Jim Lee – guru współczesnego komiksu
O mały włos nie został lekarzem. Gdyby nie młodzieńcza fascynacja komiksami, można by go spotkać na szpitalnym korytarzu, a nie na konwencie o superbohaterach. Ostatecznie jednak zamiast ratować ludzkie życie, wolał rysować tych, którzy ratują całe planety.
O mały włos nie został lekarzem. Gdyby nie młodzieńcza fascynacja komiksami, można by go spotkać na szpitalnym korytarzu, a nie na konwencie o superbohaterach. Ostatecznie jednak zamiast ratować ludzkie życie, wolał rysować tych, którzy ratują całe planety.
Jim Lee urodził się w 1964 roku w Korei Południowej, ale wkórtce wraz z rodzicami przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Gdy stawiał swoje pierwsze kroki, na pewno jeszcze nic nie zapowiadało, że w przyszłości stanie się wielką gwiazdą w świecie komiksu. Oznaki talentu zauważono u niego dopiero w szkole, gdzie rysował plakaty do przedstawień teatralnych. Swoje dzieciństwo Lee wspomina raczej pozytywnie, choć pamięta, że od zawsze był outsiderem. Właśnie dlatego tak bardzo do gustu przypadły mu komiksy z serii X-men, w której bohaterowie o nadzwyczajnych umiejętnościach również często żyją na uboczu społeczeństwa. Komiksy dość wcześnie stały się dla niego ważnym elementem codzienności. Jego koledzy w szkolnym roczniku przepowiadali mu karierę właściciela komiksowego wydawnictwa, ale sam Lee nie traktował tej swojej słabości zbyt poważnie. W przyszłości zamierzał być lekarzem. Aby wcielić ten plan w życie, dostał się nawet na Princeton, gdzie zaczął studiować psychologię.
Przeznaczenie jednak pokrzyżowało jego ambitne plany. Pomiędzy zajęciami znalazł czas na kurs rysunku, który odświeżył jego miłość do komiksów. Tak się też akurat złożyło, że amerykańskie komiksy przeżywały w tamtym momencie istny renesans. Jim Lee zaczytywał się w historiach o Batmanie i w serii Watchmen. Jego idolami z tamtych czasów byli Dave Gibbons oraz Frank Miller. Udało mu się ukończyć pierwszy stopień szkoły, ale powstrzymał się przed złożeniem papierów na drugi. Wizja bycia lekarzem nie była już tak pociągająca jak dawniej. W końcu zdecydował się na spróbowanie sił w przemyśle komiksowym. Równocześnie musiał obiecać rodzicom, że jeśli w ciągu roku nie uda mu się odnieść sukcesu na tym polu, to wróci do dawnych planów.
Pierwsze próby nie przyniosły spodziewanego sukcesu. Na szczęście znów przeznaczenie doszło do głosu w tworzeniu historii jego życia. Znajomi rysownicy namówili go na wzięcie udziału w nowojorskim konwencie, gdzie Jim poznał Archie Goodwin, znanego twórcę komiksów. Spotkanie to zaowocowało propozycją współpracy z Marvel Comics i dopiero od tego momentu kariera Lee rozkręciła się na dobre.
Pierwsze zlecenie dla początkującego artysty na pewno stanowiło nie lada wyzwanie. Lee miał zająć się rysunkami m.in. do komiksu z serii The Punisher. Jego prace się spodobały i szybko został okrzyknięty jednym z największych talentów swojego pokolenia. Krótko po tym miał okazję do pracy nad swoim ulubionym tytułem z dzieciństwa. Współtworzenie historii X-menów dla młodego artysty musiało być czymś w rodzaju spełnienia marzeń. A przy okazji okazało się jednym z największych sukcesów w jego karierze. X-men vol.2, który współtworzył, to najlepiej sprzedający się komiks wszech czasów. Dzięki tej pozycji wydawnictwo zarobiło prawie 7 milionów dolarów. Fakt ten był już niepodważalnym dowodem na to, że świat komiksów zyskał nową gwiazdę. Sam Stan Lee, legenda wydawnictwa Marvel, docenił jego twórczość, przeprowadzając z nim wywiad w serii The Comic Book Greats.
Jim Lee sam także dość szybko zdał sobie sprawę z wartości swojego talentu. W 1992 roku odszedł z Marvela, aby dołączyć do grupy niezależnych artystów tworzących Image Comics. Dzięki temu Lee zyskał znacznie większą kontrolę nad wydawanymi tytułami. Mógł w pełni dać upust swojej kreatywności tworząc zupełnie nowe światy i postaci. W ramach nowej współpracy wydał jeden z swoich flagowych komiksów - WildC.A.T.s. Komiks ten okazał się świetnie narysowany (jak wszystkie poprzednie dzieła Lee), ale niestety niezbyt ambitny pod względem scenariusza. Kolejne pozycje sygnowane nazwiskiem rysownika i wydawnictwa Image Comics nie odniosły już większych sukcesów. Po czterech latach Jim Lee wrócił do uniwersum Marvela, gdzie zajął się projektem Heroes Reborn. W ramach projektu Lee przygotowywał nowsze wersje Kapitana Ameryki, Iron Mana i Fantastycznej Czwórki.
W czasie krótkiego incydentu z Image Comics Jim Lee zaangażował się w jeszcze jeden dochodowy projekt i to na nim koncentrował się w późniejszych latach swojej kariery. Lee, zgodnie z przepowiedniami szkolnych kolegów, stworzył wydawnictwo komiksowe WildStorm. Coraz rzadziej zajmował się rysowaniem, a skupiał się na umacnianiu pozycji swojej firmy. Wykorzystując kontakty w branży, zaangażował do współpracy znanych komiksowych twórców, np. Frank Quitely , Mark Millar i John Cassaday . Udało mu się też wypromować kilku nowych artystów. Szybko jednak zdał sobie sprawę z tego, że taka praca nie jest jego powołaniem. Kończąc swoją przygodę z Marvelem, sprzedał WildStorm zainteresowanym ofertą właścicielom DC Comics. Przy okazji podpisał z nimi też kontrakt na wyłączność. Od tego czasu Jim Lee to jedna z najjaśniejszych gwiazd wydawnictwa braci Warner.
W 2008 roku Jim Lee podjął się nowego wyzwania. Został mianowany dyrektorem wykonawczym nowego projektu wydawnictwa koncentrującego się na stworzeniu gier RPG w oparciu o komiksowe uniwersum. Mimo nowych obowiązków nie rezygnował ze swojej artystycznej funkcji w DC. Dzięki współpracy z komiksowym gigantem miał okazję do współtworzenia historii kolejnego bohatera z młodości. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych tytułów w jego CV jest Batman, nad którym Jim Lee pracował w ciągu ostatnich kilkunastu lat.
W 2011 roku właściciele DC zdecydowali się na ryzykowny krok, w którym zapowiadali absolutnie nową odsłonę przygód swoich superbohaterów. Za nowe wcielenie postaci odpowiedzialny był m.in. Jim Lee. Ciągłość dotychczasowych przygód została zburzona, dlatego artyści mieli ogromne pole do popisu dla swoich umiejętności. Tak powstała seria Justice League #1, do której Lee stworzył wprost brawurowe okładki. To głównie dzięki nim projekt był dyskutowany w międzynarodowych mediach. Największym echem odbiła się okładka 12 wydania, na której Superman i Wonder Woman zostali uwiecznieni w namiętnym uścisku inspirowanym obrazem Pocałunek Gustava Klimta oraz fotografią z 1945 V-J day autorstwa Alfreda Eisenstaedtsa.
W przypadku rysowników komiksów pomysłowość nie przesądza o sukcesie. Zazwyczaj musi równoważyć ją także techniczna biegłość. Jim Lee dzięki swoim dziełom spopularyzował technikę cross-hatchingu, polegającą na tworzeniu cieni za pomocą wielu równoległych linii. Jego rysunki cechuje duża dynamika i niespodziewana perspektywa. To właśnie przywiązanie do technicznych detali bywało powodem krytyki prac artysty. Komentatorzy zarzucali mu niewystarczający wkład emocjonalny w tworzone rysunki. Jednak nie da się ukryć, że przeważająca większość fanów komiksów z całego świata nie popiera takiej opinii. Dziś prace sygnowane jego nazwiskiem są gwarantem rysunków z najwyższej półki dla całej rzeszy odbiorców, a każda zapowiedź nowego projektu z jego udziałem jest entuzjastycznie przyjmowana.
Jim Lee będzie gościem tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, który odbędzie się w dniach 15-17 września 2017 roku.
Źródło: fot. Movie Pilot
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat