Ludzie kochają robić złe rzeczy
Już niedługo Walter White powróci w drugiej części piątego sezonu Breaking Bad. Znów będzie popełniał czyny moralnie wątpliwe, ale za to go przecież uwielbiamy.
Już niedługo Walter White powróci w drugiej części piątego sezonu Breaking Bad. Znów będzie popełniał czyny moralnie wątpliwe, ale za to go przecież uwielbiamy.
Umierasz. Dostajesz wyrok od onkologa czy jakiegokolwiek innego anioła śmierci, że nie pozostało ci już wiele czasu. Zawsze byłeś człowiekiem szalenie honorowym, kochającym swoją nieco pretensjonalną żonę, niepełnosprawnego syna i będącą dopiero w drodze córeczkę. I tak, dzień po dniu, toczyło się twoje życie. Nie traktowało cię ono po macoszemu: masz dom z basenem, rodzinny samochód, ciepłą posadkę nauczyciela. Amerykański, monotonny, regularny sen. I z niego, właśnie teraz, budzi cię onkolog.
Obraz Bryana Cranstona, grającego w Breaking Bad Waltera White’a, kojarzy się głównie z postacią głupkowatego ojca ze Zwariowanego świata Malcolma. Z nową rolą kontrastuje on tak mocno, że aż trzeba zmrużyć oczy. W rzeczywistości to nie postać z sitcomu podkusiła Vince'a Gilligana, by powierzyć mu główną rolę w Breaking Bad. Cranstona pamiętał bowiem z serialu Z archiwum X, gdzie zagrał antysemickiego rednecka, który był zaangażowany w uprowadzenie Muldera. Giligan odpowiadał wcześniej również za casting w kultowej produkcji stacji FOX. "Potrzebowaliśmy kogoś, kto będzie dramatyczny i przerażający, jednocześnie posiadając wyraźne pokłady człowieczeństwa, by widzowie mogli mu współczuć, gdy ten będzie umierał. Bryan zagrał to idealnie" - wspomina pierwsze spotkanie z Cranstonem twórca serialu AMC .
Vince Gilligan poszukiwał kogoś równocześnie odrażającego i sympatycznego, by uwydatnić te aspekty przemiany, które są najbardziej charakterystyczne. Chciał, żeby antypatia, która powinna wytworzyć się w widzu naturalnie po kilku sytuacjach, których oglądający był świadkiem, stałą się raczej niepokojąco nienaturalna. W myśl zasady, że wszyscy uwielbiamy złych skurczybyków, zwłaszcza jeśli pokaże się nam ich punkt widzenia (archetyp antybohatera stoi przecież za sukcesem "Ojca Chrzestnego", Dextera i tuzina innych produkcji), jednocześnie ich też w pewien sposób usprawiedliwiamy. Ba, sięga to nawet głębiej, bo nieraz usprawiedliwiamy siebie z usprawiedliwiania ich ("jak mogę dopingować mordercy?!"). Walter jest nam więc prezentowany jako ktoś, kto mści się na okrutnym losie, choć to, co udaje mu się osiągnąć także ma swoją cenę. Podczas drogi na narkotykowy szczyt, bohater gubi ideały i morale, traci duszę i ciepło, stając się żywą legendą w branży. W pewnym momencie to nie w imię rodziny się poświęca i ryzykuje, ale samego biznesu, w którym znalazł się już na poziomie Tony'ego Montany. Widać to nawet po zmianach w zaroście, fryzurze, ubiorze, czterech kółkach. White staje się zimny i zdeterminowany, by osiągnąć sukces.
Walter White nie urodził się złoczyńcą, chociaż można powiedzieć, że to jego ukryty talent, który prezentuje nam dziś od kuchni. Nieco innej. Studenci chemii często chwalą się, jak uczyli się otrzymywać amfetaminę, czy w próbówkach tworzyli istne fajerwerki. Człowiek zajmujący się tą dziedziną nauki to tak po prawdzie współczesny alchemik. Walter był prawdopodobnie bardzo dobrym studentem, by nie powiedzieć kujonem. Miał w sobie nieskończone pokłady pasji. Złymi zbiegami okoliczności nie udało się mu się jednak rozwinąć skrzydeł w branży naukowej, więc jedyne, co mu pozostało to ciepła nauczycielska posadka.
Z Jessiem, innym bohaterem Breaking Bad jest inaczej. To człowiek trudny, zagubiony, nieco odklejony od świata i ludzi, których ciągle rozczarowuje swoją gwałtownością i potrzebą udowadniania wszystkiego. Po kilku odcinkach pierwszego sezonu serialu wydawał się nie przystawać do Waltera. Był właściwie skazany grać drugie skrzypce. Jak z taką miałką osobowością miałby partnerować White'owi? Weryfikacja opinii widzów przychodzi nader szybko, bo przemiana następuje również u Jessiego. Co ciekawe, ta przebiega nieco inaczej, choć stopień ich traumy jest podobny. Wygląda to tak, jakby niesforny ołówek wpadł do najostrzejszej temperówki, jaką można sobie wyobrazić. Nie sprawia to, że temperatura krwi spada u niego do zera absolutnego i łagodnieje. Wręcz przeciwnie. Jessie uczy się, co jest najważniejsze i jaki trzeba ponieść koszt, aby tego nie stracić. O dziwo, z tej dwójki to nie Walter płacze nocami w poduszkę.
Historia ich drogi na szczyt metamfetaminowego Everestu, której nie powstydziłby się sam Machiavelli, to jeden z najspokojniejszych i najkonsekwentniejszych popisów scenariuszowych, jakie telewizja widziała od dawna. Vince Gilligan, który stoi za sukcesem Breaking Bad dopina wszystko na ostatni guzik, a nawet i zasuwkę, sprawiając, że tempo serialu pozwala odegrać wszystkie emocje po koniuszki palców i nie popędza żadnej reakcji. Breaking Bad trzyma w napięciu jak dobry Hitchcock. Suspens rośnie z sekwencji na sekwencję. Kiedy już wydaje się, że akcja dochodzi do rozwiązania lub zamknięcia jakiegoś rozdziału, kolejny wątek wychodzi na światło dzienne i od nowa napędza tę narkotykową maszynerię.
Niespiesznej, choć perfekcyjnie prowadzonej narracji towarzyszy również nienaganna realizacja techniczna. Nie brakuje tu błyskotliwych, pełnych symboliki ujęć. Kamera podążająca za niesioną na plecach łopatą w żadnym innym serialu nie była nigdy tak mocno obciążona znaczeniowo, a szczegółowe ukazanie każdego grymasu na twarzy danej postaci, przywodzi na myśl filmy Larsa von Triera. Bohaterów obserwujemy kolejno w każdym ich stanie ducha - w trakcie rozmowy, po usłyszeniu znaczącej informacji, czy po dokonanym istotnym czynie.
Tegoroczne odcinki będą miały charakter słodko-gorzki (znając twórców, z naciskiem na to drugie), bo druga połowa piątego sezonu zakończy historię na dobre. Z jednej strony wielka szkoda, ponieważ Breaking Bad jest jednym z niewielu seriali podnoszących - już i tak na początku wysoko ustawioną - poprzeczkę jakościową z każdym kolejnym rokiem, z drugiej natomiast fakt zupełnie zrozumiały, bo historia Waltera White'a po prostu kiedyś musi dobiec końca. To nie będzie jednak tylko pożegnanie króla narkotykowego imperium, to także odejście króla seriali.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1942, kończy 82 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1974, kończy 50 lat
ur. 1944, kończy 80 lat