, przyczajone w swym gąbczastym leżu, szpiegując nieświadomych niczego śmiertelników. Tajemne monstrum w moim wnętrzu, chory potwór, który umiera jeszcze szybciej niż ja. Yeats napisał kiedyś dialog jaźni i duszy, dlaczego więc Selig, podzielony wewnątrz siebie w sposób, którego biedny Yeats nigdy by nie zrozumiał, nie miałby mówić o swoim niezwykłym, ginącym talencie jak o intruzie uwięzionym w jego czaszce? Dlaczego nie? Więc idźmy, ty i ja. W dół korytarza. Naciśnijmy guzik. A teraz do windy. Wewnątrz pachnie czosnkiem. Ci wieśniacy, te roje Portorykańczyków, wszędzie zostawiają swoje wyraziste zapachy. Moi sąsiedzi. Kocham ich. W dół. W dół.
Jest godzina 10.43 wschodniego czasu letniego. Wskaźnik temperatury w Central Parku podaje 57°F. Wilgotność powietrza wynosi 28%, ciśnienie 30,30 cala słupa rtęci i spada, wiatr północnowschodni o sile 11 mil na godzinę. Prognoza mówi, że dziś i jutro niebo będzie czyste, a pogoda słoneczna, z maksymalną najwyższą temperaturą 60–65°F. Możliwość opadów wynosi dzisiaj 0%, a jutro 10%. Jakość powietrza określono jako dobrą. David Selig ma 41 lat i wciąż mu ich przybywa. Wzrost trochę wyższy niż średni. Ma smukłą sylwetkę naukowca przywykłego do własnych chudych obiadków, a jego normalny wyraz twarzy to łagodne, zakłopotane zdziwienie. Dużo mruga. Na pierwszy rzut oka jego wyblakła niebieska kurtka dżinsowa, robocze buciory i pasiaste dzwony, rocznik 1969, nadają mu młodzieńczy wygląd, przynajmniej od szyi w dół, ale tak naprawdę wygląda jak jakiś uciekinier z nielegalnego laboratorium, gdzie łysiejące, pokryte meszkiem głowy mężczyzn w średnim wieku są przeszczepiane w oporne ciała dojrzewających chłopców. Kiedy to się stało? W którym momencie jego twarz i włosy zaczęły się starzeć? Rozkołysane kable windy witają go salwami śmiechu, gdy wychodzi ze swojej dwupokojowej nory na dwunastym piętrze. Zastanawia się, czy te zardzewiałe liny mogą być starsze niż on. Urodził się w 1935. Te budynki, jak podejrzewa, mogą pochodzić z 1933 lub 1934 roku. Szacowny Fiorello H. La Guardia, burmistrz. A może są młodsze — powiedzmy, ledwo przedwojenne. (Czy pamiętasz, Duvid, rok 1940? Właśnie wtedy zabraliśmy cię na Wystawę Światową. To jest trylon, a to perysfera). Tak czy owak budynki się starzeją. Jak wszystko.
Winda zatrzymuje się ze zgrzytem na siódmym piętrze. Jeszcze zanim otworzą się porysowane drzwi, rozpoznaję szybkie zmysłowe drgania żeńskiej hiszpańskiej witalności, tańczące wśród dźwigarów. Oczywiście istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że osobą zatrzymującą windę jest młoda portorykańska żona — dom jest ich pełen. O tej porze mężowie są w pracy. Jednak pewien jestem, że odczytuję jej psychiczne emanacje, a nie tylko bawię się w przewidywania. Całkiem pewien. Jest niska, krępa, około 23 lat i w zaawansowanej ciąży. Mogę rozróżnić podwójne impulsy: szybkie jak rtęć uderzenia jej płytkiej, zmysłowej psychiki i głuchawe drgania płodu, mniej więcej sześciomiesięcznego, zamkniętego w jej twardym, wzdętym ciele. Kobieta ma szerokie biodra i płaską twarz o małych błyszczących oczach i cienkich zaciśniętych wargach. Drugie dziecko, brudna dwuletnia dziewczynka, trzyma się kciuka matki. Spoglądając na mnie, chichocze, a kobieta obdarza mnie krótkim podejrzliwym uśmiechem, kiedy wchodzą do windy.
Stoją plecami do mnie. Napięta cisza. Buenos días, señora. Miły dzień, proszę pani. Co za śliczne dziecko. Ale pozostaję niemy. Nie znam jej. Wygląda tak jak wszyscy w tej dzielnicy i nawet jej procesy umysłowe to standardowy, odindywidualizowany zestaw: ogólnikowe myśli o jarzynach i ryżu, o wynikach loterii z tego tygodnia, o programach telewizyjnych na dzisiejszy wieczór. To głupia gęś, ale jest człowiekiem i kocham ją. Jak się nazywa? Może to pani Altagracia Morales, pani Amantina Figureoa, pani Filomena Mercado. Uwielbiam ich imiona i nazwiska. Czysta poezja. Dorastałem wśród takich pulchnych, ciężkich dziewuch jak Sondra Wiener, Beverly Schwartz, Sheila Weisbard. Przepraszam, czy pani Inocencia Fernandez? Pani Clodomira Espinosa? Pani Bonifacia Colon? Może pani Esperanza Dominguez. Esperanza. Nadzieja. Kocham cię, Nadziejo. Źródła nadziei wiecznie bijące w ludzkiej piersi. (Byłem tam w zeszłe święta na walkach byków. Esperanza Springs w Nowym Meksyku. Zatrzymałem się w Holiday Inn. Nie, żartuję). Parter. Zręcznie daję krok w przód, by przytrzymać drzwi. Urocza, obojętna, ciężarna chiquita nie uśmiecha się do mnie, gdy wychodzi.
Teraz do metra, jeden duży skok, o przecznicę dalej. Tak daleko od centrum szyny są jeszcze ponad ziemią. Wbiegam po trzeszczących, odrapanych schodach i przybywam na peron prawie niezdyszany. Wynik zdrowego życia, jak sądzę. Prosta dieta, żadnych papierosów, niewiele alkoholu, żadnego kwasu czy meskaliny, żadnych środków dopingujących. O tej godzinie stacja jest w zasadzie pusta. Ale już po chwili słyszę zawodzenie pędzących kół, zgrzyt metalu o metal, i równocześnie odbieram potężne uderzenie falangi umysłów, nadciągającej ku mnie z północy w pięciu czy sześciu wagonach zbliżającego się pociągu. Stłoczone dusze pasażerów tworzą jedną zbitą masę, naciskają na mnie natarczywie. Dygoczą jak galaretowate kawałki planktonu brutalnie ściśnięte w siatce jakiegoś oceanografa w jeden poskładany organizm, w którym gubią się poszczególne indywidualności. Kiedy pociąg wślizguje się na stację, mogę uchwycić poszczególne wybuchy odrębnych jaźni — dzikie ostrze pożądania, jęk nienawiści, przejmujący żal, nagłe i doniosłe wewnętrzne pomrukiwania — które wyrastają ponad chaotyczną całość, tak jak dziwne małe strzępki i zawirowania melodii wznoszą się z mrocznej orkiestralnej plamy w symfonii Mahlera. Moje moce są dzisiaj nad wyraz silne. Tak dobrze odbieram. Najlepiej od kilku tygodni. Z pewnością ważną rolę odgrywa ta niska wilgotność. Nie oszukuję się myślami o tym, że zanikanie moich zdolności zostało powstrzymane. Kiedy po raz pierwszy zacząłem łysieć, był taki szczęśliwy okres, kiedy proces erozji się zatrzymał, a nawet odwrócił, i na moim obnażonym czole pojawiły się nowe śliczne spłachetki ciemnego puszku. Lecz po początkowym przypływie nadziei doszedłem do bardziej realistycznych wniosków. Nie była to cudowna restauracja mojego owłosienia, lecz tylko drgnienie hormonów, krótka przerwa w starzeniu, na której nie wolno polegać. I za jakiś czas linia moich włosów znów zaczęła się cofać. To tyle na powyższy temat. Kiedy człowiek wie, że coś w nim obumiera, nie stara się ufać przypadkowym nawrotom witalności. Dzisiaj moc jest silna, ale jutro mogę nie odebrać niczego poza odległym niepewnym szumem.
Źródło: Rebis
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat