Mortal Kombat – dobry film oparty na grze
18 sierpnia minęło 25 lat od premiery filmu Mortal Kombat, który stał się dla wielu kultowym klasykiem. Pomimo pewnych wad jest to bezapelacyjnie dobry film oparty na grze.
18 sierpnia minęło 25 lat od premiery filmu Mortal Kombat, który stał się dla wielu kultowym klasykiem. Pomimo pewnych wad jest to bezapelacyjnie dobry film oparty na grze.
Moją ulubioną walką jest zdecydowanie Liu Kang vs. Sub-Zero, która po raz kolejny udowodniła, dlaczego Sub-Zero i Scorpion są tak popularnymi postaciami. Obaj kradną sceny, budując wyjątkowy klimat i zachwycając umiejętnościami. Sam moment, w którym Sub-Zero idzie schodami, a my obserwujemy to na ujęciu z dalszej odległości, tworzy wyśmienitą atmosferę, która pokazuje, że Paul W.S. Anderson miał do tej produkcji rękę. Sub-Zero grany był przez Francoisa Petita, który w pojedynku z Robinem Shou zaprezentował coś dynamicznego i odpowiednio efektownego. Może się podobać to, że aktorzy dodali wiele do stylu walki swoich postaci, dzięki czemu nie odczuwa się podobieństw i powtarzalności. Jedynym mankamentem tego pojedynku jest jego szybki koniec - zakończenie z użyciem mocy Sub-Zero wybija z rytmu, pozbawia potrzebnej dynamiki i opiera się na banalnym rozwiązaniu fabularnym.
Nie wszystkie sceny akcji są jednak na wysokim poziomie - i nie jest to wina ani choreografii, ani reżysera, ale castingu. Kiedy występują osoby, dla których sztuki walki są chlebem powszednim, przekłada się to na wiarygodny i dobry efekt. W Mortal Kombat gra jednak też Bridgette Wilson, która wciela się w Sonyę Blade. Brak jakichkolwiek umiejętności raził mnie w 1995 roku i razi do dziś. Jej walka z Kano to najsłabszy element całego filmu, co jest momentami nawet aż przykre, bo trudno uwierzyć w zwycięstwo Sonyi. Wyjaśniać to może fakt, że Wilson została zatrudniona w ostatniej chwili, więc nie miała nawet czasu przejść porządnego treningu, aczkolwiek jeśli nikt nigdy nie trenował sztuk walki, to takie przeszkolenie i tak rzadko pozwala na osiągnięcie zadowalających efektów - trzeba mieć naprawdę wyjątkowy talent (przykład: Zhang Ziyi z filmu Hero). Pierwotnie w Sonyę Blade miała wcielić się Cameron Diaz, która długo trenowała sztuki walki i przygotowywała się do tej roli, ale właśnie podczas jednego z treningów doznała kontuzji nadgarstka.
Podobne wrażenie tyczy się Talisy Soto w roli Kitany, która na szczęście nie miała zbyt wiele do roboty w tej kwestii. Dziwię się, że nie zdecydowano się na Cynthię Rothrock, legendę kina kopanego w swoim złotym okresie kariery, która w końcu była inspiracją dla twórców gry przy tworzeniu Sonyi Blade.
Mortal Kombat po dzień dzisiejszy zachwyca wykonaniem. Scenografie są niesamowicie dopracowane, klimatyczne i robią bardzo dobre wrażenie. Wszystko tutaj imponuje - począwszy od aren walk, przez wygląd Zaświatów, użycie CGI, a skończywszy na wykorzystaniu naturalnych krajobrazów Tajlandii, w której film był kręcony. Najlepszym jednak efektem specjalnym jest książę Goro, który współcześnie na pewno byłby zrobiony efektami komputerowymi. To animatroniczna kukła, którą sterowało od 14 do 16 osób. Obecnie widać na ekranie, że nie jest żywą postacią, ale mimo wszystko to kawał zachwycającej roboty, która budzi szacunek i podziw. Szkoda tylko, że wpłynęło to na ograniczenie pokazania potęgi Goro. Bohater ten jest jasnym punktem filmu, ale niestety jego siły nie czuć tak bardzo w walkach.
Ciekawostka: głosu Goro użyczył Kevin Michael Richardson, którego słyszeliśmy w serialu "Marvel's Guardians of The Galaxy" w roli Groota.
Klimat "Mortal Kombat" był budowany także za pomocą muzyki, która wpłynęła bardzo pozytywnie na jakość i kultowość obrazu. Wszystko tutaj zostało dograne wręcz perfekcyjnie - od muzyki ilustrującej George'a S. Clintona, który sam nazwał ją Techno-Taiko-Orcho, czyli mieszanką techno z azjatyckim instrumentami etnicznymi, po różne wykorzystane utwory, które często tworzyły fenomenalną atmosferę. Nic dziwnego, że soundtrack bił rekordy popularności, a klimat dzięki niemu nadal jest jednym z najjaśniejszym punktów filmu. Oczywiście wspomnieć trzeba niezapomniane Immortals z okrzykiem Mortal Kombat, które stało się kultowym utworem kojarzonym z tą serią.
Problemem Mortal Kombat jest scenariusz - momentami jest po prostu zbyt banalny, niektóre dialogi są niezamierzenie komiczne, a rozwój postaci nie do końca przekonuje. Kolejny minus to aktorzy, którzy sprawdzają się w scenach akcji, ale w innych fragmentach opowieści - już niekoniecznie. To wszystko jest w filmie wyraźnie widoczne, aczkolwiek w żadnej mierze nie neguje jego zalet. Nadal jest to produkcja efektowna i klimatyczna, a pewne sceny wciąż wywołują ciary na plecach - jak chociażby pierwsze wejście Scorpiona i Sub-Zero na pokładzie łodzi Shang Tsunga. Ich wierne grze kostiumy mogą sprawiać wrażenie kiczowatych, ale tak nie jest, bo w tej konwencji aktorzy nadal wyglądają fenomenalnie, a w akcji imponują umiejętnościami.
Na tle całej obsady wyróżnia się Cary Hiroyuki Tagawa w roli Shang Tsunga. Była to rola wyrazista, przerysowana, ale szalenie dobra. Wciąż ogląda się go kapitalnie, a aktor imponuje charyzmą. Dobrze się też sprawdza w wielkim finale w walce z Liu Kangiem, kiedy jego kreacja aktorska i umiejętności w sztukach walki tworzą mieszankę, dzięki której te sceny budzą emocje. Aktor powrócił do tej roli w "Mortal Kombat: Legacy" i tak naprawdę trudno sobie wyobrazić kogoś innego jako Shang Tsunga. Ta rola przyniosła mu zasłużoną popularność.
Film"Mortal Kombat może nie jest tak brutalny jak gra, ale nadal jest to dobra produkcja, która wyraźnie była tworzona z szacunkiem do pierwowzoru przez ludzi, którzy czują ten klimat. Jest tutaj sporo nawiązań (np. zakończenie walki ze Scorpionem poprzez rzucenie fotografii z autografem), specjalnych ciosów z gry i mitologii, która potrafi przykuć uwagę oraz pokazać, że drzemie w tym dobry pomysł oraz potencjał na o wiele więcej. Ten oczywiście producenci zmarnowali, tworząc kontynuację pt. Mortal Kombat: Annihilation, którą najlepiej omijać z daleka.
Po 25 latach od premiery Mortal Kombat nie dziwi fakt, że film ten jest uznawany za kultowy. To prosta, ale klimatyczna i efektowna rozrywka, którą znakomicie się ogląda i która pokazuje, że da się zrobić dobry film oparty na grze. Warto do niego powrócić i obejrzeć go jeszcze raz.
Tekst został pierwotnie opublikowany w 2015 roku na 20. rocznice premiery
- 1
- 2 (current)
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat