Zamieć: przeczytaj fragment powieści Zuzanny Gajewskiej
Zuzanna Gajewska wydała niedawno nową powieść. Przeczytajcie początek Zamieci.
Zuzanna Gajewska wydała niedawno nową powieść. Przeczytajcie początek Zamieci.
Aneta jak większość przyszłych panien młodych marzyła, aby jej ślub był wyjątkowy, najlepszy. I wszystko, naprawdę wszystko, musiało wyglądać tak, jak to zaplanowała. Była zawodową organizatorką i skoro wymyśliła sobie, że łapacze snów dekorujące salę miały być w kolorze écru, to znaczy, że nie mogły być w kolorze kości słoniowej, do czego próbowała przekonywać ją pracownica hurtowni wełny, w której zamawiała sznurki. Dobrze płatna praca, zarówno jej, jak i Jacka, pozwalała na takie wymagania.
Dobór ozdób to jednak nic w porównaniu ze zdjęciami. Fotografia pasjonowała Anetę od dawna, sama też chętnie chwytała za aparat, chociaż nie do końca wierzyła w swoje umiejętności. Poszukiwania fotografa zajęły jej najwięcej czasu. Przejrzała internet wzdłuż i wszerz, szukając wykonawcy sesji ślubnej i reportażu, ale nic jej nie odpowiadało. Jak mówiła, wszystko było takie samo. Przaśne, przesłodzone, nudne. Zupełnie nie w jej stylu. Niemal oszalała ze szczęścia, kiedy na jej ogłoszenie odpowiedział fotograf, szukający pary młodej, która zgodzi się, by zdjęcia z ich sesji przesłać na prestiżowy konkurs.
– Mówił, że spadłam mu z nieba – opowiadała z ekscytacją Ewelinie, z którą czuła coraz bliższą więź. Wcześniej się nie przyjaźniły, ale gdy kuzyn Olka, Jacek Pasewicz, poprosił go na świadka, widywali się we czwórkę coraz częściej. I oczywiście to ślub był tematem, który zdominował wspólne rozmowy. Aneta tylko tym żyła. – Bo ma coraz mniej czasu, a warunek jest taki, że to musi być prawdziwa sesja ślubna, rozumiesz. Realnej pary, a nie pozowanych modeli. Żadnych ustawek, czysta miłość. A ja mam dokładnie taką urodę, jakiej szukał – dodała bez fałszywej skromności.
Aneta była świadoma swojego piękna. I słusznie. Zawadzka nigdy nie widziała równie ślicznej dziewczyny. Wszystko było w niej idealne, nieskazitelna cera i łagodne rysy, długie, gęste, delikatnie falowane blond włosy i te oczy. Jakby nie mogły się zdecydować, czy są niebieskie, czy zielone.
Ewelina z czasem zaczęła odnosić wrażenie, że Aneta bardziej czeka na samą sesję niż na ślub. Wszystko pod nią podporządkowywała i Zawadzka coraz częściej zastanawiała się, gdzie w tym wszystkim jest Jacek, ale przyszła panna młoda zapewniała, że i on będzie miał z tego korzyści. Nagrodą w konkursie był wyjazd dla nowożeńców i naprawdę duża suma pieniędzy oraz szansa na jeszcze większe w przyszłości. Dodatkowymi nagrodami były kursy z prowadzenia konta na Instagramie oraz robienia zdjęć dedykowanych temu portalowi społecznościowemu. To z kolei mogło przełożyć się na duże zasięgi i współprace. Aneta już teraz miała kilkanaście, a może i kilkadziesiąt tysięcy obserwujących, otrzymywała propozycje płatne i barterowe.
Nie zapłaciła nawet za suknię ślubną – to salony negocjowały z nią, by zdecydowała się na ich kreację. W świecie influencerów czuła się jak ryba w wodzie. Ciągle podkręcała atmosferę, wrzucała zdjęcia z przygotowań, dużo pisała o sesji, chociaż nie zdradziła, gdzie się odbędzie. Nie chciała, by ktoś skopiował jej pomysł. A ten był nietypowy, to fakt, ale właśnie o to jej chodziło.
– Potraktuj to jako sztukę – przekonywała Ewelinę. – To artyzm, naprawdę. To nie będzie jakieś tam kiczowate zdjęcie, mające wzbudzić sensację i kontrowersje. Uwierz mi, jestem ponad to. Widziałam, co potrafi ten nasz fotograf. To mistrz, naprawdę. Artysta. Jest świetny w tym, co robi, ale konkurencję też mamy silną. Wielu z nich ma szansę, dlatego tak ważny jest pomysł. Wciąż nie mogę uwierzyć, że w sumie sam się do mnie zgłosił. To będzie arcydzieło.
– I nie mogłaś się zdecydować na zdjęcia z alpakami? W zimowej scenerii wyglądają przepięknie – nie dawała za wygraną Ewelina.
– Alpaki? Ty tak serio? Przecież to infantylne. Miałam jeszcze wynająć animatora przebranego za klowna? – skrzywiła się Aneta. – Przepraszam, nie chciałam cię urazić – dodała. – Tak, są urocze – powiedziała, biorąc do ręki pluszowego misia siedzącego w fotelu. – Pomijając fakt, że sesja jest za kilka godzin i zmiana decyzji byłaby raczej trudna logistycznie, chciałabym zaznaczyć, że alpaki to jednak ciut za mało w konkursie na taką skalę. To tak, jakbyś zaproponowała komuś pudło zbite ze zwykłych, spróchniałych desek, mając do wyboru piękne dębowe trumny.
– Nie szata zdobi człowieka, a już na pewno nie trumna.
– O rany, nie rozumiesz. Posłużyłam się twoją terminologią, ale ty oczywiście wszystko bierzesz śmiertelnie poważnie.
Ewelina zacisnęła usta. Już tyle razy próbowała to jej wyperswadować. Na próżno. Miała do czynienia z podręcznikowym dysonansem poznawczym. Kiedy Aneta poprosiła ją o zrobienie makijażu ślubnego, Ewelina poczuła się wyróżniona, bo dobrze zapowiadająca się influencerka naprawdę miała w czym wybierać. Ale gdy dowiedziała się, że zdjęcia będą robione na cmentarzu, miała ochotę się wycofać. Nie potrafiła jednak złamać obietnicy i ostatecznie zgodziła się pomalować Anetę. Przyszła panna młoda chciała, żeby makijażystka była z nią cały czas, na wypadek gdyby coś trzeba było poprawić, domalować, przypudrować. Tutaj jednak spotkała się z kategoryczną odmową Eweliny, która nie zamierzała biegać po cmentarzu z brokatem i paletką cieni do oczu.
Oczywiście przed Anetą wielu łączyło sacrum z profanum, a pomysł fotografa na nietypową sesję wcale nie był taki oryginalny. Od dwa tysiące dziesiątego roku jeden z producentów trumien co roku publikuje kalendarz, w którym roznegliżowane kobiety reklamują trumny. Sceptyk mógłby powiedzieć, że marketingowe szczucie cycem ma się dobrze w każdej branży, ale co ciekawe, całkowity dochód ze sprzedaży kalendarzy jest przeznaczony na cele charytatywne, a sam pomysł, co Ewelina musiała przyznać, ostatecznie oswaja ze śmiercią. Tak, czy inaczej, budzi kontrowersje. Zatem cel osiągnięty.
– Skoro to sesja gwiazd, nie rozumiem, czemu się uparłaś, żebym to ja zrobiła ci makijaż. Powinnaś skorzystać z usług profesjonalistki. Można powiedzieć, że ja wypadłam z obiegu.
– Bez fałszywej skromności, proszę. A poza tym najważniejsze jest dla mnie zaufanie, a nie certyfikaty.
– Nie przeszkadza ci, że zmieniłam branżę?
– Ewelina, daj spokój. Tak, wiem, na co dzień malujesz zmarłych. Przecież od tego nie umrę. A może to jakiś zabobon, co? – Zaśmiała się. – Panna młoda pomalowana przez osobę wykonującą makijaż zmarłym wkrótce sama umrze
– mówiła sztucznie poważnym głosem.
– Nie ma.
– No widzisz. Lepiej zabierajmy się do pracy, bo czasu coraz mniej. A co do zabobonów – Aneta machnęła ręką – i tak nie wierzę w takie głupoty.
W tym momencie ze ściany spadło jedno z przyklejonych taśmą zdjęć. Przedstawiało znacznie młodszą Anetę wśród fioletowych kwiatów. Zanim z cichym plaśnięciem wylądowało na podłodze, przyszła panna młoda odruchowo ruszyła przed siebie, żeby je złapać. Nie udało się, a ona zahaczyła łokciem o kubek z winem, który również upadł i roztrzaskał się w drobny mak. Czerwone zacieki momentalnie wdarły się w szpary między panelami, tworząc kontrast z niemal białym odcieniem podłogi imitującej drewno. Wino swoimi mackami dosięgło leżącej na ziemi fotografii, zalewając czerwonymi strużkami twarz Anety, jak krwią.
Źródło: Prószyński i S-ka
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat