Zachwyty i rozczarowania 2015 – Jędrzej Skrzypczyk
2015 rok z pewnością był ekscytujący dla wszystkich fanów filmów i seriali. Pod koniec roku postanowiliśmy więc podzielić się tym, co pochłonęło nas bez reszty, oraz tym, co nas irytowało. Tym razem przyszedł czas na moje zachwyty i rozczarowania 2015 roku.
2015 rok z pewnością był ekscytujący dla wszystkich fanów filmów i seriali. Pod koniec roku postanowiliśmy więc podzielić się tym, co pochłonęło nas bez reszty, oraz tym, co nas irytowało. Tym razem przyszedł czas na moje zachwyty i rozczarowania 2015 roku.
Inside Out
Dzieło, które lubię nazywać najlepszym filmem 2015 roku i któremu będę kibicować podczas nominacji oscarowych oraz już samej gali, by produkcja Pixara stała się pierwszą animacją, która odbierze statuetkę właśnie w tej kategorii. Film ten jest niezwykłą przygodą, pełną emocji (choć trudno, żeby tak nie było, skoro główni bohaterowie są właśnie emocjami) i nieograniczonej wyobraźni. Za W głowie się nie mieści stoi pasja, a nie kalkulacja; piękno, a nie sprowadzanie historii do najniższego wspólnego mianownika. W efekcie dostajemy dzieło, które dorośli będą odbierać znacznie mocniej niż dzieci – bo znamy schematy i efekty dorastania. Ta melancholijna podróż, przez którą znów poczujemy się jak dzieci, doprowadzi nas do krawędzi w wielu momentach filmu. Muzyka Michaela Giacchino dopilnuje tego, by Wasze policzki były mokre od łez, a kąciki ust obolałe od śmiechu.
Youth
Sorrentino jest piekielnie interesującym twórcą – 40 na karku, lata spektakularnych sukcesów, a ten kręci filmy o rzeczach pierwszych i ostatecznych, jakby każdy jego obraz miał być ostatecznym manifestem… wszystkiego. Moim zdaniem w Wielkim pięknie udało mu się to połowicznie, tworząc bardziej esej egzystencjalny niż pełnoprawną historię, ale Młodość jest już arcydziełem w pełnym tego słowa znaczeniu – pięknym, prowokującym, czasem bolesnym, ale pozostawiającym sporo po seansie. Sorrentino nie jest subtelnym twórcą, ale wcale nie musi taki być – postacie więc z naiwną otwartością wyrażają swoje opinie na świat, czerpią z niego całkowicie lub zamykają się kompletnie przed nim. Ci stosujący półśrodki to dziwaki i przezroczyste, godne pożałowania figury. To świetny, wyrywający się oczekiwaniom sposób na opowiedzenie o życiu, miłości i marzeniach – bez owijania w bawełnę, prosto, zaskakująco. Podrasowanie miejscami popową estetyką robi ogromne wrażenie.
Steve Jobs
Danny Boyle, Aaron Sorkin i Michael Fassbender – ten przepis musiał się sprawdzić, ale nigdy film ten nie był na mojej liście najbardziej oczekiwanych obrazów. Nawet siadając w kinowym fotelu, nie spodziewałem się tego, w jak doskonały, bezbłędny, oryginalny i agresywny sposób przedstawiona zostanie mi historia Steve’a Jobsa. Formalna i narracyjna perfekcja połączona z aktorami u szczytu swojej kariery tworzy widowisko, które oddziaływało na mnie tak samo mocno jak Interstellar czy Whiplash przed rokiem. Boyle wyciągnął w tym filmie swoje najpotężniejsze działa i strzelał nimi najgłośniej, jak tylko się da. Mogła wyjść z tego pretensjonalna papka, ale przy takiej postaci, jaką jest Jobs, i przy takiej obsadzie wyszedł jeden z najlepszych filmów tego roku.
Rozczarowania:
Star Wars: The Force Awakens
Jak wielu, także i ja stałem się ofiarą zawyżonych oczekiwań. Gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl, że ten film spokojnie dorówna oryginalnej trylogii. Że te postacie, ten styl, ten świat to samograj i wystarczy jedynie włączyć maszynę, by wszystkie trybiki wskoczyły na swoje miejsce. Niestety otrzymaliśmy ostatecznie półprodukt – piękny, żywy, dopracowany wizualnie, ale z bardzo nieokreślonym światem, fabularnymi skrótami i dialogami, które raniły moje wrażliwe na Gwiezdne wojny serce. Nostalgiczne chwyty zadziałały za pierwszym, drugim, trzecim razem, ale gdy zorientowałem się, że otrzymuję Nową nadzieję. Wersję Beta, w której stara gwardia gra poprawnie bądź źle, a jeden z głównych bohaterów parodiuje Hitlera, to przyjemność płynąca z oglądania Przebudzenia Mocy drastycznie spadła. Zaznaczam jednak, że to nie jest film zły – nowe trio jest fenomenalne, BB-8 przekochany, a historia ta nadal ma szanse na to, by stać się tą definiującą pewne pokolenie, jak miało to miejsce w latach 80. Najwyższy czas jednak, by skupić się nie na fanach, a na samej historii – bez niej nawet Moc na nic się nie zda. Aha, zaproście Giacchino do komponowania muzyki.
Zwiastun Batman v Superman: Dawn of Justice
Uwielbiam Człowieka ze Stali – jestem świadomy wszystkich zagrań, szczególnie autorstwa Davida S. Goyera, które ośmieszają ten film, jednak ta historia, ta postać i zrealizowanie jej w widowiskowy, nowatorski sposób wystarcza mi na to, by uznać go za jeden z lepszych superbohaterskich filmów ostatnich lat. Zapowiedź kinowego uniwersum DC, kompletnie (miejmy nadzieję) innego od tego Marvela, rozpaliła moją ekscytację na nowo: Affleck jako Batman, Eisenberg jako Luthor, w tym świecie i stylu, który wykreował Snyder – tak jest! W grudniu jednak pojawił się zwiastun, który zatkał tę promocyjną pompę – to, co ma być zabawne, nie śmieszy, a to, co ma być emocjonujące, wcale takie nie jest. Wiele scen wygląda brzydko i nieprzekonująco. W pewnym momencie z najbardziej oczekiwanego filmu 2016 roku produkcja ta spadła gdzieś w dół listy, by sobie przypomnieć w końcu o niej w okolicach marca. Twórcy informują, że zwiastun nie zdradza tak naprawdę niczego, że nadal chowają wiele asów rękawie. Po co więc wypuszczać zwiastun, który robi wrażenie, jakby streszczał całą historię, i to w najmniej efektowny sposób? Proszę, nigdy więcej takich pomyłek.
Plakaty Kino Świat
To nawet nie jest rozczarowanie, bo to, że Kino Świat po raz kolejny pochwali się sztuką najniższych lotów, było do przewidzenia. Ale boli to, bardzo boli, że obok oczywistych klap, jak Żyć nie umierać czy Anatomia zła, dystrybutor ten pokaleczył znakomite filmy swoją kampanią reklamową. Niektóre plakaty wyglądają tak, jakby były robione w generatorze, do którego można wrzucić zdjęcia aktorów, tytuł i słaby tagline, by powstało to, co wisi aktualnie w kinach. Inne zaś to już wyższa szkoła jazdy – zero kompozycji, zero choćby minimalnego wyczucia stylu. Tak powstały perełki reklamujące 11 minut Jerzego Skolimowskiego, jednego z najbardziej utytułowanych polskich reżyserów, oraz Demona, hit tegorocznego festiwalu filmowego w Gdyni. Nie mogę na to patrzeć…
- 1
- 2 (current)
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat